Pierwsze wrażenie zaraz po przekroczeniu progu lokalu? – Jak na zawołanie leciała polska piosenka, co oznaczało, że barman jest Polakiem. Nie mówi jednak po polsku, nawet gdy wie, że obsługuje rodaków. Przy barze sączyło piwo kilku mężczyzn. Malcolm, prawicowiec, zaczął od powszechnego w jego kręgach sloganu, że zabierają pracę. Jego kolega od kufla był bardziej tolerancyjny: – Są tacy jak my, tylko piją więcej wódki. Wszyscy zgodzili się też, że łatwo Polaka rozpoznać, ponieważ:
– Gdy ma zły nastrój lub źle się czuje, obwinia o to ciśnienie atmosferyczne. – Pije ziołowe herbaty lub kwaśną herbatę cytrynową i je kwaśne ogórki. I pierogi. I kiełbasę.
– Woli chodzić do dentysty i lekarza w Polsce (co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę jakość Narodowej Służby Zdrowia). Poza tym Polacy są dziwni. Nie umawiają się z przyjaciółmi w pubach, tylko we własnych domach, co oznacza godziny spędzone na rozmowach przy kuchennym stole – coś, co zwykle jest zarezerwowane na herbatę ze starą ciotką, a nie na drinka ze znajomymi. Jednak ich najgorszą wadą jest jedzenie w Wigilię karpia, polski przysmak, który w Wielkiej Brytanii cieszy się podobnym szacunkiem jak gołębie czy szczury.
***
Różnice między Brytyjczykami i Polakami spróbował określić również Norman Davies, brytyjski historyk ożeniony z Polką, mieszkający w Oxfordzie i w Krakowie.
Zauważył, że obie nacje mają odmienne podejście do pogody:
– Polak wstanie rano, spojrzy przez okno i odpowiednio się ubierze: kapelusz lub bez kapelusza; gruby, średni lub lekki płaszcz; buty, płaskie buty, a nawet sandały. Polskie matki są szczególnie pedantyczne, dbając o to, aby strój ich dzieci był precyzyjnie dopasowany do pogody. Wydaje się to zupełnie niezrozumiałe dla przeciętnego Brytyjczyka – jesteśmy przyzwyczajeni traktować pogodę z pogardą i ubierać się, jak nam się podoba (często tak samo każdego dnia w roku). Na pokrytych śniegiem ulicach można zobaczyć nastolatków w koszulach z krótkim rękawem, podczas gdy pracownicy London City w styczniu udają się do biura z parasolem, ale bez płaszcza, jakby był lipiec. Ludzie w Wielkiej Brytanii do perfekcji opanowali sztukę ukrywania faktu, że trzęsą się z zimna, a nadmierne ubieranie dzieci uważają za formę znęcania się. Całkiem różny stosunek do kolejek: – Podobnie jak przedstawiciele większości krajów kontynentalnych Polacy postrzegają kolejki jako opcjonalną i elastyczną koncepcję. Kiedy docierają na miejsce jako ostatni, zazwyczaj ustawiają się na końcu kolejki, ale nie jest niczym niezwykłym, że wślizgują się z boku lub nawet bezceremonialnie wpychają się przed innych. Tymczasem Brytyjczycy będą stać stoicko na swoim miejscu, czasem pozwalając przejść osobom niepełnosprawnym lub kobietom w ciąży, ale z ogólnym poglądem, że uporządkowana kolejka jest częścią boskiego planu, na którym opiera się cywilizacja. W oczach Brytyjczyków osoby wpychające się do kolejki nie są lepsze od złodziei lub zawodowych przestępców.
Inne żołądki:
– Zarówno Polacy, jak i Brytyjczycy jedzą śniadanie, ale wieki treningu sprawiły, że Polacy są odporni na głód do drugiej, trzeciej, a nawet czwartej po południu, podczas gdy znacznie słabszy brytyjski żołądek zaczyna burczeć około południa i musi zostać nakarmiony najpóźniej o pierwszej (…). Polacy planujący harmonogram dla brytyjskich profesorów wciąż nie mogą się do tego przyzwyczaić i upierają się przy ustalaniu wykładów na godzinę pierwszą lub pół do drugiej – to pora jedzenia kanapek, co jest równie świętą tradycją jak herbata o godzinie piątej.
A także, co zaskakujące, Polacy bardziej niż Brytyjczycy szanują hierarchię:
– Choć arystokracja [w Polsce] już nie istnieje, jej miejsce zajął porządek społeczny, w którym praca i status zawodowy są najważniejsze. Nie zadowala ich fakt, że w języku polskim ludzie zwracają się do siebie w trzeciej osobie: „Pan” i „Pani”. Polscy lekarze, dziennikarze i prawnicy oczekują również, że wszyscy będą zwracać się do nich po tytułach: „Doktorze”, „Redaktorze” (dla dziennikarzy) lub „Radcy” (dla prawników). Używanie jakiejkolwiek innej formy jest po prostu niegrzeczne, a używanie formy „Pan” w stosunku do księdza to straszne faux pas (…). Brytyjczycy, podobnie jak Amerykanie, porzucili wszystkie te rozróżnienia wieki temu i używają „you” (…). Jestem przekonany, że ten sztywny system adresowania jest powodem, dla którego Polacy wierzą, że tytuły nadają ich posiadaczom aurę wyjątkowości. Są naprawdę przekonani, że profesor musi być inteligentny.