Przezorny zawsze ubezpieczony. Niektóre przypadki trudno przewidzieć

"Nawalne deszcze, trąby powietrzne, grad wielkości kurzych jajek – oto rachunek, jaki wystawia nam natura za złe traktowanie (...). Grozy dodaje fakt, że wiele miejsc przyroda zaatakowała nie po raz pierwszy (...)."

Fot. Wikimedia

Towarzystwa ubezpieczeniowe, każde na własny użytek, robią mapy, na których zaznaczają wszystkie punkty pogodowych katastrof oraz częstotliwość, z jaką wystąpiły. Na przykład na Półwyspie Helskim wiele piwnic było zalewanych już kilkakrotnie. Ryzyko, że wydarzy się to kolejny raz, zamienia się w pewność, tak jak pewne są powodzie w okolicach Kłodzka, gdzie osiedla mieszkaniowe zbudowano na terenach zalewowych.

Na takich obszarach trzeba liczyć się z koniecznością ubezpieczenia nieruchomości. Jak pokazują dane Polskiej Izby Ubezpieczeń, jeszcze do niedawna Europejczycy mogli spać spokojnie. W latach 2011 – 2020 pogodowe kataklizmy na kontynencie były stosunkowo rzadkie. Roczne straty szacowano na ok. 16 mld euro. W 2021 kwota urosła do 59,4 mld euro, w kolejnym roku była tylko nieco mniejsza. Najbardziej świadomi potrzeby ubezpieczenia są posiadacze domów jednorodzinnych. Polisy od huraganów ma 71 proc. z nich, od zalania – 63 proc. Mieszkańcy domów wielorodzinnych o polisach myślą rzadko, sądząc, że wystarczy ubezpieczenie zawarte przez spółdzielnię czy wspólnotę. Niestety, to za mało.

One ubezpieczają tylko mury i tzw. powierzchnie wspólne, często nie informując o tym nawet właścicieli mieszkań. Wyrwane przez wiatr okno już nie wchodzi w zakres polisy. Zwykle warunki ubezpieczenia studiujemy dopiero wtedy, gdy szkoda powstała.

A tu niespodzianka. Grzegorz z Białegostoku zadeklarował, że jego dom jest ogrzewany gazem (…), ale od pandemii już go na gaz nie stać. Do pokoju, w którym zbiera się rodzina, wstawił „kozę”. I przez tę „kozę” nie tylko spaliła się kanapa i firanki, ale nie dostał też żadnego odszkodowania. Facet, który przyjechał likwidować szkodę, od razu zobaczył w ścianie świeżo zalepioną dziurę po rurze, a w umowie nic o kozie nie było.

Rozczarowanie może czekać również właścicieli budynków wznoszonych systemem gospodarczym. Paweł dom stawiał ze szwagrem. Pewnego dnia wiatr porwał dach. Rzeczoznawca zapytał o dziennik budowy i nazwisko kierownika budowy. Odpowiedzi nie dostał, więc oznajmił, że dom postawiono niezgodnie ze sztuką budowlaną. Pieniądze na nowy dach Paweł musiał wyłożyć z własnej kieszeni. 

2024-08-03

E.W. na podst. Joanna Solska „Polisa od burzy”. Polityka nr 31/2024