– Nie mam pojęcia, dlaczego tego dnia pokrzywdzony przyszedł pod mój dom i dlaczego znienacka mnie zaatakował. Zanim do niego strzeliłem, zostałem pobity – oświadczył Łukasz M.
Jak zeznał oskarżony, nie celował – doszło niemal do zwarcia, a po pierwszym, niecelnym strzale był otumaniony.
– Po tym wszystkim jakoś podniosłem się z ziemi i zobaczyłem, że pokrzywdzony leży przy moim aucie. Zanim przyjechało pogotowie, dołączyła do mnie moja mama, która wyszła z domu. Chodziliśmy razem wokół tego człowieka, kucaliśmy przy nim, sprawdzaliśmy jego puls oraz staraliśmy się ułożyć go w pozycji bezpiecznej. Nie było to łatwe, bo to był potężny mężczyzna. Kiedy to się w końcu udało, z kaptura jego bluzy zaczęła wyciekać krew, której wcześniej nie widziałem. Schodzili się jacyś ludzie i usłyszałem sygnał karetki. Po chwili podszedł do mnie ratownik medyczny i zapytał, czy to ja strzelałem, czy mam przy sobie broń i czy ją rozładowałem. Oddałem mu pistolet.
Bezpieczniej jest mieć broń w kaburze?
Łukasz M. oświadczył następnie, że bardzo ubolewa i żałuje tego, co się stało.
Subskrybuj