R E K L A M A
R E K L A M A

Faust dzisiaj. Ustąpienie Bidena według Mroziewicza

XIV-wieczna legenda o marzeniach starca brzmi całkiem współcześnie, jeśli odnieść ją do sytuacji, w jakiej znaleźli się politycy amerykańscy Joe Biden, Kamala Harris i Donald Trump. Rozpiszmy tę sytuację na teatralne role.

Rys. Mirosław Stankiewicz

Prezydent Faust zdaje sobie sprawę z upływu czasu i chciałby ten czas zatrzymać, zwłaszcza w Białym Domu. Czas w polityce to zdolność przestrzeni do odnotowywania zachodzących w niej zmian. Zwłaszcza w Ameryce. Jest to także lęk przed śmiercią, zwłaszcza w Europie. Dom Bidenów żyje tym lękiem od dawna. Biden skończy w listopadzie 82 lata i liczy czas w polityce od chwili, kiedy już jako 29-latek został senatorem. Senatorem można zostać, kiedy ma się co najmniej 30 lat. Wybrano go przed tą granicą, ale zaprzysiężono już po niej. Linia życia politycznego przynosiła mu same sukcesy, natomiast linia życia prywatnego – same tragedie. W polityce osiągnął już wszystko – z wiceprezydenturą przy Obamie i potem prezydenturą stuprocentową. W życiu prywatnym spotkała go śmierć żony i dwóch synów, a także seria procesów jednego z członków rodziny. Ale postanowił kandydować po raz drugi na najbardziej prestiżowe stanowisko na świecie. I tu przydałyby się sen i zjawa, które spełniają marzenia.

Pytanie, czy w polityce są marzenia? Jego najbliżsi współpracownicy mówili mu: „Poczekaj, jesteś leciwy, zdrowie już nie to, latanie po całych Stanach to zajęcie nie dla ciebie”. USA to pięćdziesiąt krajów wielkości mniej więcej Polski. Jeżdżenie po Polsce to ciężka robota, a co dopiero po pięćdziesięciu takich Polskach. Ale Biden wie swoje. Jego maksyma to: „Wstań, kiedy padniesz, i maszeruj dalej”.

Biden to wierzący namiętnie katolik. Nie wychodzi z domu bez różańca w kieszeni. Tymczasem diabłów w Białym Domu nie brakowało. Od Goethego wiemy, że szatan wierzy w Boga. Podpowiadał Bidenowi, że wybory wygra. A przynajmniej, że ich nie przegra. I tu pojawia się Mefistofeles Trump. Był już raz prezydentem USA, ale chce jeszcze. Lista gaf i afer sygnowana jego imieniem nie ma końca. Przed pierwszą kadencją prezydencką oświadczył, co potwierdza jego żona Melania, że wybory przegra. Stało się inaczej, bo czy diabeł może przegrać? Niewątpliwie politycy muszą mieć bardzo silne ego. Lecz czy Mefisto Trump ma ego, czy raczej to, co ma, nazywa się zmysł telewizyjny i deweloperski? Jedno jest pewne, że musi odróżniać się od publiki, podczas gdy Biden chce się utożsamiać z nią i być jej niezbywalną częścią.

Mefisto nie potrzebuje zastępców, wszystko robi sam w 2 minuty. J.D. Vance ma być jego wiceprezydentem, choć nazywał diabła Hitlerem. Im gorsze wyzwisko, tym lepiej. Tu opowiemy o wiceprezydenturze. Urząd ten nie ma żadnego znaczenia. Służy robieniu PR na rzecz prezydenta. Byłem na koktajlu wydanym w Ambasadzie USA w Delhi z okazji przyjazdu ówczesnego wiceprezydenta USA George’a Busha, wybitnego później prezydenta, a wcześniej sumiennego urzędnika – szefa CIA, ambasadora w ONZ i ambasadora w Chinach. Robił przygnębiające wrażenie. Ubrany z waszecia, mówiący byle jak, cicho i byle co, zakłopotany, jak gdyby kilka otaczających go osób było po prostu zgromadzeniem najwyższych rangą cesarzy. Ale gdy przyszło wymienić nazwisko Reagana, grzmiał jak dzwon. I oto po kilkunastu latach obsługuję dla PAP wizytę tego samego Busha, ale już prezydenta, w Warszawie. Mąż stanu! Doskonale ubrany, przemawiający tak, że słuchacz jest przekonany, że prezydent mówi tylko do niego. Znający historię wizytowanego kraju. O poprzedniku Reaganie, którego zastępował jako wiceprezydent – ani słowa.

I wreszcie wiceprezydentka Kamala Harris, Małgorzata Goethego. Biden ją namaścił jako kandydatkę na prezydenta, bo sam podał się do dymisji, czym zaskoczył Czarta. Będzie teraz nie szarą myszką, którą prezydent trzymał w kącie, lecz pełnokrwistą damą, polityczką, dwukrotną prokuratorką (uważaj Mefisto!). Jest Amerykanką, ale jej rodzice już nie. Mama pochodzi z Indii, ojciec z Jamajki. Taka mieszanka nie ma już dziś w Stanach większego znaczenia. Wkrótce 40 milionów Amerykanów będzie mówić tylko po hiszpańsku, a duża część będzie Azjatami.

Kamala znaczy w sanskrycie kwiat lotosu. Kwiat studiował na uniwersytecie dla kolorowych. Harris była wysokiej rangi urzędnikiem stanowym w Kalifornii. Towarzyszyła prezydentowi wszędzie i zawsze. Gdy to piszę, CNN podaje, że demokraci przyjęli propozycję, aby kandydowała na najwyższy urząd w USA. Moim zdaniem powinna wygrać te wybory wbrew Mefisto Trumpowi i dzięki Faustowi. Gounod będzie się cieszył. Goethe też. 

2024-07-31

Krzysztof Mroziewicz