R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Zabójstwo kombatanta

84-letni Józef Z., podobnie jak wielu mieszkańców ziemi lubuskiej starszego pokolenia, to powojenny przesiedleniec z Kresów. Staruszek urodził się na terenach późniejszego ZSRR. 

Fot. YouTube

Po drugiej wojnie światowej losy rzuciły go do niewielkiej wioski Korczyców w gminie Maszewo. Znali go tu wszyscy i byli dumni z tego, że w tej niewielkiej wsi mieszka zasłużony kombatant z kampanii wrześniowej 1939 roku.

Będący od lat na emeryturze pan Józef nie był zbyt zamożny, ale w okolicy uchodził za bogatego. A wszystko to za sprawą przechwałek. Twierdził bowiem, że za odłożone pieniądze mógłby w mieście kupić… mieszkanie i dwa samochody. Być może te jego opowieści przyczyniły się do tragedii, która miała miejsce w nocy z 24 na 25 listopada 1999 roku.

„Poczciwy dziadek” – tak mówiono na niego na wsi. Mieszkał samotnie w poniemieckim domku. Od roku był wdowcem. Żył bardzo skromnie, może nawet dużo poniżej swoich możliwości. Nie ukrywał, że ma znaczne oszczędności. W rzeczywistości jedynym źródłem jego dochodów była emerytura w wysokości około 830 zł. Ta z pozoru niezbyt duża sumka w rejonie jego zamieszkania uchodziła za poważną kwotę.

Był człowiekiem oszczędnym i przyjmując, że w przeszłości również jego żona otrzymywała emeryturę, mógł zaoszczędzić nieco grosza. Jednemu z dwóch synów wyjawił tajemnicę, że ma oszczędności, które są ukryte w fotelu. Józef pożyczał drobne kwoty sąsiadom, często nie prosząc nawet o ich zwrot. W policyjnych aktach można przeczytać, że nie nadużywał alkoholu, bywał jednak często w miejscowym sklepie, gdzie kupował piwo lub wino. Te wizyty traktował trochę jako kontakt ze światem. Było to jego życie towarzyskie. Ale nie pił tego alkoholu, tylko częstował swoich znajomych, a przy okazji chętnie opowiadał o wojennej przeszłości. Pokazywał nawet kilka odznaczeń, które dostał za zasługi w kampanii wrześniowej, z czego był bardzo dumny. Kilka miesięcy przed tragicznymi zdarzeniami nawiązał kontakt ze starszą kobietą z Krosna Odrzańskiego, która czasem go odwiedzała w jego domu. Niektórych we wsi dziwiły te wizyty; złośliwi nawet mówili, że Józef chce udowodnić, iż jest jeszcze jurny. Właściwie miał tylko jednego przyjaciela, z którym często się spotykał, i który pomagał mu w najcięższych pracach domowych.

I to właśnie on pojawił się w zagrodzie Józefa 26 listopada 1999 roku. Był z nim umówiony na dokończenie drobnego remontu na godzinę 11. Spóźnił się i przyszedł około południa. Zobaczył, że drzwi wejściowe do domu są wyłamane. Wszedł do środka, gdzie w kuchni na podłodze znalazł skrępowane białym plastikowym sznurem zwłoki Józefa Z. Denat miał w ustach rolkę papieru toaletowego. Liczne obrażenia świadczyły o tym, że był bity przed śmiercią.

W trakcie oględzin zwłok ujawniono wiele ran tłuczonych głowy. Z kolei nacięcia na dłoniach wskazywały na obronę przed atakiem nożem. Mieszkanie zostało bardzo dokładnie przeszukane, a sprawcy zdejmowali nawet obrazy i zrywali ich tylne części w poszukiwaniu pieniędzy. Przyjaciel natychmiast powiadomił pogotowie ratunkowe i policję. Pies tropiący podjął ślad, ale nie doprowadził do zatrzymania podejrzanych o tę zbrodnię. Przyjęty w śledztwie kierunek działań dotyczył oczywiście poszukiwania sprawców kierujących się motywem rabunkowym. Mordercy przedostali się do budynku po wyłamaniu drzwi wejściowych. W trakcie oględzin w pomieszczeniach budynku ujawniono i zabezpieczono ślady linii papilarnych oraz trzy niedopałki papierosów. Wstępnie ustalono, że Józefa Z. zamordowano około północy.

Odtworzono ostatnie godziny życia ofiary. 25 listopada 1999 roku wieczorem u pana Józefa pracował wspomniany już przyjaciel. Malował ściany i wtedy na czatach zapewne pojawili się sprawcy późniejszych tragicznych wydarzeń. Kiedy Józef poszedł spać, wdarli się do środka. Pobili gospodarza i zabrali mu pieniądze – było to około 10 tys. zł. Nie udało się nigdy ustalić, czy Józef jeszcze żył, kiedy bandyci opuszczali jego dom. Nie ma wątpliwości, że zabójstwa dokonano na tle rabunkowym. Czy chcieli zabić? Nie wiadomo. Pewne jest, że używali kominiarek. Być może w czasie szarpaniny gospodarz ściągnął jednemu z napastników zasłonę z twarzy i rozpoznał oprawcę. Być może wtedy bandyci zdecydowali o zamordowaniu gospodarza.

Wiesz coś o tej zbrodni – pisz: rzecznik@go.policja.gov.pl. 

2024-08-15

Michał Fajbusiewicz