R E K L A M A
R E K L A M A

O żołnierzach, których się zaparto… [FELIETON MARTENKI]

W Gdańsku otwarto w lipcu wystawę „Nasi chłopcy”, która wzburzyła krew wielu sprawiedliwym, głównie tym, którzy wystawy nie widzieli. Burzę wywołał fakt, że pokazano tych, których na Pomorzu (włączonym w latach 1939 – 1945 do III Rzeszy) wcielono do Wehrmachtu. Wcielono pod przymusem, bo w Polsce, nawet na terenach, gdzie żyło wielu Polaków wpisanych na Volkslistę, nie powstała nigdy formacja ochotnicza, jak ukraińska dywizja SS Galizien czy holenderska SS.

Rys. Gemini

Michał Tabaczyński w eseju „Kieszonkowa metropolia” pisze, że do grupy narodowościowej III „na pierwszym etapie zapisała się garstka bydgoszczan. Około trzystu osób. Jeszcze Niemcy nie dociskali. Wciąż mieli dużo zapału, wysiedlenia szły im sprawnie, wystarczało im żołnierzy i pracowników. Zmieniło się 1 marca 1942 roku, wraz z obwieszczeniem gauleitera Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie (tu wcielono Bydgoszcz) Alberta Forstera wzywającym (co miało charakter ultimatum) do wpisu na listę. I trudno tego nie wiązać ze stanem walk na froncie wschodnim”. Wcielenie Polaka z Volkslisty było ultimatum. Idziesz na front albo z rodziną do Stutthofu. Pewnie byli i tacy, którzy z niemieckiego munduru się cieszyli, ale dla zdecydowanej większości była to hańba, którą znosili, świadomi jej ceny. Kto tego nie rozumie, jest idiotą. Piszę to świadomie, wiedząc, że wystawę i jej przesłanie oprotestowali prezydent państwa, minister obrony, prawicowi politycy i publicyści… Akurat ci, którzy wcześniej krytykowali film Agnieszki Holland „Zielona granica”, też filmu nie znając…

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-08-13

Henryk Martenka