XV. Królewski żywot
Lata 70. były dla mnie i Mariana niezwykle udane. Mój mąż zarabiał naprawdę mnóstwo pieniędzy. Doszło do tego, że ja w ogóle nie jeździłam pociągami, tylko brałam taksówkę i jechałam na zakupy do Warszawy. Miałam tam założone w banku przy ul. Czackiego konto wewnętrzne, na które wpłacałam bony dolarowe. Potem jechałam na warszawskie „ciuchy” i kupowałam sobie wszystko, co tylko chciałam. W tym czasie łódzka taksówka czekała na mnie. Po zakupach w Warszawie wracałam do domu. Prawdziwa princessa była wtedy ze mnie.
Maniuś stracił w ZSRR prawie wszystko, co tam zarobił, ale nie była to wielka strata. Przez jakiś czas żyliśmy z pieniędzy mojej mamy i jakoś dawaliśmy radę. Marian powtarzał: „Wszystko będzie dobrze”, i faktycznie było.
Trubadurzy wyjeżdżali w kolejne trasy, jednak ja wtedy już rzadko jeździłam z zespołem. Miałam przecież swoją małą dziewczynkę Roxankę. Cicha umowa żon Trubadurów w sprawie pilnowania mężów podczas wyjazdów nie sprawdziła się, bo żadna z nas nie chciała „sypać”. Misterny projekt o nazwie „garderobiana” mający na celu obserwowanie naszych panów w trasach wziął w łeb.
Subskrybuj