Mundurowi nazywają tę akcję „Lucyną” lub „psią grypą”. – To taki kryptonim od zwolnienia L4. Wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale to nie znaczy, że na zwolnienia chodzą zdrowi policjanci. Po prostu, jak się źle poczujemy, to korzystamy z praw pracowniczych i udajemy się do lekarza – zaznaczają rozmówcy portalu MyGlowow.pl.
– Nikt panu tego wprost nie powie, ale tak naprawdę na mieście nie ma kto pracować – zaznacza policjant z długoletnim stażem w rozmowie z Przemysławem Wosiem z Radia Gdańsk. – Mało jest policjantów na ulicach i efekt będzie taki, że drobne sprawy będą szybko umarzane, bo i tak toniemy w papierach. Zamiast szukać złodziei, wypełniamy dokumenty i robimy statystyki, a jak się umorzy, to nic nie będzie wisieć jako sprawa niezałatwiona – mówi rozmówca Radia Gdańsk.
Protest policjantów trwa od początku października. Nie jest to strajk, tylko protest, ponieważ prawo do strajku nie przysługuje pracownikom zatrudnionym w organach władzy państwowej, administracji rządowej i samorządowej, sądach oraz w prokuraturze. Polega on m.in. na tzw. włoskiej robocie, czyli szczegółowym przestrzeganiu procedur przy wypełnianiu dokumentacji. Tygodnik „DoRzeczy” wylicza, że mundurowi odmawiają korzystania w pracy z prywatnych telefonów, oddają krew za dwa dni wolnego, a zamiast mandatów wręczają upomnienia.
– Postulaty są bardzo konkretne. Po pierwsze, chcemy połączenia budżetu policji z budżetem państwa, by zapewnić stabilne finansowanie. Domagamy się także możliwości przejścia na emeryturę po 18 latach służby, podwyżki o 1500 zł dla pracowników, a także nowych zasad naliczania emerytury – tak aby była obliczana na podstawie ostatniego miesiąca pracy, a nie średniej z ostatnich 10 lat dla funkcjonariuszy przyjętych po 2013 roku. Dodatkowo postulujemy zwiększenie standardów socjalnych do poziomu, jaki jest dostępny w wojsku, oraz włączenie pracowników cywilnych do ustawy o policji, by poprawić ich sytuację – wyjaśnia na łamach portalu Rzeszów News st. asp. Marcin Pawlus, przewodniczący Podkarpackiej Policyjnej „Solidarności”.
Początkowo „Lucyna” miała objąć południe i północ Polski, teraz jednak – jak podaje „Rzeczpospolita” – „rzeczywistej skali akcji nie sposób ustalić”. Komenda Główna Policji przyjęła bowiem zasadę niepodawania, ile osób ostatnio poszło na L4. W oficjalnym komunikacie policja wskazuje, że w czasie wzmożonych działań podczas długiego weekendu Wszystkich Świętych, liczba policjantów przebywających na zwolnieniu lekarskim wzrosła o niespełna 3900. Tymczasem dziennikarze portalu Trojmiasto. pl ustalili, że na zwolnieniach przebywa obecnie ponad 10 tys. policjantów, a portal money.pl zwraca uwagę, że protest „rozlewa się na cały kraj”. TVP3 Katowice wylicza, że tylko w Śląskiem na L4 jest ponad 1500 osób. Źle jest także m.in. w województwie warmińsko-mazurskim. – W newralgicznym czasie długich weekendów listopadowych liczba zwolnień wymusiła przesunięcia między wydziałami – przyznał w Radiu Olsztyn rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie aspirant Tomasz Markowski. Z kolei według nieoficjalnych ustaleń Radia Gdańsk w komendach w Słupsku i Lęborku na zwolnieniach lekarskich była większość funkcjonariuszy, nawet 80 lub 90 procent. Odwołano i przeniesiono na grudzień test sprawności fizycznej policjantów ze Słupska, bo de facto nie miałby kto do niego przystąpić.
Komenda Główna Policji uspokaja jednak, że „ciągłość służby jest zachowana”. – Protesty nie zagrożą bezpieczeństwu. Jeśli będą potrzeby przesunięć funkcjonariuszy z innych pionów, to takie decyzje zostaną podjęte – mówi w „Rzeczpospolitej” Katarzyna Nowak, rzeczniczka KGP