R E K L A M A
R E K L A M A

Histeria o pary jednopłciowe. Okno na media

Piotrek z Pawłem zawarli związek małżeński w jednym z dwudziestu krajów UE, gdzie takie związki są prawem usankcjonowane. Na resztę życia postanowili powrócić do Polski i będą tu traktowani jak małżeństwo. Zapewnia im to wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Fot. Pixabay

Politykom prawicowej opozycji w głowach się nie mieści, że takie rozwiązanie jest możliwe. Wyrok TSUE traktują jak ingerencję w polskie prawo, w suwerenność, w Konstytucję RP i we wszystkie inne wolności prawdziwe i wymyślone. Przez kilka dni na wielu kanałach telewizyjnych gadające głowy rozprawiały o małżeństwach jednopłciowych w kontekście wyroku TSUE. „Nie chcemy, żeby tylnymi drzwiami wprowadzono do naszego kraju prawo zawierania małżeństw jednopłciowych. Dumny naród polski nie dopuści do tego” – grzmiał pewien poseł.

Temat stał się gorący do tego stopnia, że premier, rozpoczynając posiedzenie rządu, dla uspokojenia, jak sądzę, nie dla wszczęcia dyskusji, zapewnił, że TSUE nie jest w stanie nic nam narzucić i nie ma takiego zamiaru. Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek na pytanie, co zrobić z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, odpowiedział krótko – trzeba wykonać. Zupełnie odmiennego zdania jest poseł Radosław Fogiel. W „Debacie Gozdyry” z uporem godnym lepszej sprawy przekonywał, wykrzykiwał przez dziesięć minut, nie pozwalając innym dojść do głosu, że wyrok TSUE to próba narzucenia prawa niezgodnego z polskim orzecznictwem. Nie sposób było posłowi wytłumaczyć, że intencją orzeczenia jest transkrypcja małżeństw jednopłciowych zawartych poza granicami Polski. Prowadząca Agnieszka Gozdyra bezskutecznie starała się skierować debatę na tory rozmowy o skutkach, jakie powoduje orzeczenie TSUE. Poseł Fogiel do tego stopnia był nieugięty, że zarzucał prowadzącej niekompetencję i brak logiki. Powiedzieć, że w stosunku do prowadzącej zachowywał się niegrzecznie, to nic nie powiedzieć. Podziwiałem spokój Agnieszki Gozdyry, może nie stoicki, ale godny dziennikarki z klasą, którą byle arogant nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Odniosłem wrażenie, i chyba nie tylko ja, że celem „kulturalnie” agresywnego posła Fogla nie była rzeczowa rozmowa, ale wręcz próba zdyskredytowania prowadzącej, może obrażenia i w efekcie sprowadzenia debaty na poziom magla lub jałowej pyskówki. To się nie udało.

Debaty telewizyjne są modne. Według badań oglądalność tego rodzaju audycji telewizyjnych rośnie. Nie zawsze jednak telewidz otrzymuje treść i obraz na odpowiednim poziomie. Awantury przed kamerami, przekrzykiwanie się uczestników powodują, że do odbiorców docierają szum i bełkot. Po kilkunastu minutach takiego zgiełku, korzystając z pilota, wybierają inny program, np. „Milionerów”. Nie można winić wydawców, realizatorów czy dziennikarzy telewizyjnych, że debata bywa nie do oglądania. To posłowie, politycy, rzadziej senatorowie, nie potrafią zachować powagi podczas jej trwania. Jakże często takim zachowaniem ujawniają brak merytorycznego przygotowania do rzeczowej rozmowy. Mam wrażenie, że niektórzy uczestnicy telewizyjnych debat, poza parciem na szkło i przekazywaniem tez oraz formułek zaprogramowanych przez „centralę”, niewiele więcej mają do powiedzenia.

Debata rządzi się określonymi prawami. Podstawą są starcia stron na argumenty, nie walka czy ataki ad personam, jak to się często zdarza. Nade wszystko w debacie obowiązuje kultura i szacunek w stosunku do wszystkich stron. 

2025-12-04

Andrzej Maślankiewicz