Do pociągu byle jakiego… Gwiazdy i ich przestrzenie

Życie w tętniącej energią metropolii ma swoje niepodważalne uroki. Jak twierdzą twórcy znanego na całym świecie amerykańskiego serialu – seks w wielkim mieście smakuje inaczej. Chrupiących francuskich rogalików i fikuśnej kawy z modnej kawiarni nie kupisz we wsi zabitej dechami. Bale, gale, premiery – to wszystko tylko w stolicy.

Fot. YouTube

A jednak coraz więcej ludzi, zupełnie jak Maryla Rodowicz w dawnej piosence, marzy o tym, by „wsiąść do pociągu byle jakiego” i znaleźć życiową przystań w jakimś cichym, spokojnym miejscu. Gwiazdy uciekają przed zainteresowaniem fanów i natręctwem paparazzich. Zacierają za sobą ślady, w nowym miejscu starają się nie rzucać w oczy i z reguły udaje im się idealnie wtopić w lokalną społeczność. Przestają – choć na chwilę – być znanym z telewizji czy internetu celebrytą.

Margaret (33 l.) zaczęła robić karierę w show-biznesie jako bardzo młoda dziewczyna. Miała tylko nieco ponad dwadzieścia lat, a wyglądała jak piętnastolatka, kiedy w 2014 roku listy przebojów podbijał jej pierwszy przebój „Thank you very much”. Polska zachwyciła się jej świeżością, naturalnością i tym, że po angielsku śpiewała jak rodowita Amerykanka. Potem wokalistka miała lepsze i gorsze chwile, ale od pewnego czasu znajduje równowagę z dala od zgiełku Warszawy. Nie przestała tworzyć muzyki, ale robi to już na swoich warunkach i mieszka, jak sama mówi, „w środku lasu”.

Niedawno podzieliła się z fanami kilkoma ujęciami ze swojej posesji. Razem z mężem, także muzykiem, Piotrem Kozieradzkim „KaCeZetem” (39 l.) zorganizowali biwak pod płotem. Na zdjęciu widać zwyczajne leżaki, dwa dmuchane fotele ustawione na ubitej ziemi, a nie trawie z rolki, tak modnej w eleganckim i drogim Konstancinie. Para artystów mieszka poza Warszawą już kilka lat. Jak opowiada Margaret, gdy kupili działkę, nie było tam nic, zaczynali od spania w namiocie. Teraz mają dom powierzchnią przypominający raczej mieszkanie. To tylko i aż dziewięćdziesiąt metrów kwadratowych, które z powodzeniem wystarcza im do życia. Przytulnie i nowocześ nie urządzone – co możemy podziwiać na zdjęciach wrzuconych do sieci – jest prawdziwą oazą małżeństwa artystów. Można urządzić się bez snobizmu i milionów monet wyrzuconych na nikomu niepotrzebne gadżety? Pewnie, że można.

Swój dom na warmińskiej wsi regularnie pokazuje w mediach społecznościowych Dorota Szelągowska (43 l.). Specjalistka od urządzania wnętrz chętnie chwali się tym, jak urządziła swoje cztery kąty. Kilkanaście lat temu kupiła stuletnią chatę i konsekwentnie ją odnawia oraz urządza. Wyburzała więc ściany, by na parterze powstała funkcjonalna część kuchenno-wypoczynkowa, zdolna pomieścić licznych gości. Dom zachwyca pewną surowością: odsłonięte cegły, betonowa podłoga, ale przykryta prostymi dywanami, są zaskakująco przytulne i swojskie. We wnętrzach wyeksponowano także stare przedmioty znalezione przy remoncie chaty.

Swoje miejsce na ziemi, z dala od miasta, znalazło też aktorskie małżeństwo Leszek Lichota (47 l.) i Ilona Wrońska (46 l.). Urokami bieszczadzkiego siedliska postanowili jednak podzielić się z innymi. To już nie tylko ich oaza, to także sposób na zarabianie pieniędzy. Para zorganizowała więc w urokliwych Jaśliskach camping dla wymagających, czyli glamping. Takie, mówiąc szczerze małe, ale zwykle za duże pieniądze oszustwo: niby jesteśmy w plenerze, wśród nieujarzmionej przyrody, a nawet dzikich zwierząt, ale warunki bytowe są jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Gościom nie oferuje się więc surowych, wręcz spartańskich warunków, które wciąż można spotkać na tradycyjnych polach namiotowych. W Forrest Glamp, jak nazwali swoje miejsce aktorzy, nawiązując oczywiście do słynnego filmu z Tomem Hanksem, można znaleźć wszelkie luksusy, tyle że pod namiotami. Może nie mają aż dziewięćdziesięciu metrów kwadratowych – jak dom Margaret – ale w środku są wszystkie miejskie wygody: prysznice, kanapy, łóżka, nawet dywan. Namiot premium – jak zachwalają gospodarze – ma aż czterdzieści trzy metry kwadratowe.

Ręka do góry, kto na co dzień żyje w mniejszym mieszkaniu? Średnia powierzchnia lokum w bloku to tylko nieco ponad pięćdziesiąt dwa metry. Warszawskie mieszczuchy do wypoczynku też potrzebują odpowiednio dużego metrażu. Nie wyobrażają sobie leżenia na cienkiej karimacie i oświetlania klaustrofobicznie maleńkiego namiociku latarką. Nikt nie musi też otwierać konserw ani gotować na kuchence turystycznej. Znani gospodarze oferują wykwintne śniadania, oczywiście z lokalnych produktów. O to, co robić na glamour campingu też nikt nie musi się martwić. O wszystkim pomyśleli gospodarze. Organizują więc wycieczki, warsztaty zielarskie, a nawet pozwalają spragnionym kontaktu z wiejskim życiem mieszczuchom narąbać drewna. Eleganccy panowie z miasta mają wtedy okazję, by poczuć się jak prawdziwi mocarni drwale. A potem wymuskani warszawiacy swoimi szybkimi autami wracają do rozpędzonego życia w samym środku wielkiego miasta. Glamping będzie na nich czekał, mogą wrócić za rok. 

2024-09-13

Plotkara