Listy do redakcji Angory (21.04.2024)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszej wymiany zdań.

Fot. Domena publiczna

„Panie świadku, panie członku” 

Członek grupy świadków 

Nieudana próba zainstalowania podsłuchu w siedzibie sztabu wyborczego Partii Demokratycznej była iskrą do późniejszego zdmuchnięcia prezydenta USA Richarda Nixona ze stanowiska w 1974 r. Z honorem krętacza, przyciśnięty wieloma faktami, podał się do dymisji. Natomiast bezsporny fakt podsłuchiwania szefa sztabu wyborczego opozycyjnej partii w kraju nad Wisłą nie spowodował (jak dotąd) żadnych skutków prawnych wobec winnych procederu. Jego cyniczni i zakłamani inspiratorzy, bezwzględni jak NKWD-owscy wykonawcy i uradowani bezprawiem partyjni świadkowie przestępstwa nabrali wody w usta, ani myśląc o jakimś tam honorze, nawet w stylu Nixonowym. Przecież członkowie prawicy swój honor mają.

Zapisany na sztandarach! Tylko tam. Prezes PiS podczas przesłuchania przez komisję sejmową do spraw Pegasusa wypierał prawdę, ignorował tym samym rzeczywistość, poddał się wewnętrznemu mechanizmowi obronnemu przed lękiem bycia dosięgniętym konsekwencjami za popełnione czyny – inwigilowania opozycji w kampanii wyborczej w 2019 r., inwigilowania Bogu ducha winnych osób niewygodnych politycznie, przyzwolenia na zwalczanie przeciwników przy wykorzystaniu nielegalnie zdobytych i zmanipulowanych danych. Świadek J. Kaczyński usuwa tym samym ze świadomości myśli mogące boleśnie kojarzyć się z ewentualnym pozbawieniem wolności. Świadek J. Kaczyński i członkowie z PiS robili podczas przesłuchania wszystko, aby przekierować jego odbiór przez opinię publiczną na ślepe tory. Zasłona dymna bojaźliwego lęku świadka, w tworzonym przez jego grupę teatrum wyniosła na pierwszy plan didaskalia będące karmą na użytek mediów – na gorąco rozstrzygano tam, kto wygrał starcie do przerwy, kto po przerwie, kto kogo zaskoczył, jak taktycznie wypadł ten i ów, czy świadek doprowadził przedstawiciela komisji do utraty panowania nad sobą, czy przewodnicząca… itd.

O tym właśnie w artykule Pana Tomasza Barańskiego pt.: „Panie świadku, panie członku” (ANGORA nr 12). Nic o skutkach użycia cyberbroni, czyli Pegasusa, dzięki której dokonano kradzieży wyników wyborów parlamentarnych i zawłaszczono państwo. Nic o chamstwie, które powinno wykluczać posła z Sejmu przed wejściem do gmachu, nic o konieczności zweryfikowania podejścia do wieku pozostawania w aktywności poselskiej, nic o degrengoladzie charakterów ludzi zarządzających strukturami państwa przez osiem ostatnich lat. Gdzie honor, „panie” świadku, „panie” członku… PiS? W komentowanym artykule, jak również w wielu komentarzach polityków i mediów brakuje choćby jednego zdania nadającego powagę sprawie, choćby słowa głównego poszkodowanego Pegasusem.

Poseł K. Brejza ma wiele do powiedzenia o wygranych wszystkich wytoczonych sprawach sądowych przeciwko łajzom szkalującym go przed społeczeństwem zmanipulowanymi danymi z Pegasusa. O świadku J. Kaczyńskim mówi, że „ma mentalność stalkera” i „jest podłym łgarzem”, czego dowiedzie sądownie. Powtarzam więc za K. Brejzą: „Wierzę, że ten oszczerca poniesie odpowiedzialność”. Zachłyśnięty „maestrią” J. Kaczyńskiego Autor twierdzi, że „z wysyłaniem (tego członka… PiS) na emeryturę trzeba jeszcze chwilę poczekać”. Ja twierdzę, że prezio di tutti prezi – antybohater jeszcze wielu komisji śledczych – po tej od Pegasusa stoi na środku Wiejskiej z politycznie opuszczonymi spodniami. Nie ma na co patrzeć. Trzeba skierować do prokuratora. JANUSZ

Sto dni 

Sto dni nowego rządu to zawsze czas na podsumowanie jego dokonań. Od wielu lat w Polsce rządzą nami koalicje różnych, często bardzo odległych od siebie programowo ugrupowań. Mam wrażenie, że nasza polska tradycja nauczyła ich przedstawicieli oddzielania przedwyborczych obietnic od tego, co zostanie w rzeczywistości realizowane. Politycy ci zapominają, że prawo rządzenia uzyskali dzięki swoim wyborcom. Ci ostatni nie dali im carte blanche, lecz akceptując obietnice składane przed wyborami, zobowiązali wybranych do ich realizacji. 15 października głosowałem na ówczesną antypisowską opozycję. Nie podobały mi się rządy tego ugrupowania, ale swoją wyborczą decyzję podjąłem nie tylko dlatego, że chciałem odsunięcia od władzy Zjednoczonej Prawicy. To moje pragnienie nie było spowodowane jakąś nieracjonalną, niczym nieuzasadnioną niechęcią. Jestem zwolennikiem prawa do aborcji, godnego życia niepełnosprawnych i ich opiekunów, rozdziału państwa od Kościoła, wyższej kwoty wolnej od podatków i zmian w naliczaniu składki zdrowotnej. Chciałbym również żyć w bezpiecznym kraju, gdzie obowiązujące w nim prawo jest mądre.

Pięć miesięcy temu przyrzekano mi to. 100 konkretów na 100 dni – to przedwyborcze słowa obecnego Premiera. Kilka miesięcy później, jak w pokerze, powinniśmy powiedzieć: sprawdzam. Są sukcesy – walka o media, sądy i prokuraturę, pieniądze z KPO. Doskonale. Sprawdzam dalej: 60 tys. wolne od podatku od 2026 roku, a może pod koniec obecnej kadencji Sejmu. Pan Premier tłumaczy, że jest zagrożenie ze strony Rosji i trzeba zwiększać wydatki na obronność. Obiecując podwojenie kwoty wolnej podczas kampanii wyborczej, polityk tego formatu nie liczył się z ewentualną agresją państwa, które od kilku lat toczy wojnę z naszym sąsiadem?

Obie odpowiedzi na to pytanie są dla niego niezwykle niewygodne. Agresywność Rosji i jej stałe, odwieczne kierunki ekspansji były dla stojącego na czele polskiego rządu historyka z wykształcenia zaskoczeniem, podobnie jak i odkrycie, że możliwości finansowe państwa nie są bezgraniczne? Trudno w to uwierzyć, choć bardzo szkoda. Szkoda, bo alternatywa jest jeszcze gorsza. Składając przedwyborcze obietnice, wiedział, że nie zostaną one spełnione. Jeżeli tak było, każdy może znaleźć pasujące dla siebie słowo, jakim powinno się określić ten sposób postępowania. Oglądając wywiad w telewizji z koleżanką partyjną Premiera, słyszę, że owe słynne „100 konkretów na 100 dni” to… „retoryka wyborcza” i dlatego my, wyborcy, nie powinniśmy próbować rozliczać rządzących z ich realizacji. 4 czerwca i 1 października 2023 roku nie jechałem 200 kilometrów, by jej posłuchać, lecz po to, by pokazać, że chcę, aby została ona wprowadzona w życie. Potwierdziłem to podczas wyborów. Sądzę, że nie ja jeden.

Ktoś powie, że na zmiany trzeba czasu. Racja. Ale jako historyk przypomnę listopad 1918 roku, gdy Polska odzyskiwała wolność. Kiedy na ulicach polskich miast rozbrajano zaborców, czekały już przygotowane niezliczone akty prawne regulujące wszelkie aspekty funkcjonowania odrodzonego państwa. Dzięki tej przezorności ludzi, którzy ponad 100 lat temu wiedzieli, że będą musieli „blisko, coraz bliżej” wziąć odpowiedzialność za swój Kraj, mogliśmy „pozszywać” go z tych różnych pozaborczych gałganków. Czy tak postąpiła niedawna opozycja? Będzie ustawa o obronie cywilnej, czyli ratowaniu nas, obywateli, w razie wojny czy klęski żywiołowej.

Kiedy? Wkrótce! Może Putin lub powódź łaskawie na to poczekają. Podobnie jak niepełnosprawni na spełnienie składanych im nie tak dawno obietnic. A może wystarczy im to, że na szefowe różnych resortów nie mówi się już pani minister tylko ministra? Może będą w stanie tym terminem zapłacić rachunki? To, co piszę, jest bardzo smutne. Pogodziliśmy się, że obietnice polityków różnych szczebli nie muszą być spełniane. Tak było i będzie. Na pewno? Czy tego chcieliśmy, stojąc w kolejkach do urn wyborczych? 1 października 2023 roku na rondzie Radosława tysiące ludzi śpiewało hymn Polski. Kilka kroków ode mnie stała wraz z rodziną młoda, może 17-letnia, dziewczyna. Czy wynikająca z wiary w lepszą Polskę jej obecność na tej demonstracji i płynące jej w trakcie Mazurka Dąbrowskiego łzy zasłużyły na „retorykę wyborczą”? Politykom warto również przypomnieć, że klęskę Napoleona pod Waterloo nie zapoczątkowała przedbitewna ulewa, ale jego triumfalne 100 dni… ROBERT KARABIN

Czy spalą swoje traktory? 

Premier i minister rolnictwa powtarzają jak nakręceni: z rolnikami trzeba rozmawiać! Przepraszam, o czym? Rolnicy podają na tacy swoje postulaty: po pierwsze – żądamy zamknięcia granicy z Ukrainą, po drugie – żądamy wykupu zalegającego zboża w cenach takich, jak dwa lata temu, około 1200 zł za tonę, i po trzecie – żądamy rezygnacji z tzw. Zielonego Ładu. Najprościej można uporać się z trzecim żądaniem. Komisja Europejska poluzowała warunki wprowadzenia Zielonego Ładu i można zatruwać żywność pestycydami, na ile chłopski portfel wytrzyma, a konsument przeżyje. Przy okazji rolnicy domagali się wykreślenia z Zielonego Ładu zalecenia ugorowania 4 proc. ziemi uprawnej, na co KE, chyba ze strachu, się zgodziła. A dlaczego, skoro i tak mamy nadmiar podaży zboża na światowych rynkach, a ponad 20 mln ton zalega w magazynach europejskich? Powinno zadziałać prawo rynku: jeżeli podaż znacznie przewyższa popyt, ograniczamy podaż. A tutaj trwa pompowanie podaży.

Pierwszy rolniczy warunek jest bezsensowny i zdecydowanie zaszkodziłby polskim producentom. Import towarów spożywczych z Ukrainy do Polski jest trzykrotnie niższy niż eksport! Polscy producenci mleka, przetworów mlecznych, owoców, zwłaszcza miękkich, mogliby pójść z torbami. A przywóz zboża trzeba oclić, i tyle. Drugi warunek – tęsknota za ekonomią Dyzmy to ekonomia księżycowa. Magazyny są pełne zboża, bo mamy do czynienia ze światową nadprodukcją ziarna zbóż, a dodatkowo Rosja bije innych eksporterów na łeb na szyję, wprowadzając najniższe możliwe ceny. Aby zatem zahamować eksport rosyjskiego i ukraińskiego zboża, polscy rolnicy musieliby zmusić Putina do zakończenia wojny.

Dadzą radę? Mało kto się orientuje, dlaczego tak naprawdę rolnicy blokują transport, przejścia graniczne, dlaczego palą opony i zatruwają powietrze. Powiadają wprawdzie, że domagają się wprowadzenia OPŁACALNOŚCI produkcji rolnej, ale przecież mamy kapitalizm, gdzie obowiązują prawa rynku. Mój kolega produkował piękne sztachety drewniane, ale kiedy pojawili się na rynku producenci całych przęseł metalowych, musiał zwijać interes. Bo tak działają prawa rynku!

A kto zmusza rolników do uprawy niepotrzebnego zboża, kukurydzy, buraków cukrowych, ziemniaków? Polski rolnik żyje XIX-wieczną trójpolówką, ma we krwi obowiązkowe dostawy, w ramach których państwo skupowało wszystko, co ziemia urodziła. Ale te czasy minęły. Więcej – gospodarka nakazowa wyparowała jak socjalizm i nie wróci więcej. To może teraz zapytajmy, kto tak zajadle protestuje, zatruwa krwiobieg w państwie, wkurza do ostateczności kierowców zarabiających na życie, kto pali opony? A może przy okazji spalą traktory, by potem dostać odszkodowanie? To nie są rolnicy z krwi i kości, to raczej lobbyści, np. producenci zwierząt futerkowych, myśliwi, a nawet związkowcy Piotra Dudy. Może wkrótce pojawią się górnicy z kilofami? Przesadzam? Są grupy społeczne rozniecające ogień strajkowy…

Z bólem piszę ten tekst, jako absolwent studiów także rolniczych i wieloletni publicysta rolny. Ale nadziwić się nie mogę, że władze z uporem maniaka powtarzają: Z rolnikami trzeba rozmawiać. Nie ma o czym, wszystko jest jasne. Pozdrowienia dla prawdziwych rolników i zapracowanych hodowców. HENRYK KIN z Białegostoku

Będzie więcej? 

Jakoś przykro i niesmacznie zrobiło mi się, kiedy w oficjalnym komunikacie naszej władzy nie padło ludzkie słowo „kondolencje rodzinom” po zamachu na Crocus City Hall pod Moskwą, w którym zginęły 133 osoby i od kul zamachowców, i w wyniku zawalenia się dachu po pożarze. To przecież zwykli ludzie, przeważnie młodzi, którzy przyszli na koncert rockowy. Suchy i sztampowy komunikat dowodzi małostkowości w niezrozumieniu istoty tego, że tylko oni, młodzi, kiedyś mogą odsunąć Putina od władzy, a nie jego przyboczni KGB-iści, tylko o rok lub dwa młodsi od naszego Jarosława K.

On tak samo jak zbawca narodu (nie naszego!) zasiadający na Kremlu, zlekceważył ostrzeżenia wywiadu USA o zbliżającym się niebezpieczeństwie bliskiej wojny. Ten na Kremlu jest dla tego z Białego Domu wrogiem śmiertelnym. A wróg dla lokatorów Białego Domu w Waszyngtonie od momentu zawalenia dwóch wież w Nowym Jorku jest tylko jeden. Był czas, że i ten na Kremlu sam zainicjował współpracę wywiadów USA i Rosji w kwestii walki z terroryzmem islamskim na całym świecie. Ostrzeżenie wywiadu USA dla Jarosława K. już w październiku 2021 r., że Rosja uderzy na Ukrainę i przyniesie więcej ofiar śmiertelnych niż to, co się stało pod Moskwą – nic nie dało. Na razie mamy dwie ofiary w Przewodowie, a czy może być więcej? Oby żadnej. Jarosław K. nie zrobił przez DWA LATA kompletnie nic, aby zacząć w ogóle przygotowywać kraj na wojnę. Ukrywał nawet ruską rakietę pod Bydgoszczą. Koślawa ustawa o obronie z marca 2022 r. i likwidacja Obrony Cywilnej to JEGO wina.

W Rosji dwa tygodnie wcześniej, bo 7.03, wywiad USA powiadomił swoich odpowiedników – bo przecież kontakty mieli i nadal mają – że islamiści z ISIS odłamu afgańskiego szykują duży zamach podczas jakiejś imprezy masowej. Wiele krajów Zachodu, nie tylko USA, ostrzegało swoich obywateli w Rosji, aby nie brali udziału w masowych zgromadzeniach (…). Putin kombinuje – i pewnie wykombinuje – jak by tu powiązać ten zamach z wojną na Ukrainie. Na tej wojnie giną głównie muzułmanie z republik muzułmańskich, Tadżykowie, Buriaci, Ingusze i Czeczeńcy, a znając jego KGB-owskie metody, może mu się to udać. Nasz Jarosław K. kombinować nie musi.

Dwa lata nieróbstwa w sferze przygotowania, choćby symbolicznego, w postaci przemyślanych wspólnie, bez podziałów politycznych aktów prawnych, zwali wiadomo na kogo. No, ale na Putina mogą czekać kolejne zamachy muzułmanów, do których ISIS się z ochotą przyzna, mimo że jak na razie nie mieści się to w jego geopolitycznej ideologii. Zapewne spikerki TV od razu przebiorą się na czarno i nie będą czekały jak teraz do 9 rano dnia następnego. Może będą jakieś słowa choćby współczucia, kondolencje, a nie życzenia „szybkiego powrotu do zdrowia” wicepremier Tatiany Golikowej. Nagrabił sobie Putin już u islamistów na Bliskim Wschodzie, a szczególnie w zachodniej Afryce, która w dużej części jest muzułmańska. Tam wagnerowcy zasiali już tyle zamętu, tyle krzywd wyrządzili i nadal to robią, że to tylko kwestia czasu (bo nie wszyscy są tam czarni), jak zaczną z zamachami w Rosji, za sprawą odnogi ISIS, czyli Boko Haram. Ale dla naszej władzy pozostaje inne pytanie.

Czy nasze służby specjalne, bez pomocy wywiadu USA, potrafią jeszcze wytropić i usunąć naszych pomagierów Putina? Czy tacy jeszcze są? Nie wiem. TERMINATOR

Nowy PiS, czyli Poirytowani i Sfrustrowani 

Wyraźnie poirytowani decyzją suwerena 15 października i nieoczekiwanym blitzkriegiem Tuska w czyszczeniu państwa z pisowskich nominatów, wpadli w głęboką frustrację. Żeby ją jakoś przykryć, prześcigają się w wypowiedziach, które tylko świadczą o poziomie umysłowym odbiegającym daleko od przeciętnego. Odbiegającym w dół – rzecz jasna.

Posłanka Wojciechowska van Heukelom nazwała KO „milicją obywatelską”, a towarzysz poseł Suski, podsumowując działania marszałka Hołowni, rzekł: „To jest cenzura, wraca PRL”. Ja jednak przychyliłbym się do zdania jednego z publicystów, że PRL wrócił za sprawą marszałkini Witek, dla której „jej własne przemyślenia były wykładnią prawa”. Szczególną irytację wywołują działania, które na własnej skórze odczuwa sam prezes Kaczyński. Nie pozwalają mu wchodzić na mównicę, kiedy tylko chce, a na domiar złego chcą go pozbawić ochrony na terenie Sejmu. To naprawdę nieludzkie potraktowanie niedoszłego zbawcy narodu. Przecież w każdej chwili ktoś może wejść do Sejmu i napaść na biedaka albo jeszcze gorzej. Swoje obawy w tej materii wyraził dobitnie sam prezes, mówiąc, że „ze strony tej władzy, która nieustannie łamie prawo, można się wszystkiego spodziewać, nawet zabójstw politycznych”. 

Powiało prawdziwą grozą! Z jedną rzeczą, którą przytomnie zauważył prezes Kaczyński, wyraźnie sfrustrowany działaniami nowego rządu w zakresie depisizacji kraju, nie sposób się nie zgodzić. Powiedział, że „byli już tacy, których wola była prawem”. Oczywiście, że byli i są nadal. To Putin, Łukaszenka, Erdoğan i on sam. Na szczęście, w tym ostatnim przypadku możemy już mówić w czasie przeszłym. Osobiście nie dziwię się poirytowaniu i frustracji byłego obozu rządzącego. Zamiana posad w rządzie, ministerstwach i spółkach Skarbu Państwa na konieczność stawiania się przed sejmowymi komisjami śledczymi, prokuratorskie dochodzenia i, w konsekwencji, groźba procesów sądowych to jest naprawdę frustrująca rzeczywistość. Irytacja i frustracja była szczególnie widoczna w czasie próby wprowadzenia do Sejmu ułaskawionych przestępców Wąsika i Kamińskiego.

Brutalne przepychanki ze strażą marszałkowską, szarpanie ich mundurów, niewybredne epitety i kierowane pod jej adresem groźby. Cały PiS w pigułce. Chamy, gbury i prostaki, które nie potrafią wyzwolić się z natręctwa władzy. Poirytowany jest również kler katolicki, który tak dzielnie wspierał z ambony swoją ukochaną formację. Zadrżał cały na myśl o wyprowadzeniu religii ze szkół. Szkoły będą teraz, jak mówi, „wprowadzać młodych w krainę mroków i ciemności”. Inne pomysły oświatowe „mają zmienić młodych Polaków w parobków dla Europy Zachodniej”. Znowu powiało grozą! Ta myśl natrętna, że już na niewiele rzeczy mogą sobie byli PiS-owscy zarządcy Polski pozwolić, spowodowała, że ruszyli gremialnie w teren, żeby naszą rodzimą ciemnotę karmić banialukami, jak to Tusk łamie Konstytucję, ustawy i Bóg wie, jeszcze co. 

Paradoks polega na tym, że rodzima ciemnota nie miała nigdy w ręku Konstytucji RP ani nawet żadnej ustawy, nie mówiąc o umiejętności przeczytania ich ze zrozumieniem. Grający na emocjach i prostych umysłach prezes Kaczyński sprzeda im z powodzeniem każde brednie, aby tylko były ubrane w biało-czerwone barwy i bogoojczyźniany patos. Łykną wszystko, jak mój pies surową wątróbkę. Frustrację aparatu PiS wzmaga świadomość, że są kompletnie zapętleni. Bez Kaczyńskiego szybko się rozpadną na frakcje i koterie, a z Kaczyńskim nie mają szans w kolejnych wyborach. Dlatego proponuję, żeby zmienili nazwę partii na Poirytowani i Sfrustrowani. JACEK M. 

2024-04-15

Angora