W nocy z wtorku na środę doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez drony. Pierwsze sygnały o ich wtargnięciu pojawiły się tuż przed godziną trzecią, równolegle z nasilonym rosyjskim atakiem na Ukrainę. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało o tym zdarzeniu, zaznaczając, że miało ono bezprecedensowy charakter.
Jak przekazał generał Wiesław Kukuła, strona polska została uprzedzona przez Białoruś o obiektach zmierzających w naszą stronę. Potwierdził on, że Mińsk ostrzegł Warszawę przed nadlatującymi dronami. – To było dla mnie zaskakujące, że Białoruś, która eskaluje nam mocno sytuację na granicy lądowej, zdecydowała się na tego typu współpracę – powiedział.
Komandor porucznik rezerwy Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24, w rozmowie z PAP zaznaczył, że nie można tego traktować jako gestu dobrej woli. Jego zdaniem takim działaniem byłoby niedopuszczenie do przelotu obiektów nad terytorium Białorusi i ich wtargnięcia do innego kraju. Jak stwierdził ekspert, w tej sytuacji Mińsk jedynie umył ręce.
Dobrze się stało, że przekazali nam tę informację, bo w jakiś sposób pomogła ona naszemu systemowi obrony. Natomiast ja bym ich w ogóle nie wybielał – podkreślił.
Łukaszenka nie chce być zależny
Według niego sytuacja ta miała jednak również pewien pozytywny aspekt. Mimo że rosyjska propaganda starała się przedstawiać atak dronowy na Polskę jako operację pod fałszywą flagą, to Białoruś w praktyce potwierdziła, skąd nadleciały maszyny i że były one rosyjskiego pochodzenia.
Analizując motywy niespodziewanego działania Mińska, Dura wskazał, że mimo silnej zależności od Rosji, Aleksander Łukaszenka stara się balansować w tym podporządkowaniu. Dowodem na to jest fakt, iż białoruskie wojska nie biorą udziału w wojnie na Ukrainie. – To pokazuje, że Białoruś stara się zachować nie tyle neutralność, co autonomię do wykorzystania swoich sił zbrojnych – wyjaśnił.
To nie jest wojna
W sieci pojawiły się sugestie, że ostrzeżenie mogło stanowić próbę sprowokowania polskich sił do uruchomienia procedur bojowych. Dura nie zgadza się jednak z tym poglądem, podkreślając, że Rosjanie i tak dysponują wiedzą o częstotliwościach radarów wykorzystywanych przez polskie lotnictwo. Jego zdaniem prawdziwym celem było wywołanie strachu wśród obywateli – i częściowo udało się to osiągnąć.
Zdaniem Dury, działania podejmowane przez Białoruś, w tym zakłócanie sygnału GPS nad Bałtykiem, są równie groźne jak ataki dronów. Niosą one ryzyko poważnych skutków, na przykład katastrof lotniczych. Ekspert podkreśla, że choć formalnie nie jest to wojna, to intencją takich działań jest wywoływanie poczucia zagrożenia wśród obywateli.