Zadaje kłam istnieniu monolitu, jakim miałoby być izraelskie społeczeństwo, spójne religią i przeszłością. Takiego Izraela nie ma.
Książka Górskiego nie jest monografią zjawiska ani nie jest opracowaniem naukowym. Nie jest też solidnie udokumentowaną analizą opartą na aktach sądowych. To powierzchowna relacja wynikła z lektury prasy i internetu i choć autor powołuje się na wizyty i kontakty izraelskie, nie stworzył pracy źródłowej. To raczej poradnik dla początkujących, zainteresowanych kryminalnym Izraelem, tyglem narodowości, kultur i interesów.
Alija, czyli napływ Żydów i ich potomków z różnych krajów świata, „zmieniła nie tylko kuchnię Izraela – kawioru czy karpia po żydowsku w Izraelu raczej nie uświadczycie, natomiast humus czy falafel jest dostępny na każdym kroku. Zmieniła też świadomość, czym jest żydostwo. Usłyszałem: „Nie mów o mnie Żyd! Jestem Izraelczykiem, a nie Żydem!”. Niemal od początku państwa Izrael stało się oczywiste, że „w warunkach chaosu i zmian” musiała się pojawić mafia. I ta w radykalny sposób zmieniła oblicze Ziemi Obiecanej. Albowiem, jak pisze Górski, „mafia nie odróżnia ortodoksów od syjonistów, nie dzieli ludzi na białych i tych o ciemniejszej karnacji. Możesz nosić jarmułkę, a możesz świecić łysiną, ba – nie musisz być Żydem, możesz być Arabem, bo jaka to różnica? Bo żeby być członkiem mafii, ważne jest, żebyś umiał posługiwać się bronią, miał łeb na karku, nie pękał na widok policji i lubił pieniądze”. Z tym współcześni Izrael czycy problemu nie mają.
Współczesny świat mafii izraelskiej niewiele ma wspólnego z dawnymi przestępcami, którzy weszli do historii zbrodni. Takim był Meyer Lansky (Majer Suchowlański) urodzony w Grodnie w 1902 roku. W 1911 z rodzicami przybył do Nowego Jorku. Nawet oni nie znali daty jego urodzin i immigration officer wpisał chłopcu do metryki datę 4 lipca, narodowego święta Stanów Zjednoczonych. „Był najsłynniejszym żydowskim mafiosem wszech czasów. Oczywiście do przestępstw – tych popełnionych lub tych nierzadko mu przypisywanych – doszło głównie w Stanach Zjednoczonych, a mafijne struktury w Izraelu nie mają nic wspólnego z działalnością Lansky’ego, ale książka bez jakiegokolwiek wspomnienia o nim byłaby niepełna. I chodzi nie tylko o jego żydowskie korzenie, lecz także niejasne plany, jakie miał wobec Izraela. Lansky po długiej i świetlanej karierze za oceanem chciał się przenieść do Ziemi Obiecanej. Przeszedł do historii jako bezwzględny szef organizacji przestępczej, ale nie sposób odmówić mu pewnej klasy, charyzmy i wyobraźni. Bądźmy szczerzy, nie da się stanąć na czele wielkiej mafijnej struktury i pomnażać jej bogactwa, jeśli się jest prostym osiłkiem, który całą swą kompetencję ulokował w kiju bejsbolowym. Lansky nie był typem osiłka – bardziej wierzył w siłę swojego mózgu, ale kiedy trzeba było, stawał przeciwko mocniejszym od siebie”. Lansky stał się kryminalną legendą, kiedy nie istniał jeszcze Izrael, a jego Ziemią Obiecaną były Stany Zjednoczone. Czy jego nazwisko i kryminalny dorobek znaczą coś dla współczesnych izraelskich przestępców?
Subskrybuj