Między nimi kręcili pedałami zawodnicy, do upadłego walcząc o pozycję, ale bez większych (ani mniejszych) szans. Bo dwuetapowy wyścig do Pałacu wyłania tylko dwóch najsilniejszych cyklistów i to ich czeka drugie okrążenie.
Od poniedziałku 19 maja trwa szum medialny, w którym podnieceni jak szympansy bonobo dziennikarze wszelkich barw komentują i prognozują, co czeka nas 1 czerwca, gdy na trasę wyjadą owi dwaj zawodnicy. Ten etap jest ważniejszy niż pierwszy, w którym zrazu liczyły się trzy/cztery nazwiska, reszta zaś tworzyła na szosie tylko tłok i chaos. To drugi etap wyłoni prezydenta. Dotąd jesteśmy zgodni, że etap pierwszy nie rozstrzygnął niczego, o czym nie wiedzielibyśmy i czego nie oczekiwalibyśmy. Starcie przedstawicieli dwóch skrajnych nurtów politycznych było spodziewane od początku i mieli szczytny cel ci, którzy próbowali rozerwać duopol PO i PiS. Ale daremnie – próby Mentzena czy Hołowni, by wskoczyć na podium, były z góry skazane na klapę. Nie wystarczył powab świeżości, elokwencji, prezencji… Jak zwykle o kolei rzeczy decydowali skrzeczący dziadzia i premier o „wilczych oczach” i tylko oni mieli wpływ na pozycję najlepszych reprezentantów. A ci po pierwszym okrążeniu wpadli na metę niemal łeb w łeb, jak mówi się na zawodach hippicznych.
Subskrybuj