To w Afryce siedem milionów lat temu oddzieliła się linia ewolucyjna, która łączyła nas z naczelnymi. To w Afryce cztery miliony lat później urodziła się Lucy, „celebrytka w świecie paleontologii”), a im bliżej naszej epoki, tym zidentyfikowanych przodków więcej: dziecko z Taung, pani Ples, czaszka Zinja, chłopiec znad jeziora Turkana… To oni (i wielu innych) są dowodami, że w Afryce wszystko się zaczęło…
Ale to nie paleontologia ani paleoarcheologia jest przedmiotem książki opowiadającej o losach Afryki z perspektywy innej niż dotąd stosowana. Jest napisana przez wykształconą w Wielkiej Brytanii Sudankę, która opowiedziała o ziemi swego pochodzenia w trochę szkolny, trochę reporterski sposób, celując w najszerszy krąg odbiorców, zabiegając o ich zainteresowanie Afryką inne niż w tysiącach dzieł napisanych przez białych najeźdźców, kolonizatorów, misjonarzy, naukowców, polityków. To opowieść przybliżająca czytelnikowi słabo wyobrażony świat
wielkich kultur,
zapomnianych cywilizacji, ukradzionych historii – świat wyparty z pamięci. Sięga do faktów znanych europejskiemu czytelnikowi (o amerykańskim czy azjatyckim przez uprzejmość nie wspominając) mniej, bardziej lub w ogóle. Pisze o wielkiej cywilizacji starożytnego Egiptu, królestwie Kusz, chrześcijańskim państwie Aksum, opowiada o rzymskiej Afryce. I Afryce Północnej, muzułmańskiej. Przywołuje legendarne postacie króla Mansy Musy i bajecznie bogate monarchie Afryki Zachodniej. Przybliża biografie Tippu Tipa, „cesarza” niewolniczego biznesu, snuje dzieje skradzionych benińskich brązów i ludu Asante. Przerzuca się z planety Afryka Zachodnia na planetę Konga i Afryki Południowej. Ale to przesadzone (?) kosmiczne porównanie nie jest wymysłem Afrykanów. To Ryszard Kapuściński i jego „Heban”.
Subskrybuj