R E K L A M A
R E K L A M A

Amba(ra)sada [FELIETON OGÓRKA]

Nikt nie wie i nigdy nie wiedział, kim są (ani po co są) ambasadorzy porozmieszczani po różnych placówkach, ale wszyscy wiedzą, kto polskim ambasadorem nie jest. To ci, których prezydent nie klepnął, tzn. właściwie właśnie klepnął i ich szturchnął.

Fot. YouTube

Awanturka zwróciła uwagę na dziwaczny anachronizm, jakim jest trzymanie ambasadorów po całym świecie w sytuacji, gdy wszystko załatwia się zdalnie, a sztafaż dyplomatyczny jest coraz bardziej po nic. Największym wybrykiem jest istnienie w Warszawie przedstawicielstwa Unii Europejskiej, czyli reprezentuje nas tu ona sama przed sobą, bo przecież bardziej jesteśmy Unią my, a nie jacyś jej przypadkowi wysłannicy.

Pełniąc jakieś urzędnicze i protokolarne funkcje, mieszkają w rezydencjach jako pozostałość dawnej potęgi, kiedy za granicą byli całym – dosłownie – państwem, które ich wysłało. W tej roli do naszych czasów pozostał jeden wyjątek, a jest to ambasador Stanów Zjednoczonych, który w Warszawie pełni rolę gubernatora tego mocarstwa. Wszyscy kolejni ambasadorowie ze swej koszmarnie brzydkiej siedziby w Alejach Ujazdowskich nadzorują władzę lokalną, a od czasu kiedy na naszych terenach wokół Rzeszowa i Przemyśla zaczęli działania zbrojne, dysponują u nas jeszcze swoim wojskiem (na nasze usilne prośby).

 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-10-25

Michał Ogórek