R E K L A M A
R E K L A M A

Spór cywilny? Notariusz bratem strony, sędzia żoną notariusza

– Jeśli tak ma wyglądać naprawa wymiaru sprawiedliwości w Krakowie, to ja dziękuję – mówi miejscowy przedsiębiorca. Choć na tacy dostarczył dowody, że padł ofiarą oszustwa, w które zamieszany miał być jeden z notariuszy, prokuratura przez pół roku nie zrobiła nic, by wyjaśnić sprawę.

Fot. Piotr Kraska

– Moja robota to lakierowanie wszystkiego, co pan chce. Nazywa się to lakiernictwem przemysłowym – Wojciech Stanek, ubrany w kombinezon i uzbrojony w przypominający pistolet przyrząd, przeciska się między zawieszonymi na drucianych haczykach aluminiowymi profilami. Elementy, które za chwilę będą płotem, czekają na czarny kolor, a pan Wojtek wyciąga segregator z papierami. Sprawa, którą żyje od blisko dwóch lat, skutecznie zaburzyła małą stabilizację, którą osiągnął po wielu latach prowadzenia małej rodzinnej firmy. Stabilizację typową dla Polaków w średnim wieku: porządne auto i dom z widokiem na las, w przypadku pana Wojtka pod Krakowem.

– Kilka lat temu postanowiłem rozszerzyć swoją ofertę o lakiernictwo samochodowe – opowiada Wojciech Stanek. – Kupiłem maszyny, ściągnąłem do firmy dawnego podwładnego z czasów, gdy byłem kierownikiem oddziałów blacharskich w jednej ze stacji napraw aut. Sławek znał się na robocie, a poza tym ufałem mu i wiedziałem, że pomoże mi rozkręcić nowy interes.

Niespodziewany problem przyszedł niemal od razu i miał na imię pandemia. Liczba zamówień spadła, a nowa gałąź firmy Wojciecha Stanka mimo starań po kilku latach wciąż szorowała po dnie. Nie chcąc zatopić całego interesu, właściciel szukał wyjścia z sytuacji. Wojciech Stanek: – Postanowiłem wydzielić i sprzedać tę „samochodową” część lakierni, żeby wyjść na zero i odzyskać zainwestowaną w sprzęt kasę. Z pomocą przyszedł mi Sławek, który powiedział, że chętnie odkupi ode mnie lakiernię do aut. Co najważniejsze, znalazł też inwestora. Adam, który handlował samochodami w innym mieście, był przez krótki czas moim klientem, a teraz mieli ze Sławkiem zostać nabywcami samochodowej gałęzi firmy.

Sprawa umowy, czyli „wypączkowania” jednej firmy z drugiej tak, by aportem wprowadzić doń część maszyn, nie była łatwa. Notariusz, z którym na co dzień współpracował pan Wojtek, potrzebował czasu. – Adam zaproponował wtedy, byśmy skorzystali z jego notariusza – wspomina pan Wojciech. – W ten sposób trafiliśmy do notariusza Tymona, który sporządził w sumie sześć aktów notarialnych. Powstała dość skomplikowana struktura prawna dwóch spółek, gdzie moja firma była formalnie spółką córką lakierni samochodowej kupionej przez Adama i Sławka. Pozostałe akty notarialne powodowały jednak, że ja (a formalnie moja żona jako właściciel) zachowałem niezależność i mogłem dalej pracować na swoją rzecz.

Strony dogadały warunki finansowe, podpisały papiery, a notariusz nadał dokumentom moc urzędową. Wojtek z żoną oraz Adam ze Sławkiem poszli swoimi drogami.

Po pewnym czasie Adam ze Sławkiem zaczęli jednak mieć do Wojtka pretensje. Twierdzili, że podczas transakcji nie zdawali sobie sprawy z faktycznej kondycji firmy (chodziło m.in. o konieczność zwrotu jednej z dotacji), zarzucali też Wojtkowi przejęcie jednej z maszyn, według nich należącej do ich spółki. Z grubsza półtora roku po rozwodzie Wojciech Stanek otrzymał dokument zatytułowany „odstąpienie od umowy”, z którego wynikało, że Adam i Sławek wycofują się z transakcji i chcą zwrotu pieniędzy wydanych na zakup lakierni. Prawnik Wojtka odpowiedział na to, że – upraszczając – „widziały gały, co brały”, bo kupcy mieli wgląd w firmowe dokumenty, a poza tym minął przewidziany prawem roczny termin na odstąpienie. Wydarzenia następowały jednak po sobie błyskawicznie, bo Adam i Sławek postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.

W tym czasie Wojciech sprzedawał potężnego, terenowego dodge’a. Kolejny potencjalny kupiec umówił się z nim na test auta w okolicach obwodnicy Krakowa. Podczas jazdy kilkukrotnie zwracał uwagę, że coś stuka w zawieszeniu, choć we wnętrzu zalegała cisza. W końcu, kiedy Wojtek zorientował się, że chodzi tylko o to, by zmusić go do wyjścia z auta, „nabywca” odkrył karty: – Albo wyp…dalasz z samochodu sam, albo podjedziemy niedaleko, do Adama i Sławka, i oni porozmawiają z tobą inaczej – postawił ultimatum. Przerażony Wojciech uciekł i natychmiast powiadomił policję o próbie rozboju. Adama i Sławka zatrzymano, a dodge’a znaleziono w ich firmie. Bandycką akcję tłumaczyli tym, że samochód powinien przypaść im w ramach rozliczeń, a prokurator uznał, że na dalszy rozwój wypadków mogą czekać na wolności.

Kolejna odsłona nastąpiła niemal natychmiast. Gdy Wojtek próbował pobrać pieniądze z firmowego konta, bank poinformował go o „braku uprawnień”. – Byłem w kompletnym szoku – opowiada Wojciech Stanek. – Dopiero księgowa otworzyła mi oczy i naprowadziła na pułapkę, w którą mnie wpakowano. Okazało się, że Adam i Sławek u tego samego notariusza Tymona podpisali dokumenty, na których mocy przejęli kontrolę nad firmą należącą do Wojtka. By to osiągnąć, posłużyli się „pełnomocnictwem” podpisanym rzekomo przez żonę Wojtka. Wojciech Stanek: – Kiedy zobaczyliśmy pismo, byliśmy pewni, że doszło do fałszerstwa. Gołym okiem było widać, że podpis żony podrobiono. Po przejęciu firmy Adam i Sławek poszli do banku i przejęli dostęp do konta firmy Wojtka, z którego wypłacili ponad 350 tys. zł. Gdy oszukany lakiernik poprosił o pomoc prawnika, ten połączył kropki. Okazało się, że Tymon, u którego podpisano kluczowe dokumenty, jest… bratem Adama, a nosi inne nazwisko tylko dlatego, że je zmienił. – Oczywiście prawo zabrania notariuszom jako osobom zaufania publicznego sporządzania jakichkolwiek dokumentów dotyczących najbliższych im osób! – mówi Piotr Krzak.

Adwokat odkręcił w sądzie rejestrowym skutki przejęcia firmy i zaniósł wszystkie dowody do prokuratury, licząc na to, że zatrzymanie sprawców i zabezpieczenie pieniędzy na ich bankowym koncie nastąpi niemal natychmiast. Ku jego zdumieniu przez kolejne dni, a nawet miesiące, nie działo się nic. Mężczyznom nie postawiono zarzutów, a co gorsza, prokurator nie zabezpieczył kluczowego, sfałszowanego pełnomocnictwa podpisanego rzekomo przez żonę Wojtka. Zabezpieczenie konta firmy trwało blisko pół roku. Kiedy w końcu prokurator to zrobił, na koncie było zaledwie około 70 tys. zł.

Wojciech Stanek: – Wciąż słyszeliśmy od pani prokurator, że ma mnóstwo spraw i generalnie mało czasu. Choć od mojej żony już w grudniu pobrano próbki pisma do analizy grafologicznej, nic nam nie wiadomo o zleceniu takiego badania. Minęło ponad pół roku i śledztwo wciąż stoi w miejscu.

– Sprawa jest dla mnie zdumiewająca – dodaje mec. Krzak. – Pod płaszczykiem rozliczeń biznesowych doszło przecież do ordynarnej kradzieży. W dodatku przy udziale notariusza, który łamiąc prawo, podpisywał dokumenty dotyczące własnego brata!

Piotr Krzak, który nim został adwokatem, był sędzią i doskonale zna prawnicze realia, wystąpił z wnioskiem o przeniesienie śledztwa do innego miasta. Powód wydawał się oczywisty: jedna z sędziów pracujących w tej samej miejscowości to była żona zaangażowanego w sprawę notariusza. Wniosek jednak odrzucono. Niczym skończyła się również sprawa gangsterskiego przejęcia samochodu – w tej sprawie śledztwo prawomocnie umorzono. Prokurator w uzasadnieniu napisał, że – upraszczając – metody zastosowane przez Adama i Sławka nie były może najlepsze, ale brak stuprocentowych dowodów, że doszło do przestępstwa, bo samochód jest przedmiotem sporu, który powinien zostać rozstrzygnięty „na gruncie cywilnym”. W sprawie wyprowadzenia pieniędzy Adama i Sławka przesłuchano jak dotąd jedynie jako świadków. Sławek przyznał nawet, że przejęli spółkę Wojtka, by trzymać go w szachu i skłonić do rozmów co do wzajemnych rozliczeń, lecz śledczy nie drążyli tego wątku. Tymona notariusza nie przesłuchano w ogóle.

Mecenas Krzak i jego klient poinformowali też krakowski samorząd notarialny o rejencie, który podpisywał dokumenty dotyczące własnego brata, ale sprawa także tu utknęła. Choć skargę „uznano za zasadną”, zajmuje się nią od ponad pół roku sąd dyscyplinarny, który – jak do tej pory – nawet nie zawiesił notariusza Tymona w wykonywaniu obowiązków.

Udało mi się porozmawiać ze Sławkiem, Adamem i notariuszem. Żaden z mężczyzn nie ma sobie nic do zarzucenia. Żaden nie pamiętał, skąd w aktach sprawy wzięło się pełnomocnictwo podpisane rzekomo przez żonę Wojtka, żaden nie pamiętał, kto z konta firmy pobrał pieniądze. Tymon uchylił się też od odpowiedzi na pytanie, czy jest bratem Adama.

PS Imię notariusza zmieniłem.

2024-09-16

Piotr Kraska