R E K L A M A
R E K L A M A

Była jedyną kobietą w redakcji. Kulisy pracy w „Paris Match”

Rozmowa z KASIĄ WANDYCZ, fotografką.

Fot. @Kasia Wandycz

– Przez ponad 25 lat pracowałaś jako fotoreporterka w słynnym francuskim tygodniku „Paris Match”. 

– Studiowałam grafikę na uniwersytecie w Connecticut w USA i do Paryża przyjechałam w poszukiwaniu stażu. Po sześciu miesiącach pracy w agencji reklamowej dowiedziałam się, że „Paris Match” szuka osoby mówiącej płynnie po angielsku do biura dyrektora redakcji, słynnego Rogera Théronda. Przypominał mi bardzo mojego ojca… Zaczęłam na pół etatu. W wolnych chwilach realizowałam makiety graficzne, rysowałam i malowałam, w tym dla pism „Marie-Claire” i „7 a Paris”, wciąż widziałam się w roli grafika. Ale robiłam też zdjęcia, początkowo wyłącznie dla siebie. Moim pierwszym oficjalnym zleceniem był reportaż o pracy słynnego francuskiego fotografa Roberta Doisneau, który miał wykonać kolorową serię o życiu nad Sekwaną. Miałam dokumentować wszystko, co robi. Okazało się to dość delikatnym zadaniem: Doisneau nie znosił koloru, nie miał motywacji i planowany cykl nie został opublikowany. Narodziły się za to jego portrety mojego autorstwa. Tak się zaczęło. Zamiast wrócić do Stanów, zostałam w Paryżu. W redakcji byłam wtedy jedyną kobietą fotoreporterką. 

– „Paris Match” zawsze miał charakter glamour i kojarzy się z historiami z życia gwiazd, luksusem i sensacją. Które reportaże zapadły ci najbardziej w pamięć? 

Subskrybuj angorę
Czytaj bez żadnych ograniczeń gdzie i kiedy chcesz.


Już od
22,00 zł/mies




2025-08-10

Joanna Orzechowska