8 lat więzienia – taka kara grozi Martynie (imię zmienione) i jej matce, które przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ (sygn. akt IV K 262/23) zostały oskarżone o składanie fałszywych zeznań. Prokuratura oskarżyła je o to, że celowo zeznały do protokołu nieprawdę, chcąc skierować organy ścigania przeciwko ojcu dziecka pani Martyny i obarczyć go odpowiedzialnością za przestępstwo, którego nie popełnił. Ich proces nagle się zatrzymał, gdy Prokuratura Okręgowa w Łodzi uznała, że oskarżenie kobiet było wynikiem przestępstwa, które z kolei mieli popełnić oskarżający prokuratorzy. Postępowanie organów ścigania w tej sprawie budzi przerażenie.
Szokujące zawiadomienie
W czerwcu 2019 roku mąż pani Martyny złożył do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga pozew rozwodowy. Domagał się też ustalenia kontaktów z córką. Pani Martyna zabroniła mu tych kontaktów, po tym jak 9-letnia córka opowiedziała jej, że była molestowana seksualnie przez ojca. Dziecko przełamało się dopiero wtedy, gdy mężczyzna spakował swoje rzeczy i wyprowadził się ze wspólnie zajmowanego mieszkania.
Wstrząśnięta relacjami córki pani Martyna poszła na policję i tam złożyła oficjalne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa pedofilii. Za taki czyn polski Kodeks karny (art. 200) przewiduje do 12 lat pozbawienia wolności. Prokuratura takie sprawy traktuje priorytetowo.
9-letnia dziewczynka została przesłuchana w tzw. bezpiecznym pokoju. To specjalna procedura przesłuchiwania dzieci, które padły ofiarami przestępstw. Z czynności sporządzono urzędowy protokół. W dużym skrócie: ojciec dziewczynki „zabawiał się” z nią, a pedofilskie gierki filmował specjalną kamerą. Szczegóły nie nadają się do cytowania. Dość powiedzieć, że zaangażowany w sprawę psycholog dziecięcy uznał zeznania małej za wiarygodne. W jego ekspertyzie czytamy: Dziewczynka sama mówi, że uległa wpływowi ojca i zastosowała się do jego żądania, aby nikomu nie mówić o jego zachowaniach wobec niej. Wymóg posłuszeństwa wzmocniony lękiem mógł być skuteczną barierą uniemożliwiającą ujawnienie. Stało się to możliwe dopiero po wyprowadzeniu się ojca (…) – okoliczności ujawnienia – po ustąpieniu zagrożenia, którego obawiała się (…) (zaindukowany przez ojca strach przed nagraniem jej zachowań w domu) i podczas fizycznej, trwałej nieobecności ojca.
Dziwne zaniechania
I tu zaczyna się zaskakujący bieg zdarzeń. Prokurator, do którego sprawa trafiła, nie wydał zarządzenia o przeszukaniu mieszkania ojca dziewczynki, aby znaleźć tam makabryczne filmy albo sprzęt do nagrywania. Nie postawił sobie również pytania o to, co dalej działo się z tymi zboczonymi filmami. Rutyną w takiej sytuacji jest zaangażowanie Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości. To specjalna jednostka funkcjonująca w strukturach Komendy Głównej Policji, wyspecjalizowana w ściganiu przestępstw internetowych. Jej specjaliści dysponują narzędziami do przeszukiwania m.in. tzw. darknetu, czyli „ciemnej strony internetu”. To niekontrolowana przez nikogo przestrzeń wirtualna, gdzie dochodzi do przestępczych transakcji – m.in. do handlu pornografią dziecięcą. W tej szokującej sprawie prokuratura w ogóle nie zaangażowała ich do śledztwa. A przecież funkcjonariusze CBZC mogliby ustalić, czy mężczyzna próbował np. sprzedać filmy z pornografią dziecięcą, a jeśli tak, to komu.
Feralny protokół…
Przesłuchanie 9-letniej dziewczynki zostało nagrane, a potem bez jej wiedzy spisane. Do prokuratorskich akt trafił stenogram, który prokuratura włączyła w materiał dowodowy. Protokół z kolei mieli ocenić po trzech miesiącach od przesłuchania dziecka biegli z Opiniodawczego Zespołu Specjalistów Sądowych (OZSS). W ich opinii czytamy:
Opiniowana przekazuje własne, obciążające męża interpretacje dotyczące neutralnych aktywności, które dziecko podejmowało wspólnie z ojcem (…). W ten sposób matka indukuje dziecku określone treści. Biegli stwierdzili w opinii, że matka przygotowała córkę do przesłuchania (dziecko przesłuchiwały bezpośrednio trzy obce osoby: sędzia, biegła psycholog sądowa i prokurator) w taki sposób, aby zeznawała niekorzystnie dla ojca. Nie napisali, na jakiej podstawie tak sądzą. Jednak ten wniosek stał się dla prokuratora podstawą, by uznać, że pani Martyna fałszywie zawiadomiła o pedofilii. Usłyszała zarzut składania fałszywych zeznań.
…czyli wielka fałszywka
Pani Martyna – już formalnie podejrzana – przeczytała akta i doszła do wniosku, że w tej sprawie kłamie i mataczy prokuratura, bo oskarża ją bez dowodów. Zawiadomiła o tym Prokuraturę Krajową, a ta skierowała to zawiadomienie do rozpoznania w Łodzi. Śledczy, na którego biurko trafił dokument, musiał więc zapoznać się z aktami sprawy. A te zdążyły już trafić z prokuratury do sądu. Łódzki śledczy drobiazgowo je przeanalizował i dokonał szokującego odkrycia: stenogram z przesłuchania 9-latki nie pokrywał się z treścią jej zeznań nagrywanych w „bezpiecznym pokoju”. O skali fałszerstwa świadczy to, że pomylono nawet imię dziewczynki.
Łódzki prokurator doszedł więc do wniosku, że sformułowanie aktu oskarżenia w oparciu o sfałszowany stenogram i zaniedbania w śledztwie, było przestępstwem. Wydał decyzję o wszczęciu śledztwa, które miało odpowiedzieć na pytanie o to, kto do tego dopuścił. Formalną decyzję w tej sprawie przysłał pokrzywdzonej, czyli pani Martynie. A ta złożyła ją w sądzie. I tak praski sąd oficjalnie dowiedział się, że prokuratura łódzka ma dowody na to, że akt oskarżenia był wynikiem przestępstwa. W rezultacie, proces, w którym pani Martyna odpowiada za składanie fałszywych zeznań, został zawieszony. Sąd nie może rozpoznać aktu oskarżenia, jeśli zachodzi prawdopodobieństwo, że powstał on w okolicznościach naruszających prawo – uzasadnił decyzję sędzia referent.
W tej sprawie najbardziej szokują nie skandaliczne błędy w śledztwie. Fenomenem jest to, że sąd zawiesza sprawę, bo od instytucji powołanej do ścigania przestępstw oficjalnie się dowiaduje, że akt oskarżenia, który rozpatruje, mógł powstać w wyniku… przestępstwa.