R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Zabójstwo policjanta

Mariusz K. marzył o pracy w policji. Był wysportowany i bardzo sprawny. Pewnie dlatego, kiedy już dostał etat w Komendzie Wojewódzkiej lubuskiej policji, od razu trafił do tak zwanego plutonu antyterrorystycznego w Gorzowie Wielkopolskim.

Fot. PxHere

Niektórzy w Sulechowie, gdzie mieszkał, mówili o nim Szeryf, bo często interweniował po służbie. Zdarzało się, że zamiast wzywać policję, dzwoniono po Mariusza K., który potrafił uciszyć towarzystwo.

Tragiczne zdarzenia miały miejsce 25 marca 1999 r. Wieczorem do położonego pod Sulechowem zajazdu przyjechał Mariusz K. z kolegą. Miał kilka wolnych dni od pracy. Umówił się z dwoma kumplami z czasów szkolnych. Mężczyźni byli ludźmi z półświatka, należy więc przypuszczać, że „Szeryf” chciał od nich wyciągnąć jakieś informacje o planowanych przestępstwach.

Miejsce spotkania było specyficzne – zajazd był przykrywką agencji towarzyskiej, której właścicielem był znany policji bandyta Marian G., ps. Maniek. Ochroniarzem w tym przybytku był gang ster Maciej B., ps. Baryła. Obaj panowie znali się od lat, zaczynali gangsterską działalność w Poznaniu, w słynnym przed laty Elektromisie.

Kiedy Mariusz późnym wieczorem biesiadował z szemranym towarzystwem, w lokalu pojawili się jego właściciel i „Baryła”. Tuż przed północą policjant z kolegą opuścili zajazd i BMW odjechali w stronę Sulechowa. Nie zauważyli, że za nimi podążyło auto, którego pasażerami byli „Maniek” i „Baryła”. Po kilku minutach jazdy nieznany samochód osobowy zajechał im drogę. Mariusz K. zdążył zahamować z piskiem opon, padły strzały. Niecelne. Pojazd, z którego je oddano, zaczął uciekać. „Szeryf” nie miał przy sobie broni, ale poczuł policyjny zew i rozpoczął gonitwę, która przeniosła się na ulice Sulechowa.

Mariusz K. kilkukrotnie próbował staranować napastników, uderzając w tył ich samochodu. Znów padły strzały. Gonitwa ze strzelaniną trwała kilka minut. Samochód policjanta ponownie uderzył parę razy w auto uciekających i unieruchomił je. Wtedy „Baryła” strzelił do bezbronnego funkcjonariusza. Otrzymał on śmiertelne strzały w klatkę piersiową. Kilka minut później patrol zatrzymał kompana „Baryły”, a on sam ukrywał się skutecznie jeszcze przez dwa miesiące. Wpadł przez przypadek na Śląsku, w Chorzowie, gdzie wynajęła mieszkanie jego konkubina. 15 maja w bloku, w którym mieszkali, nastąpił wybuch. Ewakuowano wszystkich mieszkańców, a ciężko rannego „Baryłę” i jego partnerkę przewieziono do szpitala. Cudem przeżyli. Bandyta prawdopodobnie konstruował w bloku bombę.

Zabójca Mariusza K. znany był od dawna zielonogórskiej policji. W 1992 r. przeniósł się do województwa lubuskiego z Poznania. Oficjalnie pracował jako ochroniarz w nocnym lokalu, naprawdę zajmował się napadami, wymuszeniami, haraczami, narkotykami i sutenerstwem. Dużo tego, ale policji nigdy nie udawało się znaleźć na niego haka. Wreszcie w 2001 r. stanął przed sądem za zabójstwo policjanta. Został skazany na dożywocie z możliwością przedterminowego zwolnienia, nie wcześniej jednak niż po 35 latach. Marian G., ps. Maniek, dostał 25 lat odsiadki za pomocnictwo w zabójstwie. Ich obrońcy wnieśli apelację i dopiero w 2003 r. zapadł prawomocny wyrok z jedną tylko zmianą: „Baryła” mógł się ubiegać o warunkowe zwolnienie z więzienia po 30 latach. W tamtym czasie dołożono mu jeszcze 1,5 roku więzienia za unikanie płacenia alimentów oraz 5 lat za wymuszenia.

Ale to nie koniec zdarzeń z „Baryłą”. Kiedy odsiedział w więzieniu 10 lat, policjanci z CBŚ przy okazji czynności wykonywanych w innej sprawie znaleźli zakopany pistolet, z którego zastrzelono policjanta. To był rok 2011 i miało wtedy miejsce dużo ważniejsze, sensacyjne wręcz wydarzenie. Okazało się, że „Baryła” może posiadać wiedzę na temat niewyjaśnionej przez lata słynnej sprawy zabójstwa w 1992 r. dziennikarza Jarosława Ziętary, który naraził się firmie Elektromis, śledząc jej interesy. W tym czasie jako młodzi ochroniarze zatrudnieni w niej byli… „Baryła” i „Maniek”. „Baryła” był ponoć świadkiem rozmów dotyczących usunięcia dziennikarza, a sam dwukrotnie pobił Ziętarę, aby go uciszyć. Przestępca zaczął współpracę z policją, był świadkiem w toczących się wiele lat przed poznańskim sądem procesach dotyczących zamordowania dziennikarza, ale z czasem, bojąc się zemsty, odwołał zeznania i się wycofał. Sprawa Jarosława Ziętary nigdy się nie wyjaśniła, a „Baryła” nadal odsiaduje wyrok za zabójstwo policjanta. 

2024-07-23

Michał Fajbusiewicz