R E K L A M A
R E K L A M A

Sylwester i szczypce. Tego przysmaku nie może zabraknąć na stole

To pierwsze jest całkowicie zrozumiałe, z kolei szczypce też, jeśli dodamy, że odnoszą się do krabów, langust i ich mniejszych kuzynek, langustynek, a także do raków – tak popularnych w południowo-wschodniej Francji, gdzie wielkim przysmakiem są krem i sos właśnie rakowy. Sylwestrowa kolacja, czy to w domu, w gronie rodziny lub przyjaciół, czy w restauracji, dokąd chętnie wybierają się Francuzki i Francuzi na powitanie Nowego Roku, jest trudna do wyobrażenia bez owoców morza. 

Fot. Marek Brzeziński

I bez łososia, a z niego można wyczarować kulinarne cuda. Na przykład łosoś w kożuszku utkanym z czerwonej szalotki, białej cebulki drobno poszatkowanej, z pietruszki, a wszystko to pokropione oliwą słonecznikową z dodatkiem sporej łychy octu winnego i szczypty cukru pudru. Kawałki wędzonego łososia na białym serze posypane siekanym szczypiorkiem. A całość umieścimy na takim placku, jak ten do pizzy – tej włoskiej, nie „puchatej” amerykańskiej. To kolejna propozycja. Ale na tym nasza łososiowa lista się nie kończy. Bo oto na cieniutkie plasterki, wiotkie i przezroczyste jak peniuar damy z dworu Ludwików, kroimy ziemniaki, jabłuszko – najlepiej zielone, kwaśne – i gruszkę – też możliwie mało dojrzałą. Łosoś bez ości. Spory kawałek. Wkładamy do wody na dwadzieścia sekund. Spłynie z niego cały tłuszcz. A teraz pakujemy go do piekarnika. Sporo morskiej soli. Pieprz. Możliwie najbardziej kolorowy i ten z Kambodży, bo ten jest najbardziej pachnący, a nazywają go kompot. Niech będzie pieprzowy kompot. Do łososia jak ulał. Ciasto łososiowe, szaszłyczki z łososia, tatar łososiowy z zielonymi, kwaśnymi jabłkami, sokiem z cytryny, estragonem i tak zwanym kwiatem soli. Tak to nazywają Bretończycy, mając na myśli duże kawałki soli zabieranej oceanowi od czasów rzymskich w taki sam sposób. 

No i te wąsate, choć nie tylko one 

Paryżanie potrafią sobie dogodzić, bo też po to jest sylwester i Nowy Rok. A zatem zwykłe jajko na miękko, ale podane z chrupkimi paluszkami z krewetkami, a samo jajo posypane ikrą z łososia, pieprzem albo cayenne i szczypiorkiem, starannie szatkowanym. Pychota. Do tego szare krewetki, którymi możemy się zajadać, gdy pokropimy je cytryną i zamoczymy im ogonki w majonezie, albo takimi, jakie są. Już w swojej szarości. Te większe krewetki, różowe, jemy jednak zamoczone w sosach różnych. No i langusty rozcinane ostrym nożem, a potem podawane z selerem i cebulką warzonymi w bulionie z kury. I do tego czerwona cebula na talerzu. A teraz langustynki owinięte cieniutkim, najcieńszym z istniejących makaronem prażone w oleju arachidowym. Kraby. Potrzebny będzie dziadek do orzechów i długa igła, bo wtedy dobierzemy się do ich szczypiec. Pychota nad pychotami. Ale na tym nasza uczta się nie kończy. No i homar. Jego ogon to przysmak wielki. Najpierw go mrozimy, a potem buch do piekarnika. Dużo soku z cytryny. Pieprz. I szczypiorek. To nie koniec, bo przecież są jeszcze ostrygi. Najprzedniejsze są na surowo, z odrobiną soku z cytryny i szczyptą świeżo zmielonego pieprzu. Ale można je podać „udziwnione”. Na przykład w wersji Rockefeller. One są zapiekane z żółtkami, ziołami, grubą morską solą i z szampanem. Nie z winem musującym. Z szampanem. Chodzi o to z bąbelkami z regionu Champagne (tak jak koniak nie może być z Budafok, tylko z regionu Cognac). Ci Francuzi może i są snobami, ale o swoje marki dbać potrafią. A są i tacy, którzy ostrygi prużą w bulionie albo doprawiają żółtkiem i szczawiem zapiekane w piekarniku. No i doprawione małżami Świętego Jakuba z warzywami. Smacznego! 

Szczęśliwego Nowego 2025 Roku! 

2024-12-31

Marek Brzeziński