Dariusz Przywieczerski. Z biznesu do kryminału

Zaprosił na imieniny. I kłopot... Nie wypada pójść z pustymi rękami, ale co można podarować człowiekowi, który ma wszystko?

Fot. YouTube

Na obraz Matejki czy nowy model Mercedesa mnie nie stać, ale coś wypadało przynieść. Nie łączyły nas przyjacielskie stosunki, tylko zawodowe, on biznesmen już z ciekawą przeszłością (która po latach stała się jeszcze bardziej ciekawa); ja – dziennikarz. W końcu kupiłem to, co sam lubię najbardziej, czyli książkę (tytułu już nie pamiętam) i udałem się w przestronne hotelowe sale. Kolejka do solenizanta kończyła się już w korytarzu, a na jej końcu spotkałem Mietka Wachowskiego, do którego dołączyłem. Mietek trzymał w ręku jakiś wielki przedmiot zapakowany w papier (obraz, ale nie Matejko), ja tę książkę.

Gdy składaliśmy życzenia, solenizant nawet nie rozpakowywał, tylko te większe – na prawo, mniejsze – na lewo. Był jak zwykle uśmiechnięty i serdeczny, ale musieliśmy się spieszyć, bo za nami byli już następni – ministrowie, sekretarze, przyjaciele, dziennikarze. Darek był wtedy prezesem Universalu – potężnej firmy giełdowej handlującej artykułami AGD. Zanim tam trafił, zaliczył studia na SGPiS, prace w centralach handlu zagranicznego, w Komitecie Centralnym PZPR, a także na zagranicznych placówkach.

Jednym słowem – człowiek światowy, z odpowiednim na tamte czasy zapleczem organizacyjnym. Przed nim tylko świetlana przyszłość. Jednak Dariusz Przywieczerski stał się bohaterem zupełnie innego romansu. Jego droga zmierzała, niestety, ku więziennym murom, polskim i zagranicznym sądom, nie wspominając już o CIA. Założył jeszcze Bank Inicjatyw Gospodarczych (dziś Millennium), ale jego Universal został usunięty z giełdy za notoryczne łamanie obowiązku informacyjnego. Jeszcze w 1994 roku zajmował 32. miejsce na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.

Byliśmy wtedy bardzo zadłużeni za granicą i powstał pomysł Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, który – mówiąc najogólniej – miał po niższych cenach wykupywać nasze długi. Do jego urzędniczego składu przystał Przywieczerski jako doradca prezesa. I to był początek końca. Szybko zauważono, że z Funduszu wyprowadzono 1,5 mln dolarów. Wyrok sądu (3,5 roku więzienia) zastał Przywieczerskiego na Białorusi. Chyba długo się nie zastanawiał, bo uciekł do Londynu, potem do Nowego Jorku, potem rozpłynął się w powietrzu. Wydano za nim list gończy, a ze świata dochodziły różne wieści. Znajomy dawał słowo, że spotkał go w Teksasie, gdy w miejscowym sklepie sprzedawał gwoździe.

Ktoś inny opowiadał, że w Tokio wychodził z jakiegoś baru. Jedne plotki rodziły drugie, ale jednak okazało się, że dalej przebywa w USA. Więcej – Amerykanie ustalili jego miejsce zamieszkania i numer telefonu, tylko… odmówili przekazania Przywieczerskiego polskim władzom. Długo to wszystko trwało, aż w końcu po 18 latach od wyroku opuścił areszt na Florydzie i samolotem ekstradycyjnym przewieziono go do Warszawy. Inni uczestnicy tego finansowego przekrętu już nie żyli lub dawno odbyli kary. A on zaczął dopiero życie w polskim więzieniu.

Odsiedział swoje, wyjechał na Florydę i stamtąd – jak twierdzą znajomi – od czasu do czasu odwiedza Polskę. Budynek Universalu w Alejach Jerozolimskich dawno już rozebrano i uciekła pamięć o jego kiedyś bogatym lokatorze. 

2024-05-27

Andrzej Bober