Okazało się, że telewizja publiczna z jej flagowym programem „Wiadomości” dostarczała każdego tygodnia nowych tematów, a fala hejtu płynąca z ekranu przekraczała wszelkie granice przyzwoitości. Telewizja Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości dzieliła społeczeństwo, judziła, szczuła i pluła jadem, podsycając społeczne konflikty, atakując każdego dnia nie tylko zagorzałych przeciwników władzy, ale wszystkich, którzy w czymkolwiek jej się sprzeciwiali. Po raz pierwszy po 1989 roku telewizja publiczna stała się najbardziej ordynarnym i wulgarnym narzędziem propagandy i manipulacji, a jej pracownicy wcielili się w role propagandzistów PiS-owskiej władzy. Na czele TVP stanął były pisowski aparatczyk, a mózg medialnych operacji siedział w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej, i to właśnie stamtąd płynęły dyrektywy dotyczące strategii i narracji politycznej uprawianej za pomocą TVP. Dziś to minęło. Wraz ze zmianą władzy z autorytarnej na demokratyczną, ten model mediów publicznych został wyrzucony na śmietnik historii i oby nigdy nie wrócił! Postawienie TVP w stan likwidacji było konieczne, aby pozbyć się propagandzistów i oczyścić media publiczne z pisowskich złogów, gdzieniegdzie jeszcze kryjących się po kątach.
Przez 5 lat tropiłem te mechanizmy, mafijne związki, prześwietlałem propagandowy program TVP. Codzienna dawka nienawiści podawana w „Wiadomościach” nieraz przyprawiała mnie o mdłości, a obrzydzenie, jakie budziły we mnie relacje „reporterów” tylko wzmagało chęć walki o odnowioną i pozbawioną hejtu telewizję publiczną. Taka idea przyświecała mi przez minione lata. Pozostałem wierny ideałom, które wyniosłem z pracy w TVP i myślę, że jej oczyszczenie nadal jest możliwe, mimo że trudne. Jedno na pewno się zmieniło: w głównym programie informacyjnym TVP (19.30) nie ma już hejtu, nie ma mowy nienawiści, nie ma szkalowania, dehumanizowania, stygmatyzowania ludzi z powodu rasy, narodowości, orientacji seksualnej, wierzeń religijnych (lub ich braku) czy ze względu na poglądy polityczne. Bo tak powinno być w demokracji. Jeżeli tak nie było przez ostatnie 5 – 8 lat, to dlatego, że nie żyliśmy w państwie w pełni demokratycznym, choć nie wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Dowodem na autorytarne rządy PiS była m.in. propagandowo- rządowa działalność TVP. Idiotyzmy o pluralizmie TVP wygadywane przez jej byłego szefa Jacka Kurskiego oraz kary nakładane na niezależne media przez „taliba”, szefa KRRiT Macieja Świrskiego, są gwoździami do trumny narracji hańbiącej dobre imię dziennikarstwa i mediów w Polsce. Tacy ludzie – funkcjonariusze partyjni – nigdy więcej nie powinni stać na czele mediów lub instytucji je kontrolującej.
Moja misja opisywania „hejterskiej” rzeczywistości TVP dobiegła końca. Efektem jest m.in. wydana niedawno książka „Hejtem po oczach”. Nie znaczy to, że proces naprawy mediów publicznych dobiegł końca; on się ledwo rozpoczął. Potrzeba głębokich zmian, uniezależnienia mediów publicznych od polityków, usunięcia (aż do ostatniego) pseudodziennikarzy skompromitowanych propagandą na rzecz PiS, potrzeba konkursów na kierownicze i dziennikarskie stanowiska, odchudzenia „bizantyjskiego” imperium; trzeba rzeczowości i obiektywizmu, a w dalszej perspektywie – likwidacji lub całkowitego przeorania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. W maju w Sejmie miała być omawiana nowa ustawa medialna – gdzie się zapodziała i dlaczego wciąż jej nie ma? Maciej Świrski ma stanąć przed Trybunałem Stanu, ale kiedy to będzie i kto zastąpi ministra Bartłomieja Sienkiewicza w walce o nowe media? I najważniejsze: jaki ma być kształt mediów publicznych (zarządzanie, finansowanie, program, etc.) w przyszłości? Pytań jest wiele, a odpowiedzi wciąż nie ma. 250. felieton „Hejtem po oczach” kończy ten cykl. Dziękuję Ci, Drogi Czytelniku, że byłeś ze mną i z ANGORĄ przez ten trudny czas. Coś się kończy, coś się zaczyna. Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy