Magazyn Viva! wręczył nagrody dla ludzi zdolnych, odpowiedzialnych, dzielących się dobrem z innymi. Nagrodę w kategorii „Człowiek dla sztuki” odebrał nasz znakomity śpiewak operowy Jakub Józef Orliński (33 l.). Od kilku lat podbija najważniejsze sceny na świecie, a ostatnio coraz częściej pojawia się w naszych mediach, w popularnych programach telewizyjnych i na warszawskich imprezach. Orliński nie tylko fantastycznie śpiewa, łącząc w swoich występach tradycję z nowoczesnością. Jest też tancerzem breakdance, więc zdarza mu się także zatańczyć na scenie, nawet do operowego utworu. Do tego jest skromny i pełen uroku. Takiej postaci właśnie nam w naszym szołbiznesie brakowało. Czytelnicy Vivy! – bo to oni decydowali, do kogo trafią statuetki – wskazali też Tomasza Rożka (47 l.) jako najlepszego w kategorii „Człowiek dla planety”. Dziennikarz i popularyzator nauki od dawna z pasją opowiada w mediach o świecie i o kosmosie. Prowadzi też fundację, która wspiera młodych, zdolnych naukowców. Nagrody w kategorii „Wydarzenie roku” odebrali Omenaa Mensah (45 l.) i Rafał Brzoska (47 l.), pomysłodawcy i organizatorzy Top Charity Auction, wielkiej charytatywnej aukcji. Podczas imprezy zebrano czterdzieści osiem milionów złotych, a Brzoska podwoił tę kwotę. Była to największa jak do tej pory jednorazowa prywatna donacja w Polsce. „To dopiero początek. Oni nie zamierzają się zatrzymać” – mówiła ze sceny Ewa Chodakowska (42 l.), która wręczała małżeństwu filantropów statuetki.
Premiera „Diabła”
Nie zatrzymuje się Eryk Lubos (50 l.). Jeden z najbardziej wziętych polskich aktorów z uwagą wybiera kolejne role i konsekwentnie buduje wizerunek filmowego niepokornego twardziela o wrażliwym sercu i skomplikowanym życiorysie. W Warszawie odbyła się kilka dni temu premiera „Diabła”, w którym Lubos wciela się w postać Maksa, byłego żołnierza sił specjalnych, który walczył w najtrudniejszych miejscach świata. Służył w Iraku i Afganistanie. Wywiózł stamtąd nie tylko parę blizn, ale i pokiereszowaną duszę. Nowe kłopoty w jego życiu zaczynają się, kiedy opuszcza armię. Lubos jest w tej historii Bondem, Terminatorem i Supermanem w jednym. Musi przywrócić sprawiedliwość w swoim dawnym rodzinnym miasteczku, do którego wraca na pogrzeb ojca. Na premierze w warszawskim multipleksie Cinema City oprócz Lubosa pojawili się też pozostali twórcy filmu. Wśród nich Aleksandra Popławska (48 l.) i Paulina Gałązka (35 l.), które stworzyły postacie silnych kobiet, prawdziwych wojowniczek. W kinie coraz częściej oglądamy na ekranie takie bohaterki – niepokorne i nieposkromione. W życiu wciąż wolimy spotykać grzeczne dziewczynki, które robią tylko to, co im wypada. Gwiazdą premierowego wieczoru była jednak czteronożna Alina: wraz z dwoma innymi psami wcielała się w rolę psiego przyjaciela głównego bohatera. Ona też stawała dzielnie do walki i była postrachem wszystkich lokalnych gangsterów, z którymi Maksowi przychodzi się zmierzyć. Na premierze Alina serdecznie witała się z całą ekipą, ale tylko Eryk Lubos został obdarzony przez nią mokrymi, psimi pocałunkami. Nie ma wątpliwości, że na planie zawiązała się między nimi prawdziwa przyjaźń. Do kin wchodzi też „Minghun”, nowe dzieło reżysera Jana P. Matuszyńskiego (40 l.). To przepiękna, gorzko-słodka opowieść o miłości, żałobie, duchowości. Reżyser przyznaje, że to jego najbardziej jak dotąd osobisty film, który w jakimś sensie pomógł mu przygotować się na śmierć ojca. To jeden z tych filmów, na których płaczemy, żeby za chwilę wybuchnąć szczerym śmiechem.
Swoją kolejną znakomitą rolę gra w nim Marcin Dorociński (51 l.), który już samym pojawieniem się sprawia, że chcemy na niego patrzeć. Ten aktor ma aurę i rodzaj nienachalnej charyzmy, która zmusza widza do patrzenia właśnie na niego. W filmie partneruje mu Ewelina Starejki (47 l.), która z ogromną subtelnością oddaje emocje człowieka w żałobie, radzącego sobie z nagłą, niespodziewaną stratą. W „Minghunie” oglądamy też obiecujących aktorów młodego pokolenia: Natalię Bui i Antoniego Sztabę (23 l.). Tego ostatniego, niestety, zabrakło na warszawskiej premierze, ponieważ dopadło go – podobnie jak wielu z nas – uporczywe jesienne przeziębienie. Jest więc w naszych kinach wreszcie z czego wybierać: kilka naprawdę ciekawych polskich produkcji dla wielbicieli różnych gatunków filmowych. Może warto zrobić sobie mikołajkowy prezent i w tym szalonym przedświątecznym pędzie na chwilę zwolnić, zasiąść w ciemnej sali, żeby delektować się opowieścią na ekranie.