R E K L A M A
R E K L A M A

Czekając na bankructwo. Rozmowa z KRZYSZTOFEM ŁANDĄ

Rozmowa z KRZYSZTOFEM ŁANDĄ, lekarzem, wiceministrem zdrowia (2015 – 2017), założycielem Fundacji Watch Health Care, która publikuje cykliczny Barometr WHC monitorujący zmiany dostępu do gwarantowanych świadczeń zdrowotnych.

Fot. Wikimedia

– Zadłużanie szpitali to w naszej rzeczywistości nie stan nadzwyczajny, tylko normalna codzienność.

– Szpitale mogłyby pracować więcej, gdyż mają wolne moce przerobowe. Jeszcze nie tak dawno w wielu placówkach na oddziałach ortopedycznych już na początku października kończył się kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia i przez ostatnie trzy miesiące lekarze snuli się po korytarzach, pili kawę, wypełniali dokumentację i rzadko operowali. To pokazuje, jak obecny system jest niegospodarny. Można się zastanowić, czy w takim razie nie mamy za dużo szpitali, ale trzeba pamiętać, że jeszcze 20 lat temu NFZ dysponował funduszem w wysokości 30 mld zł. Teraz to 230 mld. Nawet jeżeli uwzględnimy inflację, to widać, że pieniędzy przybyło strasznie dużo, a zadłużenia szpitali rosną i kolejki do lekarzy się wydłużają.

– Co jest tego przyczyną?

– Żaden z podstawowych instrumentów polityki zdrowotnej nie działa prawidłowo. Zły jest sposób finansowania świadczeniodawców. Niby rozliczamy się w ramach tzw. jednorodnych grup pacjentów. Teoretycznie ile szpital wypracuje, tyle powinien otrzymać pieniędzy z NFZ. Tymczasem fundusz nakłada na szpitale ograniczenia kontraktowe i albo nie zapłaci za tzw. nadwykonania, czyli zabiegi, których liczba przekroczyła to, co przewidywał kontrakt, albo zapłacił niewielką część. Zgodnie z tą logiką, jeżeli szpital wyczerpał zobowiązania wynikające z kontraktu powiedzmy do lipca, to od sierpnia powinien być zamknięty. Ale on cały czas pracuje, lekarze pobierają pensje, płaci za amortyzację, utrzymanie budynku i zadłużenie rośnie. Ale to nie jedyny problem. Wiele wycen świadczeń medycznych jest zaniżona, a więc szpital do nich dokłada.

– Ale niektóre świadczenia są zawyżane.

– To prawda. Niektóre nawet kilkukrotnie w stosunku do poniesionych kosztów. Zamiast dokonywać wycen metodą mikrokosztów, powinno się to robić metodą popytowo-podażową. Koszty osobowe, administracyjne i większość świadczeń powinna być płacona ryczałtem.

– Zawyżanie wycen jest często związane z siłą lekarskiego lobby.

– Dotyczy to szczególnie kardiologii interwencyjnej (za moich czasów obniżyłem te wyceny, oszczędzając 500 mln rocznie) oraz elektrokardiologii, a siła, także polityczna, kardiologów jest bardzo duża. Kolejnym problemem naszego finansowania jest koszyk świadczeń gwarantowanych, który jest napompowany ponad miarę. Wreszcie w naszym systemie nie ma współpłacenia.

– Gdyby emerytka miała dopłacić do badania lekarskiego 30 zł, to politycy prawie wszystkich opcji byliby temu przeciwni.

– Ale tylko w ten sposób można hamować „hazard moralny”. Gdyby wspomniana emerytka miała zapłacić za świadczenie nawet niewielką sumę, to nie domagałaby się co miesiąc wykonania jej drogiego rezonansu magnetycznego czy tomografii komputerowej. Dziś pacjenci i tak dopłacają do systemu. Jeżeli nie mają 65 lat, dopłacają do leków, wyrobów medycznych albo do prywatnych wizyt, żeby skrócić czas oczekiwania na poradę lub do ubezpieczeń suplementarnych, jeżeli je wykupili. Politycy nie mają o tym pojęcia, bo nie wiedzą nawet, jakie są formy współpłacenia. Nie słyszałem, żeby jakiś polityk wiedział o tzw. udziałach własnych, a na pewno nie ma na ten temat żadnej debaty. Obecny system będzie generował coraz większe długi, kolejki będą się wydłużały, mimo że będziemy wydawali na niego coraz więcej pieniędzy. Politycy chwalą się, że obecny system jest bardzo tani, gdyż tylko 3 proc. budżetu idzie na utrzymanie funduszu. Ale jak rozmawiam z byłymi ministrami i wiceministrami zdrowia, to oni twierdzą, że marnujemy od 30 do 50 proc. całego budżetu NFZ-u, co jest skrajnym marnotrawstwem. Rozwiązaniem tego problemu może być tylko podział NFZ-u lub dopuszczenie do naszego rynku zagranicznych firm, które racjonalniej wydawałyby naszą składkę zdrowotną. Tylko konkurencja może poprawić tę patologiczną sytuację.

– Na liście najbardziej zadłużonych szpitali, co zrozumiałe, są przede wszystkim duże akademickie placówki, ale jest też np. szpital w Grudziądzu, co u wielu osób wywołuje zdziwienie.

– To wszystko wynika z czystej polityki. Wielkie akademickie szpitale mają bardzo silną pozycję medyczną, ale przede wszystkim polityczną. Ich dyrekcje i pracujący tam lekarze wiedzą, że nikt tych placówek nie zamknie, a więc mogą się zadłużać bezkarnie, a politycy będą musieli ich oddłużać. Sytuacja szpitala w Grudziądzu jest wyjątkowa i również ma konotacje polityczne. Za sprawą polityków w tym niewielkim mieście zbudowano moloch, który rozbudowywano w kompletnym oderwaniu od potrzeb zdrowotnych populacji. W całym naszym systemie opieki zdrowotnej dochodzi do niekontrolowanej rozbudowy infrastruktury. System IOWISZ, którego zadaniem jest uporządkowanie inwestycji w ochronie zdrowia, a także wypracowanie racjonalnego i efektywnego systemu wydatkowania środków publicznych, trochę to ucywilizował, bo bez niego byłoby jeszcze gorzej. Infrastruktury, sprzętu, szpitali przybywa więcej niż pieniędzy i pojawia się zadłużenie.

– Ale to chyba dobrze, że mamy coraz więcej nowoczesnego sprzętu?

– Tylko dlaczego zamiast pracować w szpitalu przez dwadzieścia godzin, jest wykorzystywany przez dwie? Mimo takiej sytuacji dyrektorzy wielu takich szpitali wyciągają rękę do KPO (Krajowy Plan Odbudowy – przyp. autora), żeby kupić kolejny, jeszcze nowszy sprzęt.

– Dlaczego tak się dzieje?

– Bo kwitną „miśki”. System, który świetnie przedstawił Stanisław Bareja w filmie „Miś”. Konsultanci, pośrednicy, przedstawiciele handlowi producentów sprzętu medycznego żyją przede wszystkim z prowizji. Więc im ten sprzęt jest droższy, im częściej wymieniany, tym więcej zarabiają. Producenci się cieszą, pośrednicy się cieszą.

– Dyrektorzy chyba też się cieszą z nowego sprzętu, ale czy pana zdaniem ci pośrednicy dzielą się z nimi swoją prowizją?

– Ja o tym nigdy nic nie słyszałem, to byłoby niemoralne i dlatego nie wierzę, żeby taki proceder mógł mieć miejsce.

(śmiech) Ja też w to nie wierzę.

– Pamiętajmy też, że z KPO czy innych funduszy i środków celowych pieniądze muszą być wydane w określonym czasie, bo inaczej zostaną „zmarnowane”, i to „zasługa” polityków. Czasem lepiej jest nie przyjąć pieniędzy, niż je wydać głupio i zaszkodzić systemowi. Ale za głupio wydane środki nikt ich nie rozlicza.

– Czy to znaczy, że nic nie zmieni się na lepsze? 

– Politycy zaczynają działać racjonalnie, dopiero gdy wszystkie inne metody zawiodą (jedno z tzw. praw Murphy’ego – przyp. autora). Trzeba zmienić zasady finansowania świadczeniodawców, zmienić wyceny świadczeń (jedne obniżyć, inne podnieść), uszczelnić koszyk świadczeń gwarantowanych i w części nielekowej zapisać go z pomocą technologii medycznych, zweryfikować system nieustannie rosnących uposażeń lekarzy, który nie jest powiązany z jakością ich pracy, i przede wszystkim wprowadzić konkurencję dla NFZ o składkę podstawową. 

2025-10-26

Krzysztof Różycki