Ciągle zbiera nagrody jako aktorka i jest bardzo lubiana nie tylko przez publiczność, lecz i własne artystyczne środowisko. Uważa się ją za osobę nie tylko sprawiedliwą i skromną, ale także wrażliwą, darzącą szacunkiem ludzi, którzy ją otaczają. Po śmierci męża nie zamknęła się w sobie. Żyje w symbiozie z rodziną, przyjaciółmi i pracą, która ciągle ją pochłania.
– Czy to prawda, że jako dziecko chciałaś zostać artystką cyrkową?
– Cyrk mnie fascynował i chociaż rzadko w nim bywałam, zawsze robił na mnie ogromne wrażenie. Ludzie na arenie zachwycali mnie nieprawdopodobnymi umiejętnościami – do dziś zresztą uważam, że cyrkowcy są wielkimi artystami. Zachwycały mnie też zwierzęta. Marzyłam, żeby zostać mistrzynią akrobacji na trapezie. Nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego, jakie to jest niebezpieczne i trudne. Wydawało mi się, że moje „akrobacje” na trzepaku są bliskie tej tajemnej wiedzy.
– Czułaś, że będziesz kimś niezwykłym?
– Nigdy o tym nie myślałam.
– W szkole też podobno byłaś jedną z najlepszych.
– Nie wiem, ale byłam prowodyrką różnych zabaw. Czasem bywałam przewodniczącą klasy.
– Nauczyciele nie lubią prowodyrów.
– Dla mnie byli bardzo mili, zarówno w podstawówce, jak i w liceum. Nie miałam do nich żadnych zastrzeżeń. Podobało mi się też, że są tak dobrze wychowani i że nas również tego uczyli.
– Nie buntowałaś się?
– Różne zakazy i nakazy powodowały we mnie bunt. Teraz wiem, że to było normalne i potrzebne, bo musieliśmy nauczyć się żyć wśród ludzi. Absolutny luz może spowodować wiele złego.
Subskrybuj