„Czytanie na Wielki Tydzień”
Kto tę bombę podłożył?
Niezrównany Pan Henryk Martenka swoim felietonem „Czytanie na Wielki Tydzień” (ANGORA nr 16) zmotywował mnie do wyrażenia tego, co już od dawna chodziło mi po głowie. Zgadzam się w pełni, że ISTNIENIE samo w sobie jest boskie. Jest cudem. Nie w tym wąskim, religijnym znaczeniu, ale w takim, dla którego nie potrafię znaleźć nawet adekwatnego określenia. I nie tylko życie na Ziemi. Wszechświat jest tak wielki, że nie można wykluczyć istnienia innego „życia”, innych cywilizacji. Niekoniecznie z węglem, białkami, DNA, tlenem i humanoidami. Życia i inteligencje pozaziemskie mogą mieć formy, których nie możemy sobie nawet wyobrazić. To, że ISTNIENIE w ogóle powstało, jest czymś niewytłumaczalnym, na pewno przy dzisiejszym stanie wiedzy.
Myślę, że nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie – prędzej zniszczymy swoją planetę nieodpowiedzialnym postępowaniem lub spotka nas katastrofa kosmiczna o skali, której nie będziemy umieli zapobiec. Bo takie zapobieganie to motyw tylko w hollywoodzkich filmach, w których jeden bohater, koniecznie Amerykanin, ratuje świat przed zagładą. Wiemy mniej więcej, co działo się z wszechświatem przez ostatnie 13,8 mld lat, tj. od momentu Wielkiego Wybuchu.
Ale co było przed nim? Skąd się wzięła materia, która wybuchła, i dlaczego skoncentrowała się w jednym miejscu? Czy wszechświat ma granice, a jeśli tak, to co jest poza tymi granicami? Żadne matematyczne obliczenia nie dały dotychczas na te pytania odpowiedzi. Człowiek zadawał sobie takie pytania od tysiącleci, a że odpowiedzi na nie nie ma, powstały religie. Te dają proste, nieskomplikowane odpowiedzi: „bo tak” (…). Powody, dla których ludzie wierzą w Boga czy w bogów, to temat na jeszcze inne rozważania. Moja bardzo inteligentna przyjaciółka niegdyś była wierzącą katoliczką. Z czasem zaczęła odchodzić od Kościoła, a w konsekwencji także od wiary w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Nadal jest osobą wierzącą, ale wierzącą w istnienie nieokreślonej siły, która spowodowała, że wszechświat zaistniał (a może i był zawsze), do tego siły, która ma wpływ na to, jak toczy się jej życie.
Co więcej – siły, którą można ukierunkować w taki sposób, by jej życie toczyło się po jej myśli. Wysnuła śmiałą teorię, że owa siła może być po prostu energią. Jestem skłonna przyznać, że jest to jedna z możliwości. Energia, zgodnie z naszą wiedzą, nie może powstać z niczego, może się tylko przekształcać w inną energię, a w sprzyjających warunkach także w materię, co mogłoby wyjaśnić powstanie materiału do Wielkiego Wybuchu. Tylko skąd się ta energia wzięła? A może we wszechświecie istnieją inne rodzaje energii, nieznane ziemskiej nauce?
Nie jestem ani filozofem, ani teologiem, ani astrofizykiem. Chciałabym znać odpowiedź na pytanie, skąd wzięło się ISTNIENIE, ale godzę się z tym, że odpowiedzi nie poznam. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. I na pewno nie pójdę na łatwiznę i nie pozwolę żadnej religii dawać mi prostych i niepodlegających dyskusji odpowiedzi. Niech to pozostanie tajemnicą.
I na koniec: wiele lat temu moja kilkuletnia córka spytała mnie, skąd wzięły się Ziemia, Księżyc, Słońce, planety, gwiazdy. Opowiedziałam jej wtedy o Wielkim Wybuchu. A moje dziecko (które z powodu ciasnoty lokalowej miało dostęp do włączonego telewizora pokazującego okropieństwa, jakich się dopuszczają ludzie) zrobiło wielkie oczy i spytało: „Mamo, ale kto tę bombę podłożył?”. I z tym pytaniem Państwa zostawiam. Z wyrazami szacunku ANNA DUTKIEWICZ
Mój manifest
– Czy prezydent Trump wie, że USA też graniczą z Rosją, wprawdzie przez Cieśninę Beringa, ale jednak? Czy słyszał dialog z 25.11.2016 r., gdy Putin wziął udział w ceremonii przyznania nagród uczniom z dziedziny geografii? Podczas gali Putin zapytał jednego z uczniów, gdzie kończą się granice Rosji. 9-latek odpowiedział, że na Cieśninie Beringa, czyli na granicy z USA. Na co Putin odpowiedział: „Granice Rosji nie kończą się nigdzie”. Po aplauzie publiczności dodał, że to był żart. Juliusz Cezar usłyszał: Strzeż się id marcowych. Wiadomość dla D. Trumpa: Strzeż się żartów Putina. – Ja, CZŁOWIEK, mam dość PYCHY przywódców różnych krajów, którzy z egoizmu zaczynają wojny i pchają swoich obywateli do wojowania za ojczyznę. Przestańcie uczyć nas, jak umierać za kraj. Dajcie nam żyć dla jego rozwoju i dla samorozwoju. „Ja w tej piaskownicy mam większą łopatkę i większe wiaderko, więc nie zadzieraj ze mną”.
Jakie to śmieszne, żałosne i tragiczne! Przestańcie konkurować w tym, kto ma więcej broni, żeby zabijać i niszczyć. Rywalizujcie w odkryciach naukowych i rozwiązaniach technologicznych, które utrzymają równowagę przyrody, klimatu i gospodarki, żeby budować i zachować świat. Polityk powiedział, że z wartości kiepsko się strzela. Filozof rzekł, że gdy zniknie etyka, to skończy się ludzkość. Jeżeli ktoś kradnie, oszukuje, zabija i tym sposobem się wzbogaci, to nadal będzie złodziejem, oszustem i mordercą, tyle że bogatym. Ile jeszcze wytrzyma planeta Ziemia, która: wybucha gniewem (wulkany), trzęsie się z oburzenia, zalewa się łzami, płonie za nas ze wstydu. Planeta Ziemia nie jest niczyją własnością! Idealistka DOROTA SZ.
Urzędnicy unijni
Co robi urzędnik, jak się nudzi? Wymyś la cuda na kiju! Po co to robi? By udowodnić, że jego praca jest niezbędna! Obserwując działania UE, ma się wrażenie, że tam jest całkiem spora grupa nudzących się biurkowców. Oto kilka absurdów, które wymyślili w Brukseli (spis wszystkich miałby grubość książki telefonicznej Pekinu). Zakrętki do pojemników z płynami. Urzędnicy zarządzili, że zakrętki muszą być przymocowane na stałe. Nieważne, że to jest kosmicznie niepraktyczne, np. smakowity soczek zamiast wlewać się do szklanki, trafia do zakrętki, która, zgodnie z prawem ciążenia, zawsze obraca się ku dołowi. Efekt? Ochlapany stół i gorszące słowa amatora soczku. Następny cudny pomysł to zakaz wrzucania szmat do odpadów zmieszanych. No co mam zrobić z portkami z dziurą z tyłu? Podobno są gdzieś pojemniki na szmaty, tyle że ich znalezienie to jak wygrana w totolotka. Następny genialny pomysł tęgo znudzonych urzędników to połączenie członków UE w jakieś niesprecyzowane bliżej Stany Zjednoczonej Europy. Cóż z tego, że wiele państw unijnych nie jest przygotowanych na takie rewolucje, ale może za 20, 30 lat będą skłonne o tym porozmawiać… Następnym pomysłem jest polityka klimatyczna.
Cała UE emituje do atmosfery raptem niecałe 5 proc. CO2 z całej światowej emisji. Więc po co się katujemy rozmaitymi wymyślonymi w Brukseli obostrzeniami? Poza tym są to pomysły bardzo kosztowne – rosną ceny towarów, a konkurencja na rynkach światowych coraz trudniejsza. Następne kuriozum to prawo weta. To prawo miało sens, gdy Unia liczyła 8 członków, którzy się zawsze dogadywali. Obecnie z dogadywaniem się różnie bywa, a najgorsze jest to, że jeden człowiek może zablokować ważne decyzje i pozostałe państwa są bezradne. Na przykład nasz „bratanek” zablokował zwrot kosztów, jakie Polska ponosi w związku z utrzymaniem emigrantów z Ukrainy – drobnostka: 2,5 miliarda euro. Komisja Europejska miała znaleźć sposób, aby weto ominąć, ale sprawa ich przerosła i niczego nie wymyślono. Kolejny pomysł geniuszy brukselskich, to relokacja migrantów, w czym wszyscy muszą brać udział. Biurkowców unijnych guzik obchodzi, że są państwa, które skutecznie tamują potop migracyjny, np. Polska, ponosząc przy tym ogromny koszt.
Więc dlaczego mamy ponosić konsekwencje beztroski i mało skutecznych działań innych państw, np. Włoch? Ten kraj łodzi z migrantami nie odholował tam, skąd przybyły, ale je przyjął i zapewnił pełne utrzymanie. A teraz? Gwałtu, rety, bierzcie ich, bo inaczej będą kary! A przecież można inaczej – zamiast administracyjnych przymusów można wykorzystać prawa ekonomii. Zamiast zmuszania, które jest odbieraniem prawa wyboru, i grożenia karami, można złożyć (np. Polsce) propozycję: za każdego przyjętego migranta 50 tys. euro plus koszty jego utrzymania przez 5 lat, a jak nie będzie przestrzegał prawa, to się go odeśle tam, skąd przybył, oczywiście na koszt Brukseli. Również działania proekologiczne zamiast nakazów czy arbitralnych zakazów wesprze ekonomia.
W przypadku wyrzucanej odzieży powinno być ograniczenie ilości odpadów, np. przez zwiększenie, i to duże, podatku ekologicznego dla wyrobów, które mocno obciążają środowisko. I odwrotnie: dla tych, które mało rujnują przyrodę, podatek malusi, a dla odzieży od Armaniego dla oszczędnych nawet zerowy. Po co zakazywać produkcji samochodów spalinowych? Ich popyt też można znakomicie regulować podatkiem! Dotyczy to wszystkich działań, które mają wpływ na nasze środowisko. Zamiast kija – marchewka, zamiast arbitralnych decyzji i poniżającego zmuszania – negocjacje i prawo wyboru. Następna sprawa to bezpieczeństwo. Dotychczas unijna żaba siedziała sobie w ciepłym błotku i ani jej w głowie było zadbanie o własne bezpieczeństwo i dopiero jak obecny prezydent USA uświadomił żabie, że Ameryka nie jest dojną krową, Unia zabrała się do dzieła – na razie słownie, ale dobre i to, że w ogóle coś zrozumiała i być może coś się tam zrobi. R. PORĘBSKI
To ja, patologiczna szmata, panie Kaczyński
Do tematów, które stale, niczym bumerang, wracają na czołówki gazet i stacji telewizyjnych, należy kwestia katastrofy smoleńskiej. W tym roku, ze względu na 15. rocznicę tego tragicznego zdarzenia, temat ten wybrzmiał szczególnie mocno i dosadnie. Właściwie tekst przemówienia Jarosława Kaczyńskiego jest wszystkim znany, bo powtarzany był kilkaset razy, jednak wciąż zaskakuje mnie świeżością epitetów. Chcę powiedzieć, panie Kaczyński, że to, iż tam nie stoję z transparentem mówiącym o tym, kto tak naprawdę tę katastrofę spowodował, nie oznacza wcale, że nie utożsamiam się z ludźmi, którzy to robią. Tylko względy logistyczno-techniczne powodują, że fizycznie mnie tam nie ma. Jestem jednak wdzięczny tym, którym chce się moje poglądy reprezentować, za to, że to ciągle – mimo szykan – robią. Przy okazji 15. rocznicy znów pojawiły się wspomnienia i relacje z tamtego dnia, czyli z 10 kwietnia 2010 roku. Chcę powiedzieć zatem, co ja wtedy myślałem, a nawet powiem, jak bardzo się myliłem.
Wiadomość o katastrofie zastała mnie na uczelni w czasie prowadzonych zajęć. Pierwsza reakcja: „Ależ to niemożliwe”. Okazało się jednak, że nie tylko możliwe, ale również jak najbardziej prawdziwe. Byłem przekonany, że Jarosław Kaczyński nie zezwolił bratu na lądowanie na lotnisku zapasowym. Bo przecież wielki Lech Kaczyński miałby lądować w Moskwie! Błędem organizatorów (jednak to tylko Sasin) było wyznaczenie lotniska zapasowego w stolicy Rosji. Zdaję sobie sprawę, że to była naturalna lokalizacja, ale jednak – znając nastawienie L.K. do Rosji – lądowanie tam bez czerwonego dywanu, kompanii honorowej i powitania godnego tego męża stanu, było niemożliwe. Jarosław wysłał tam Lecha, by Rosję upokorzył (zresztą słusznie, bo za Katyń jej się to należało) i wrócił w glorii zwycięzcy, a nie jako ktoś, kto musiał poprosić Moskwę o pomoc.
Nie wiem, za ile lat rozmowa braci zostanie odtajniona, ale byłbym wielce zaskoczony, gdyby jej przebieg był inny, niż napisałem. Po katastrofie myślałem, że ta tragedia spowoduje, iż Jarosław zakopie się gdzieś głęboko w sobie z poczuciem winy. Nikt nie ma przecież wątpliwości, że to on kierował poczynaniami brata, i cały pomysł, by kampanię prezydencką rozpocząć w Katyniu, wyszedł właś nie od niego. Pierwsze dni, kiedy cała Polska żyła w szoku i łączyła się w bólu z rodzinami ofiar, wskazywały, że może jest w moim rozumowaniu trochę racji. Mam na myśli słynne orędzie Jarosława Kaczyńskiego okrzyknięte tytułem: „Do przyjaciół Moskali”, wygłoszone w okolicach obchodzonego przez Rosjan Dnia Zwycięstwa. Wtedy zaistniała u Kaczyńskiego zmiana w werbalnym nastawieniu do Rosjan, co wcześniej było niewyobrażalne. Bardzo szybko okazało się jednak, że była to tylko zagrywka wyborcza, bo Jarosław Kaczyński postanowił startować na prezydenta. To był początek tańca na trumnach, który on sam i jego ugrupowanie uprawiają do dziś. Nie tylko na tej jednej trumnie. Myliłem się, myśląc w 2010 roku, że osobista tragedia może być silniejsza aniżeli dążenie do władzy. Nie u Kaczyńskiego. Ten człowiek będzie dalej takich jak ja wyzywał od kanalii, zdradzieckich mord i patologicznych szmat. NARCYZ WASZKIEWICZ
Walka o demokrację
Słuchałem kilka tygodni temu wypowiedzi pani Ewy Siedleckiej w Radiu TOK FM na temat pani Ewy Wrzosek. Nie powinna być prokuratorem, bo jest indywidualistką, i nie powinna dostać sprawy Dwóch wież, bo jest jednym z najbardziej upolitycznionych prokuratorów. Mniej więcej tak to brzmiało. Nie ma lepszych prokuratorów i sędziów do rozpatrywania spraw związanych z PiS niż ci prześladowani przez nich, gdy byli u władzy. Tam, gdzie inni umorzą sprawę, oni zbadają każdą możliwość, dadzą z siebie setki razy więcej niż inni prokuratorzy. Poza tym łatkę upolitycznienia można by przypisać większości tych, którzy tworzą wymiar sprawiedliwości w Polsce. Większość walczyła i walczy o niezależne od polityków sądownictwo i prokuraturę.
Większość walczy o demokrację w Polsce. Co do tego, że pani Wrzosek jest indywidualistką i dlatego nie pasuje do prokuratury – wolę panią Wrzosek, która przyjęła sprawę i się nią zajmuje, niż setki prokuratorów, którzy nie są takimi indywidualistami i umarzają sprawy. Gdy słucham mediów i wielu komentatorów, ekspertów i innych po stronie demokratycznej, to słyszę najczęściej jeden przekaz – krytyka, krytyka, krytyka lub krytyka i ośmieszanie, kpienie z koalicji rządzącej.
Mamy zniszczony wymiar sprawiedliwości i polityka, który przykładał do tego rękę – wciąż na swoim stanowisku. Około 3 tysięcy powołanych neosędziów niezgodnie z polskim i europejskim prawem. Kompletny chaos prawny, uchylanie wyroków neosędziów, bojkot i ośmieszanie komisji śledczych. Komisje te są potrzebne tak samo jak ci „upolitycznieni” prokuratorzy i sędziowie – po to, by społeczeństwo dowiedziało się, jak działali politycy PiS, jak wyciągali miliardy złotych z budżetu państwa i spółek Skarbu Państwa, i żeby prokuratorom nie przyszło do głowy po raz kolejny umarzać takich spraw!
To mediom demokratycznym powinno najbardziej zależeć na tym, by ten rząd przetrwał, bo po drugiej stronie mamy polityków, którzy chcą nam zrobić pełny Wschód w Polsce! Jeżeli kandydat demokratyczny przegra, najprawdopodobniej rozpadnie się ta koalicja. Media demokratyczne powinny wspierać na wszelkie sposoby polityków demokratycznych. Nie ma bezstronności dziennikarskiej między partiami demokratycznymi i antydemokratycznymi. Mam nadzieję, że do państwa to w końcu dotrze. Jeżeli partie antydemokratyczne przejmą władzę, to w najlepszym wypadku zostaniecie tylko zwolnieni, a media demokratyczne znacjonalizowane (…)!
Czy warto stać po ich stronie dla kariery, wpływów lub pieniędzy? Czy warto zdradzać własny naród? Nikt z nas nie chce uciekać za granicę, a to nas czeka, gdy przejmą władzę partie, dla których nie istnieją żadne zasady i których nie obowiązuje żadne prawo! ADAM
Pobudka, pobudka, wstać!
Tak podoficer dyżurny kompanii budził żołnierzy o szóstej rano na korytarzu koszar w dawnym, porządnym wojsku. Dziś taka „pobudka” przydałaby się wszystkim tym w USA, którzy uwierzyli w błazenady pomarańczowego oszusta, którego sobie wybrali, oraz jego faszyzującego miliardera, którego nie wybierali. Bardzo bolesne i jednocześnie nieśmiałe przebudzenie Amerykanów w postaci demonstracji na ulicach, a w zasadzie takich proteścików po kilka tysięcy ludzi, w 300-milionowym kraju mniej zdziała niż nasz KOD w 2016 roku.
Reporter jednego z naszych dzienników był wśród uczestników maszerujących w Waszyngtonie i w Nowym Jorku. Szkoda znaków na hasła z transparentów, które on przytoczył, ale jeden z kongresmenów demokratów powiedział: „Chcemy poczekać do wyborów połówkowych w przyszłym roku”. No tak. Zamiast działać zdecydowanie tu i teraz, to będą czekać? Na co?! Na cud (…)? Jedna z pań tego proteściku, która straciła pracę w sektorze finansowym, zapytana, co czeka ją i innych w przyszłości, powiedziała: „Mam nadzieję, że ludzie zdadzą sobie sprawę, że nasza gospodarka jest ciągnięta w dół. Kiedy to wszystko zacznie dotykać ich życia, to się obudzą”. Prawda, że ładnie powiedziane? Tak oględnie, bez wdawania się w szczegóły? Inna pani dodaje: „Prawica jest zawsze gotowa zjednoczyć się wokół jakiegoś szaleńca. A lewicowcy myślą samodzielnie. To wspaniale, ale wtedy mamy to, co mamy”. Wow! Skąd my to znamy? Też mamy swojego szaleńca, który chciałby drugiej Norymbergi dla wskazanych tylko przez niego do skazania na szubienicę, a lewicowcy tak się rozpędzili w tym dzieleniu i samodzielnym myśleniu, że ani myślą o obronie najsłabszych. Do ich głów nie dociera, że Trump chce „uwolnić” Putina z kagańca sankcji i dopuścić do grona wielkich. No i jeszcze jeden głos nauczyciela z Nowego Jorku: „Nauczyciele na południu kraju dostają już jeszcze niższe pensje od nas, choć trudno w to uwierzyć. Oni po prostu chcą, aby Amerykanie byli głupi. Już są głupi, bo wybrali Trumpa na drugą kadencję. Teraz władza przykręci śrubę, bo widzi, jak łatwo manipulować ludźmi”. Też mi odkrycie! U nas, w Europie, zawsze tak było i „przeszło” za ocean, jak Europejczycy zakładali tę Amerykę.
Czy tytułowa „pobudka” może nas jakoś dotyczyć przed wyborami na prezydenta i możliwością ostatecznego odsunięcia pisowców od planów trzeciego rządzenia – jak to mają teraz republikanie w USA? Jak najbardziej. Pokazując im, że nie mają już monopolu na państwo liberalnej demokracji, z którego według nich świat miał brać przykład. My bądźmy przykładem – nie tylko dla nich, Amerykanów. Europejczykom też się przyda. Pobudka szarych komórek moich rozsądnych rodaków powinna przejawiać się w tym, że wybiorą kandydata KO Rafała Trzaskowskiego już w pierwszej turze – z jednego powodu. Pomysł obniżenia składki zdrowotnej dla 2,5 mln drobnych przedsiębiorców, którzy wypracowują u nas 75 procent PKB, pochodzi z Trzeciej Drogi Szymona Hołowni.
Przypomnę, że poparli go ci z KO, a Lewica nie. I choć fanem jego nie jestem (zresztą żadnej partii), to wątpię, aby w drugiej turze jednoznacznie i bezwarunkowo poparł kandydata KO. Narcystyczni Trump i Hołownia mają to w genach i tego nie zmienią. Nauczmy tych jankesów i wielu zapatrzonych w nich europejskich naśladowców, jak należy dbać o demokrację, bo już chyba zapomnieli. ZBIGNIEW MALIK