R E K L A M A
R E K L A M A

Czy ktoś komuś rozum odebrał? Wejście dla artystów

Wydany 6 lutego komunikat Ministerstwa Kultury o konkursie na dyrektora Teatru Wielkiego – Opery Narodowej zaskoczył, zasmucił, przygnębił, a może nawet ogłupił. Mówię o tym jako strudzony funkcjonariusz, ponad 40 lat kierujący polskimi teatrami operowymi, a ponadto dwukrotnie dyrektor Opery Narodowej, za co Warszawa przyznała mi tytuł Obywatela Honorowego.

Fot. Pixabay

W powojennej historii Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego jego dyrektorami były nieporównywalnej miary wybitne postacie, takie jak Tadeusz Bursztynowicz, Zygmunt Latoszewski, Walerian Bierdiajew, Zdzisław Górzyński, Jerzy Semkow, Bohdan Wodiczko, Zdzisław Śliwiński, Jan Krenz, Antoni Wicherek, Robert Satanowski, Jacek Kasprzyk czy podczas ostatnich kilkunastu lat Waldemar Dąbrowski, któremu – zamiast przedłużyć kadencję -zorganizowano właśnie ten nieszczęsny konkurs. Z kim niby miałby w nim konkurować i przed kim weryfikować swe ogólnie znane talenty, przedsiębiorczość i kwalifikacje?

W chwili, gdy to piszę, nie ogłoszono jeszcze składu komisji konkursowej, ale jeśli będzie podobna do dwudziestoosobowej listy doradców ministra, złożonej z ludzi kompletnie nieznanych lub znanych z nie najlepszych zalet profesjonalnych i osobistych, to będzie znaczyło, że rozum, mądrość, refleksja i merytoryczne rozeznanie nie są obecnie w resorcie kultury w cenie i należytym poszanowaniu. Konkurs ma mieć charakter zamknięty. Co to oznacza, na razie nie wiadomo. Pani Minister zaprosiła do udziału w nim listę pięciu nazwisk, która przedstawia się jeszcze bardziej tragicznie niż ta wspomniana przeze mnie powyżej.

Otwiera ją Renata Juszczyńska-Borowska – poznańska „nikiforka” artystyczna, która wyprodukowała szereg nieudanych, nietrafionych, rzadko granych i nieuczęszczanych spektakli, w swym tupecie i niewiedzy nazywając to nowoczesnością. Wprawdzie chwali się różnymi statuetkami, ale nie uznaniem u poznańskich operomanów, którzy zgodnie uważają, że kompletnie rozłożyła Gmach pod Pegazem, nie zauważając nawet stulecia funkcjonującej w nim opery polskiej.

Rafał Kłoczko, obecnie mało znany dyrygent z Zielonej Góry, o biografii zaledwie przeciętnej, niemogący równać się z wieloma rówieśnymi sobie polskimi kolegami, nawet w swoim pokoleniu.

Boris Kudlička, pochodzący ze Słowacji scenograf, który przed kilku laty założył świetnie prosperującą pracownię projektującą między innymi wnętrza hotelowe, restauracyjne, studyjne i urzędowe oraz rewitalizacje obiektów zabytkowych, działalność wystawienniczą i ekspozycyjną. Przy takiej koniunkturze finansowej i osiągnięciach projektowych zachodzi pytanie, po co mu dyrektorowanie takim molochem operowym, w czym miałby dopiero teraz zadebiutować.

Robert Piaskowski, pochodzący z Krakowa urzędnik różnych instytucji kultury, mający tam dobrą opinię, ale ze sztuką operową niemający nigdy nic wspólnego. Przed rokiem został mianowany dyrektorem Narodowego Centrum Kultury, aby przygotować tę instytucję do obsługi polskiej prezydencji, w czym nie powinno mu się przeszkadzać propozycją, w której ewentualnej realizacji byłby absolutnym nowicjuszem.

Wreszcie Agnieszka Franków-Żelazny, chórmistrzyni i dotychczasowa dyrektorka Filharmonii w Wałbrzychu, która przed kilkoma tygodniami objęła dyrekcję Opery Wrocławskiej. Na wieść o nominacji do stołecznego Konkursu natychmiast podała się do dymisji wobec warszawskiego „zaszczytu”, zapewne w obawie, że gdyby przegrała, nie miałaby po co wracać do Wrocławia.

Tak więc lista uczestników, próba rozwiązania problemu kadrowego w Operze Narodowej i sama formuła konkursowa nadają się bardziej do libretta marnej operetki niż do poważnego potraktowania sposobu pozbycia się stamtąd Waldemara Dąbrowskiego.

Byłoby dobrze, aby w tej sprawie zabrało głos Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów, broniąc statusu, powagi i sensu działania naszej – również mojej – poniewieranej obecnie profesji.

Tym wystąpieniem i perswazją chcę przydać odwagi wszystkim, którzy dziwią się i oburzają, jak traktuje nas obecna Pani Minister. Dochodzące zewsząd odgłosy protestów, zdumienia i niedowierzania mieszają się z podejrzeniem, że ktoś komuś po prostu rozum odebrał!

A może to tylko próba udowodnienia, że dyrektorem Opery Narodowej może zostać ktokolwiek. Szkoda tylko, że zapowiadana rekonstrukcja rządu przewidziana jest dopiero na czerwiec. Czekajmy więc, co się będzie działo dalej, nie tracąc jednak nadziei. 

2025-02-22

Sławomir Pietras