Pierwsi pojechali Anna z Adamem, w samochodzie mieli jeszcze dwójkę dzieci: 8-letniego Jasia i 12-letnią Wiktorię. Karolina ruszyła w drogę kilka minut później. Gdy Anna z Adamem przejeżdżali swoją toyotą przez jedną z wsi, z bocznej ścieżki nagle wyjechał na drogę przed nimi srebrny mercedes. – To Dawid! – krzyknęła Anna, oboje wiedzieli, co to oznacza. Choć mercedes chciał zablokować im przejazd, kierowca wyjechał zbyt daleko, zostawiając ciut przestrzeni z tyłu auta. Adam wcisnął się tam toyotą, a potem wbił pedał gazu w podłogę. Dawid jednak nie odpuścił, pościg mercedesa za toyotą trwał kilka minut.
Mercedes dwukrotnie uderzył w tył toyoty, ale Adam opanował pojazd. Trzecie uderzenie jednak sprawiło, że toyota kilka razy przekoziołkowała i zatrzymała się na dachu w przydrożnym rowie. Anna: – Adam zapytał, czy wszyscy żyją, okazało się, że – o dziwo – nikomu nic się nie stało. Ale po chwili przez rozbitą szybę zobaczyłam Dawida i wycelowaną we mnie lufę pistoletu. Zapytałam, czy dzieci mogą wyjść. Przytaknął. Jaś – syn mój i Dawida – zapytał: „Tata, nie zabijesz mnie?”. On potwierdził, potem z auta wygramoliła się Wiktoria, a Dawid powiedział do mnie: „Zabiję ciebie i jego”. I wtedy zobaczył, że Adamowi właśnie udało się wyślizgnąć z auta. Prawdopodobnie Adam chciał zajść Dawida od tyłu i obezwładnić go, ale plan spalił na panewce. Kierowca toyoty zaczął biec, Dawid z bronią ruszył za nim. Anna usłyszała w oddali kilka strzałów.
Chcesz, to wal
39-letnia Anna jest psychologiem, mieszka w niewielkim Głownie pod Łodzią. Ze swoim rówieśnikiem Dawidem związała się ok. ośmiu lat temu. Niedługo później urodził im się syn Jaś, ale sam związek zaczął się sypać. – Dawid miał nieciekawą przeszłość, o której wiedziałam, ale miałam nadzieję, że uda mi się go zmienić – opowiada Anna. – Z początku tak chyba się stało, bo ludzie mówili, że przy mnie Dawid jest zupełnie inny, ale to było na krótką metę. Po dwóch spędzonych wspólnie latach zaczął być wobec mnie agresywny, a kiedy przemocy było coraz więcej, odeszłam. Problem w tym, że on nie chciał się z tym pogodzić.
Zapowiadał, że podpali dom Anny i pozbawi ją „tego, co dla niej najważniejsze”. Kobieta poszła na policję, a kolejne lata były walką na dwa fronty: z jednej strony z Dawidem, z drugiej – z miejscowymi funkcjonariuszami, którzy mieli bagatelizować zagrożenie ze strony mężczyzny. Wydany przez prokuratora zakaz zbliżania się do kobiety Dawid wielokrotnie i bez żadnych konsekwencji łamał, lecz w końcu nastąpił przełom.
W sierpniu ubiegłego roku, gdy Dawid przyszedł do domu psycholożki z nożem i zaczął nim grozić, został zatrzymany, a sąd wydał wyrok: 3 miesiące więzienia, półtora roku ograniczenia wolności i pięć lat zakazu kontaktów z Anną. Gdy Dawid trafił za kraty, w życiu Anny pojawił się 49-letni Adam. – Zakochaliśmy się w sobie prawie od razu. Ciepły facet z olbrzymim sercem dla moich dzieci, które też od razu go polubiły – wspomina Anna. – Kochał zwierzęta, pracował jako kowal w jednej z pobliskich stajni.
Problem w tym, że po wyjściu na wolność Dawid nie pogodził się ze stratą Anny, a tym bardziej z innym mężczyzną u jej boku. Najpierw próbował Adama pobić, ale przecenił swoje siły w starciu ze starszym, ale wysportowanym mężczyzną. Po przegranej bójce postanowił zmienić metodę.
W połowie września tego roku Adam z Jasiem (dziś 8-letnim synem Dawida i Anny) jechał elektryczną hulajnogą przez Głowno, gdy nagle za nimi pojawił się srebrny mercedes Dawida. Pod domem Adama Dawid podszedł do niego i wyciągnął… pistolet. Adam zagrał va banque, powiedział do napastnika: „Chcesz, to wal”, odwrócił się doń plecami i odszedł. Wszystko działo się na ulicy, w oddali szli ludzie, więc Dawid odpuścił. Anna z Adamem natychmiast powiadomili o wszystkim głowieńską policję.
Co ty, kulkę chcesz dostać?
Wróćmy do feralnego 28 września i wydarzeń na drodze we wsi Lubowidza koło Głowna, gdzie po spowodowaniu wypadku Dawid pobiegł za Adamem z bronią i obaj zniknęli w ciemnościach, a Anna usłyszała strzały. Właśnie w tym momencie na miejsce wypadku dojechała Karolina. – Przy drodze stała Anna z dziećmi – opowiada kobieta. – Powiedziała, że Dawid ma broń, strzelał do Adama i ją też chce zabić. Schowałyśmy się z dziećmi w leśnej gęstwinie i wtedy zobaczyłyśmy, jak Dawid znów w swoim samochodzie powoli wraca drogą w naszą stronę. Uciekałyśmy z dziećmi przed siebie, ile sił w nogach, aż las się skończył. Z domu opodal wybiegli już wcześniej mieszkańcy, którzy słyszeli strzały. Zabrali nas do środka, w bezpieczne miejsce.
Niedługo później do domu dotarli wezwani przez Annę policjanci i strażacy. Dramat wciąż jednak trwał. Anna: – Przez wiele minut powtarzałyśmy z Karoliną tym kilku policjantom, że Adam, prawdopodobnie postrzelony, czeka na pomoc i powinni go poszukać, ale nikt nas nie słuchał. Mówiłyśmy, żeby wezwali posiłki, też na nic. Karolina: – Byłyśmy kompletnie bezradne. Usłyszałam, jak rozmawiają między sobą: – Może by pójść go szukać? A drugi: – Co ty, kulkę chcesz dostać?
Anna: – Wtedy zadzwoniłyśmy po rodzinę z Głowna, żeby przyjechali i sami szukali Adama.
Po kilkunastu minutach na miejscu pojawili się m.in. Tomek, brat Anny, i jego koleżanka Malwina. – Przy drodze koło rozbitego auta stało już wtedy więcej policjantów, ale nikt nie chciał się ruszyć, żeby szukać Adama – relacjonują. – Proponowaliśmy, że może ustawimy jakiś szpaler i przejdziemy po pobliskich polach, bo on pewnie leży w pobliżu, ale żaden z funkcjonariuszy nie był zainteresowany. Kiedy postanowiliśmy zrobić to sami, nie chcieli nam nawet pożyczyć latarek!
W końcu Tomek znalazł Adama. Mężczyzna był martwy, leżał w polu zaledwie 200 metrów od miejsca wypadku. Tomek: – Nie wiem, czy wcześniejsza pomoc uratowałaby mu życie, ale wiem, że nikt oprócz nas nie próbował go znaleźć! Kiedy usłyszałem, jak lekarz mówił, że Adam zmarł od ran postrzałowych mniej więcej godzinę wcześniej, policzyłem, że mógł mieć szanse. – Dlaczego ci policjanci go nie szukali? – dopytuję. – Myślę, że nam wszystkim nie wierzyli, bo co jakiś czas powtarzali, że „kierowca toyoty na pewno uciekł” – mówi Anna. – Dopiero gdy zobaczyli ciało z ranami postrzałowymi, zaczął się ruch. Na miejscu w krótkim czasie pojawiło się mnóstwo radiowozów i tłumy policjantów, potem nawet śmigłowiec. Tyle że Adama już nie było.
Oddam za ciebie życie
Dawid uciekł do Łodzi i ukrył się w jednej z kamienic przy ul. Wschodniej, w centrum miasta. Tym razem policjanci namierzyli go bez trudu zaledwie w kilkanaście godzin. Gdy brygada antyterrorystyczna stała pod drzwiami, Dawid strzelił sobie w głowę.
Dlaczego policjanci nie zatrzymali go choćby dwa tygodnie wcześniej, skoro wiedzieli, że groził Adamowi bronią? Dlaczego nie szukali postrzelonego Adama na miejscu zbrodni? Te pytania krążyły w głowach bliskich ofiary kilka dni po tragedii, gdy udało mi się do nich dotrzeć.
Kiedy zająłem się sprawą, Aneta Sobieraj, rzecznik łódzkiej Komendy Wojewódzkiej Policji, zapewniała mnie, że na miejscu zbrodni policjanci szukali postrzelonego mężczyzny, ale trwało to długo m.in. dlatego, że nie wiedzieli, w którym kierunku uciekał. Bliscy ofiary bez trudu obalili tę wersję: – Byliśmy tam i wiemy: wszystko wiedzieli i nie próbowali szukać! Powtórzymy to wszędzie, jak będzie trzeba – mówili zgodnie Anna, Malwina, Karolina i Tomek.
Na pytanie, co zrobiła policja, by wcześniej zatrzymać Dawida, nie chcieli odpowiadać sami zainteresowani, czyli funkcjonariusze z Głowna. Robert Borowski, rzecznik komendy w Zgierzu, nadzorującej działania głowieńskich policjantów, poprzestał z kolei w rozmowie ze mną na ogólnikach: Dawid M. nie miał stałego miejsca zamieszkania, policjanci próbowali go znaleźć, ale się nie udało.
Gdy opowiedziałem prawdziwą historię tragedii w Lubowidzy w programie „Uwaga!”, śledztwo w sprawie działań, a właściwie zaniechań policji, rozpoczęła już po kilkunastu godzinach łódzka Prokuratura Okręgowa. Policja, która przed chwilą zapewniała, że wszystko było w porządku, wyciągnęła własne wnioski. Komendant wojewódzki odwołał komendanta komisariatu w Głownie i jego zastępcę, a także szefa tamtejszego wydziału kryminalnego. Stanowisko stracił też szef komendy policji w Zgierzu nadzorującej placówkę w Głownie, a w stosunku do siedmiu policjantów ruszyło postępowanie dyscyplinarne.