Niedojrzałość polityczna prezydenta

Andrzej Duda, który potrafił nie podpisać dotąd kontrowersyjnych ustaw takich jak lex Czarnek czy lex TVN, po wyborach zapamiętale walczy z rządem Donalda Tuska. Kolejne decyzje prezydenta podają w wątpliwość jego autorytet.

Andrzej Duda (fot. YouTube)

Podpisał lex Tusk

Andrzej Duda w lipcu minionego roku podważył swoją pozycję, jak podawał Bloomberg, gdyż wówczas zatwierdził lex Tusk — ustawę krytykowaną zarówno przez USA, jak i UE jako chytry manewr do ingerowania w październikowe wybory w Polsce. To rozwiązanie, przeforsowane na gwałt przez Prawo i Sprawiedliwość, miało dowieść rzekomych powiązań polskich polityków z Rosją w Polsce, ale krytycy nie bez racji dostrzegli — jak utrzymuje Bloomberg — że w istocie przede wszystkim była to polityczna broń przeciwko Donaldowi Tuskowi, obecnemu premierowi.

PiS bowiem niesamowicie bał się Tuska, o czym świadczy to, że gdy miał władzę w mediach publicznych, w zasadzie codzienne w „Wiadomościach” lider KO był pokazywany, jak mówi: „für Deutschland, a notorycznie przypominano też, jak przechadzał się po sopockim molo z Władimirem Putinem. Miało to sugerować, że jest… putinistą. Z czasem, prawdopodobnie pod wpływem nacisków Amerykanów, nowelizacja ustawy o komisji do zbadania wpływów Rosji na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski w latach 2007-2022 została podpisana przez prezydenta, jednak w nowej wersji niemożliwe było odbieranie komukolwiek możliwości pełnienia funkcji premiera.

Powierzył misję tworzenia rządu Morawieckiemu

Mimo iż po wyborach było jasne, że nowy rząd stworzyła koalicja KO, Trzecia Droga, Lewica, Andrzej Duda dał wiarę słowom Mateusza Morawieckiego, który zapewniał naiwną część opinii publicznej, że doprowadzi do koalicyjnych rządów PiS z jakąś formacją w parlamencie. Cóż, nic z tego nie wyszło. Ludowcy, których Jarosław Kaczyński obrażał przed wyborami jako… antyklerykałów, nie poszli na taki układ, choć PiS liczył na konserwatywną jedność właśnie z PSL-em, natomiast Konfederacja nie chciała zawieść swoich wyborców i także nie zgodziła się na alians z PiS.

Tymczasem, mimo że układ sił w polskiej polityce był znany nawet laikom, prezydent postanowił wziąć udział w farsie i odwlekać zaprzysiężenie rządu Donalda Tuska. Mówił o „dobrym obyczaju”, jakim jest powierzanie misji utworzenia nowego gabinetu przedstawicielowi zwycięskiego ugrupowania. Rzecz w tym, że do tej pory w III RP nie obserwowano takiej sytuacji, by partia, która zdobyła najwięcej głosów, nie miała zdolności koalicyjnych, więc PiS niby wygrał, ale de facto przegrał.

 Upór ws. Wąsika i Kamińskiego

Teraz prezydent upiera się, że ułaskawił skazanych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, mimo że Izba Pracy SN jest innego zdania i mandaty poselskie obu zostały wygaszone. Mało tego, prezydent tak zapętlił się w swojej pokrętnej logice, że był łaskaw już stwierdzić, iż… uniewinnił polityków PiS. Tymczasem nie ma takiej prerogatywy, on może tylko ułaskawić przestępców, co prowadzi do tego, że mogą wyjść z więzienia, ale nie mają prawa wejść już do parlamentu jako posłowie.

Profesor Matczak uważa, że pierwotna decyzja Andrzeja Dudy, by ułaskawić obu polityków PiS przed prawomocnym wyrokiem, przypomina dawanie rozwodu narzeczonym. A to nie wszystko, Andrzej Duda uważa, że w Polsce ma miejsce „terror praworządności”. Do tej pory, gdy zarzucano mu, że powoływał sędziów-dublerów do Trybunału Konstytucyjnego czy tworzył neo-KRS, nie miał żadnych refleksji na temat prawa w Polsce…

Dodajmy jeszcze, że prezydent nie jest konsekwentny także w kwestii TVP, ponieważ sam przyznał w wywiadzie z Bogdanem Rymanowskim w Radiu Zet, że media publiczne były partyjną tubą propagandową TVP, a teraz występuje jako gorliwy obrońca nowych porządków zaprowadzanych na Woronicza przez ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza.

 

2024-01-15

Bartłomiej Najtkowski