Nie tylko w głowie. Olejarnia Krzysztofa Gałkowskiego

W Rzeczpospolitej olej tłoczono niemal w każdym folwarku. Dziś markety zapełniają produkowane fabrycznie oleje, które służą przede wszystkim do smażenia. Na szczęście zostało też trochę tradycyjnych olejarni, których wyroby są równie smaczne i zdrowe jak najlepsza śródziemnomorska oliwa.

Fot. YouTube i archiwum firmy

Grodzisk Wielkopolski, chociaż nie ma wielu mieszkańców (15 tys.), jest miastem z bogatą przeszłością. Nie omijały go ani najazdy, ani epidemie. Na początku XX wieku przejeżdżał przez miasto Michał Drzymała wraz ze swoim wozem. Sto lat później Grodzisk rozsławił jego prawnuk Zbigniew, który zbudował wielką firmę zajmującą się produkcją poszycia foteli samochodowych. Znalazł się na liście 100 najbogatszych Polaków, stworzył drużynę piłki nożnej, która przez kilka sezonów grała w ekstraklasie (zdobyła wicemistrzostwo i Puchar Polski), rozgrywając mecze na własnym kameralnym, nowoczesnym stadionie. Dziś po tamtych czasach chwały pozostały tylko wspomnienia.

Za to od ponad wieku w Grodzisku niezmiennie dobrze radzi sobie Zakład Wytłaczania Oleju rodziny Gałkowskich, którego historia zaczęła się w 1911 r.

– Jan, mój pradziadek, był piekarzem – wspomina Krzysztof Gałkowski. – Piekarni było wówczas więcej niż olejarni i zapewne z tego powodu pradziadek się przebranżowił. Po Janie interes przejął jego syn Władysław. Były to czasy, gdy olejarnie ograniczały się do świadczenia usług. Przyjeżdżali rolnicy z własnymi nasionami i wyjeżdżali z olejem. Po Władysławie właścicielem został mój ojciec Stanisław. Miał pecha, że żył w strasznych czasach. Wojna, okupacja, komunizm. Zaraz po wojnie władze zachęcały do rozwijania działalności i inwestowania we własne firmy. A jak już zostały rozkręcone, to następowała nacjonalizacja, czyli kradzież. Naszą niewielką olejarnię upaństwowiono pod koniec lat czterdziestych. Ale państwo nie potrafiło nią zarządzać. Zakład z miesiąca na miesiąc podupadał. Nie wiem, jak się to ojcu udało, ale po czterech latach odzyskał firmę, która znajdowała się w katastrofalnym stanie. Szybko wyprowadził ją na prostą. Cały czas jednak trzeba było się martwić różnymi kontrolami. Najgorsza była z urzędu skarbowego. Pod byle pretekstem można było dostać tzw. domiar, czyli gigantyczny podatek, którego wysokość była tak duża, że w wielu wypadkach oznaczała likwidację działalności.

Samo zdrowie

Pan Krzysztof, który już dawno osiągnął wiek emerytalny, nadal z sukcesami kieruje firmą. Od wielu dekad właściciel współpracuje z okolicznymi rolnikami, u których kontraktuje nasiona roślin. Rocznie to ponad 200 ton. Plantatorzy przywożą je już oczyszczone i wysuszone. Polityka firmy jest taka, żeby tłoczyć olej na bieżąco, ale nie zawsze jest to możliwe, gdyż zbiory roślin oleistych zaczynają się w lipcu od rzepaku, a kończą pod koniec sierpnia na lnie. Dlatego często ziarna muszą leżeć w magazynie.

W zakładzie znajduje się prasa ślimakowa i hydrauliczna; ta ostatnia pamięta jeszcze czasy przedwojenne. Są też piece do prażenia nasion (przerabiane są przez prasę hydrauliczną), maszyna do napełniania butelek oraz tzw. etykieciarka. Przed napełnieniem olej przez kilka dni klaruje się w specjalnych zbiornikach ze stali nierdzewnej. Żeby nie stracił żadnych cennych właściwości, nie jest nawet filtrowany.

Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego niż tłoczenie oleju. Ten fach ma jednak wiele tajemnic i wymaga dużego doświadczenia.

W stałej ofercie firmy jest dziewięć pozycji. Olej z czarnuszki ma bardzo dużo nisko nasyconych kwasów tłuszczowych. Dyniowy podobno korzystnie wpływa na funkcjonowanie gruczołu krokowego i normalizuje proces oddawania moczu. Konopny zawiera witaminy A, B, E i K. Lniany bogaty jest w nienasycone kwasy tłuszczowe o właściwościach leczniczych, w tym przeciwzapalnych. Olej z ostropestu jest bardzo dobrym przeciwutleniaczem. Rydzowy tłoczony jest z nasion lnianki. Zalecany przy cukrzycy typu 2 oraz schorzeniach o podłożu zapalnym. Rzepakowy, pochodzący z podwójnie uszlachetnionych odmian, ma wyjątkowo dużą zawartość kwasu linolenowego. Słonecznikowy wyróżnia się najwyższą zawartością witaminy E. Olej z wiesiołka jest źródłem cynku, magnezu, selenu, wapnia, witaminy E. Stosuje się go w preparatach kosmetycznych do pielęgnacji twarzy, włosów, paznokci.

Oleje Gałkowskiego można kupić na miejscu w firmie, przez internet oraz w sklepach z tzw. zdrową i ekologiczną żywnością. Jak przystało na oleje smakowe, nadają się przede wszystkim jako dodatek do sałatek oraz jedzenia z pieczywem lub białym serem. Wiele osób w ramach różnych diet pije je na czczo. Oczywiście są droższe od marketowych. Pół litra oleju rzepakowego i słonecznikowego kosztuje 10 zł, lnianego i rydzowego – 16. Konopnego i z ostropestu – 35, z dyni – 50 zł. Najdroższe są oleje z czarnuszki (76 zł) i z wiesiołka (100 zł za pół litra), przy czym w dwóch ostatnich wypadkach największe dostępne butelki są dwa razy mniejsze.

– To wszystko są nasze ceny. Sklepy dodają do tego marżę, ale to już nie nasza sprawa. Nie mam wątpliwości, że nasze oleje, uwzględniając ich smak, jakość i koszt zakupu nasion, nie są drogie.

Właściciel niechętnie mówi o finansach firmy, ale przyznaje, że średnia rentowność wynosi kilkadziesiąt procent, co przy produkcji wynoszącej ponad 50 tys. litrów przekłada się na całkiem przyzwoity wynik.

– Nie zabiegam o reklamę. Kiedyś wystawiałem się na targach poznańskich Polagra, ale teraz nie ma takiej potrzeby. Przyjeżdżał do mnie Robert Makłowicz, pisała prasa regionalna i branżowa. Dostawałem wyróżnienia, w tym certyfikat Firma Godna Zaufania, ale dziś do popularyzacji firmy wystarczy strona internetowa i uznanie klientów.

Pan Krzysztof zapewne za kilka lat wybierze się na emeryturę, ale nie boi się o brak następców, gdyż jego syn Patryk ukończył studia rolnicze i od dawna pomaga ojcu w interesach. Będzie to już piąte pokolenie Gałkowskich w tej prawdziwie rodzinnej firmie. 

2024-08-17

Krzysztof Tomaszewski