R E K L A M A
R E K L A M A

Parkrun. Sportowa rodzina, której możesz być częścią

Ideę Parkrunu stanowi przebycie trasy wynoszącej 5 km. Choć pomysł jest prosty, sprawdza się w wielu miejscach na świecie. Uczestnicy wydarzenia nazywają się rodziną i wspólnie spędzają czas.

Fot. oficjalny fanpage Parkrun Wejherowo

Czym jest i na czym polega Parkrun?

Parkrun to sportowe wydarzenie skierowane do osób, które chcą zadbać o swoje zdrowie, kondycję, ale także dołączyć do ciekawej społeczności. Zamysł Parkrunu polega na tym, by każdego tygodnia grupa zainteresowanych osób spotykała się w wyznaczonym do tego miejscu i pokonała dystans 5 kilometrów. W jaki sposób? Jest to sprawa drugorzędna. Można biegać, truchtać lub maszerować. Ważne, aby się ruszać i aktywnie spędzić czas. Oczywiście wszystko to za darmo i w przyjacielskiej atmosferze.

Parkruny w zasadzie odbywają się na całym świecie. Obecnie w program zaangażowane są 22 kraje z różnych kontynentów, a wśród nich znajduje się Polska. Warto wspomnieć, że nasz kraj może pochwalić się sporą liczbą lokalizacji – w każdym województwie istnieje przynajmniej jedna miejscowość, gdzie odbywa się Parkrun.

Jak możemy przeczytać na oficjalnej stronie wydarzenia:

Parkrun to inicjatywa otwarta i przeznaczona dla każdego bez względu na umiejętności i kondycję, w której nie ma limitu czasu. Każdy bez wyjątku jest bardzo mile widziany w ramach naszych spotkań.

Parkrun. Skąd wzięła się jego idea?

To dość niesamowite uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że pokonujesz 5 kilometrów w pomorskim miasteczku, ale tego samego dnia podobny wyczyn trafia na konto jakiegoś Australijczyka lub Brytyjczyka. Warto jednak zastanowić się nad tym, jak w ogóle doszło do powstania całej inicjatywy.

Ojcem Parkrunu jest Paul Sinton-Hewitt. Urodzony w 1960 roku na terenie Zimbabwe, obecnie mieszka w Wielkiej Brytanii. W jednym z wywiadów przyznał, że ukształtowały go jego osobiste wyzwania, niekiedy nacechowane negatywnie, bo związane ze znęcaniem się nad nim w dzieciństwie. Sport pomógł mu przezwyciężyć demony przeszłości i wpłynął na promowanie przez niego włączającego charakteru aktywności fizycznej.

Drugi asumpt do stworzenia Parkrunu stanowiła… kontuzja. Jak wspomina Sinton-Hewitt:

Kontuzja była główną przyczyną, która skłoniła mnie do myślenia o założeniu Parkrun, kiedy przygotowywałem się do maratonu londyńskiego, biegając po 160 km tygodniowo. Brałem udział w biegu z moim psem, w jednym miejscu na trasie należało skręcić o 90 stopni w prawo i przebiec przez rów oraz żywopłot. Kiedy zamierzałem skręcić, pies nagle wyskoczył i w celu uniknięcia zderzenia wykręciłem salto i poważnie uszkodziłem lewą nogę.

Założyciel Parkrunu przyznał też, że przez dość długi okres był typem człowieka, który całkiem nieźle radził sobie w życiu zawodowym, lecz kiepsko w społecznym. Chodziło tu zarówno o sprawy sercowe jak i grunt typowo towarzyski. Rozważając swoje problemy, Paul postanowił skupić się na pozytywnych aspektach życia, szczególnie na ludziach. Chociaż nie mógł biegać, postanowił dać coś od siebie społeczności biegaczy, myśląc nad wyjątkową i nową inicjatywą, która by jej służyła. Chciał spędzać czas z przyjaciółmi, spotykając się z nimi raz w tygodniu.

Zorganizował zatem biegi, które były proste i nie wymagały wielu wolontariuszy. Ich kulminację stanowiła wspólna kawa. Uczestnicy spotykali się w kawiarni Nero w Teddington, gdzie spędzali czas na rozmowach, zaś Paul zajmował się wprowadzaniem wyników biegu w arkuszach Excela.

Tak prezentowały się początki inicjatywy. Jak wspomina jej twórca, wówczas nie spodziewał się on, że wszystko rozrośnie się do takich rozmiarów.

Nasze parkrunowe wrażenia

Parkrun rozpoczął się o godzinie 9.00 w malowniczym Parku Miejskim im. Aleksandra Majkowskiego w Wejherowie. Parkrunowcy w wyznaczonym miejscu zebrali się już wcześniej. Należało się odpowiednio rozgrzać i ze wszystkimi przywitać. W oczy rzuciły się nam osoby w różnym wieku, zarówno starsze jak i uczniowie szkół. Były też pieski na smyczy – one również oczekiwały na start. Parę minut przed godziną 9.00 wszyscy ustawili się do wspólnego zdjęcia, które zostało opublikowane potem w mediach społecznościowych.

Przy pierwszym naszym uczestnictwie w wydarzeniu jeden z młodszych parkrunowców obchodził akurat urodziny. Zebrani zaśpiewali mu „sto lat”. Rozdano także dyplomy osobom, które ukończyły 25 Parkrunów. Gdy nadeszła już godzina 9.00, wszyscy rozpoczęli przemierzanie trasy.

Fot. oficjalny fanpage Parkrun Wejherowo

Już po paru chwilach można było dostrzec, że pomiędzy uczestnikami pojawiają się spore odległości. Każdy bowiem przemierzał trasę w swoim tempie. Jedni sprintowali, inni utrzymywali tempo joggingowe, jeszcze inni stawiali na nordic walking. Właściciele czworonogów niekiedy zatrzymywali się, aby psy mogły obwąchać teren. Nikt ze sobą nie rywalizował. Zresztą, nie ma tu możliwości bycia ostatnim, gdyż zawsze na ostatniej pozycji przez metę przebiega wolontariusz. Biegnie się dla samego siebie. Trasa wytyczona została specjalnymi znacznikami, które ułatwiły nam orientację w terenie.

Na mecie na każdego z uczestników czekał już Pan Andrzej, jeden z koordynatorów, z którym każdy przybił motywacyjną piątkę. Były też oklaski innych uczestników. Zgodnie ze słowami Sintona-Hewitta zwieńczeniem wydarzenia był mały poczęstunek przy kawie i herbacie.

Jak już wspomnieliśmy, każdy uczestniczy w wydarzeniu dla samego siebie. Jednakże istnieje możliwość śledzenia swoich wyników i poprawiania ich. Jako zarejestrowany na oficjalnej stronie uczestnik otrzymujesz specjalny kod, który jest skanowany na mecie przez wolontariusza. Po krótkim czasie za pośrednictwem maila otrzymujesz informację o twoich osiągnięciach.

Jeden z koordynatorów wejherowskiego Parkrunu, Wojciech Kuziel, zgodził się odpowiedzieć na kilka naszych pytań. Zarówno on jak i Pani Małgorzata, również koordynatorka, okazali się ludźmi pełnymi pasji do współtworzenia tej inicjatywy, a także wiernymi czytelnikami Angory.

Wielka parkrunowa rodzina

Rozmowa z Wojciechem Kuzielem, jednym z przedstawicieli zespołu koordynatorów Parkrun Wejherowo.

– Czy czasami spotykali się Państwo z osobami, które przed pierwszym Parkrunem miały bardzo duże obawy?

– Myślę, że nie. Osoby, które do nas przychodzą, widzą, że nie są same. Wśród nas znajdują się choćby biegacze czy nordikowcy. Czasami nowicjusze mogą mieć obawy, czy się nie zgubią, chociaż staramy się, aby oznakowanie zawsze było właściwe.

– Czy uczestnicy Parkrunu spotykają się również w podobnym składzie na innych wydarzeniach sportowych i rekreacyjnych? Bo wydajecie się zgraną grupą.

– Nazwaliśmy się rodziną parkrunową i tego się trzymamy. Ale tak, rzeczywiście nie dalej jak tydzień temu odbywały się Biegi Piaśnickie łącznie z marszem nordic walking. Z tego powodu była tutaj słabsza frekwencja, a sporo osób z Parkrunu spotkałem właśnie w Piaśnicy.

Fot. oficjalny fanpage Parkrun Wejherowo

– Czy większość osób przychodzi jednorazowo, czy może jednak większą grupę stanowią stali uczestnicy?

– Zdecydowanie większą część stanowi grupa osób, które przychodzą regularnie. Znamy się tu bardzo dobrze i są to stali bywalcy. Cieszy nas jednak, kiedy widzimy nowe twarze. I niekoniecznie są to osoby, które przychodzą jednorazowo, bo staramy się zaszczepić w nich Parkrun. Stąd każda taka osoba jest mile widziana.

– Kto najczęściej zostaje wolontariuszem? Uczniowie czy może osoby dorosłe?

– Przede wszystkim należy zaznaczyć, że łącznie ze mną Parkrun w Wejherowie posiada pięcioro koordynatorów. Dzięki stworzonemu zespołowi łatwiej jest nam to ogarnąć i nie dochodzi do sytuacji, kiedy wszystko znajduje się na głowie jednej osoby. Do tego dochodzą wolontariusze, którzy obsługują nam wszystkie działania takie jak pomiar czasu, skanowanie kodów czy oznakowanie trasy. Są to uczniowie okolicznych szkół, którzy zdobywają sobie godziny wolontariatu. Zawarliśmy umowy ze szkołami i na ich podstawie uczniowie otrzymują od nas legitymacje, a my każdorazowo zaznaczamy, ile czasu z nami przebywali.

– Na koniec chcielibyśmy dowiedzieć się jeszcze, jaki czynnik wyróżnia Parkrun spośród innych imprez sportowych tego typu?

– Chciałbym wrócić do tego, o czym wspomniałem na początku. Mianowicie do tego, że staliśmy się faktycznie swego rodzaju rodziną. Przychodzimy tu z różnych względów. Jedni przychodzą, bo wiedzą, że spotkają tutaj znajomych, przyjaciół i kolegów. Inni przychodzą, bo rzeczywiście chcą regularnie przebiec czy przejść tę „piątkę”. Niektórzy natomiast potrzebują tego, by być z innymi. I Parkrun to dostarcza. Myślę, że przede wszystkim to jest tu najważniejsze.

 

Więcej informacji o Parkrunie znajdą Państwo na stronie: www.parkrun.pl

2024-04-27

Anna Jadowska-Szreder, Sebastian Jadowski-Szreder