R E K L A M A
R E K L A M A

Listy do redakcji Angory (09.03.2025)

Listy nadesłane przez czytelników tygodnika Angora. Za wszystkie wiadomości dziękujemy i zachęcamy do dalszego kontaktu.

Fot. Domena publiczna

„Świat jako hotel” 

Szanowny Pan Redaktor Michał Ogórek 

Wielce Szanowny Panie, Nieraz z wielkim uznaniem i zdrowo się śmiejąc, czytałem w „Angorze” felietony Pana pióra! Z dwiema Pana tezami zawartymi w tekście „Świat jako hotel”, zamieszczonym w numerze 8. ANGORY, trudno mi się jednak zgodzić. 1. Pisze Pan, że Główny Paczkowy (mieliśmy kiedyś Kapciowego, pamięta Pan na pewno!) Rzeczpospolitej, pan Brzoska, powołany przez pana premiera na polskiego Muska, „spakować i odesłać z polskiego rządu może w zasadzie kogokolwiek na chybił trafił” (tu zgoda), „z tym że nie będzie takiego paczkomatu, z którego ktokolwiek by ich potem odebrał”. I tu już zgodzić się nie mogę! Czyż nie pamięta Pan, jak pewnego polskiego premiera przygarnął bodaj Bank Światowy, a podobna instytucja – pewnego prezesa telewizji?

Niby nie ma już w naszym kraju „zawodu dyrektor” (albo prezes lub minister), czyli klasycznej nomenklatury polityczno- zarządczej, ale w jej miejsce szybciutko zrodził się układ polityczno-urzędniczo- -biznesowy, zapewniający każdemu członkowi (członkini) „należne” mu (jej) miejsce po ewentualnym „upadku” (albo choćby wypadku przy pracy). Dlatego niniejszym zakładam się z Panem o dowolną zawartość butelki – marki której oczywiście nie wolno mi zdradzić, by uniknąć posądzenia o kryptoreklamę – że w razie „odesłania do paczkomatów”, nawet najskromniejsi wiceministrowie czy wiceministry nie zabawią w nich długo! Bo rychło, jak jeden mąż (lub jedna żona), spadną na cztery łapy w bankach, sieciach handlowych, mediach, fundacjach, NGOSach, a w ostateczności w związkach sportowych lub… Parlamencie Europejskim.

Dotyczy to nawet resortów, w których samo istnienie znaczna część społeczeństwa zapewne wątpi (…)… 2. Teraz sprawa znacznie poważniejsza! Można, oczywiście, zgłaszać różne wątpliwości co do metod czy też stylu „opracowywania” (albo i rozpracowywania) przez Instytut Pamięci Narodowej lub inne źródła tematu żołnierzy wyklętych. Ale napisanie, że „przebywali (oni) we wszystkich miejscach, w których ich nie widziano. Ale oni sobie tylko widocznie rezerwowali taką możliwość” i w ogóle łączenie ich historii z rezerwacyjno- hotelowo-apartamentowymi perypetiami szefa rzeczonego IPN – nie licuje z godnością Pana talentu i dowcipu! Dowcipu, owszem, ostrego, nawet nieco jadącego po bandzie, lecz dotychczas zawsze ostatecznie „znającego proporcjum, mocium panie!”. A tak w ogóle, to marzę o tym, żebyśmy jakiegoś „proporcjum” przestrzegali wszyscy!

W „aferze” (cudzysłowu nie wykreślać!) apartamentowej kandydata Nawrockiego interesowałaby mnie jedynie sprawdzona informacja, czy zapłacił był on za użycie (lub nie-użycie, aleć jednak rezerwację) danego lokum z własnej kieszeni. Powody tegoż użycia lub nie-użycia, długość przebywania lub nie-przebywania pod hotelowym dachem, a już zwłaszcza odległość: dom – hotel, czy to liczona krokomierzem maratończyka, czy licznikiem kilometrów w limuzynie – nie obchodzi mnie absolutnie! I nikogo obchodzić nie powinna. Bo to są, proszę Szanownych Państwa (zwłaszcza Poważnych Komentatorów, ale takoż i Prześmiewców), sprawy PRYWATNE. A zaś do prywatności KAŻDY OBYWATEL w państwie istotnie demokratycznym ma niezbywalne prawo! Boć przecie głosi się bez jednej przerwy, że w demokracji wprawdzie rządy sprawuje większość, lecz szanuje się prawa mniejszości. A wszakże pojedynczy obywatel – choćby nawet umocowany stosunkowo wysoko w hierarchii społecznej – jest właśnie taką najmniejszą mniejszością! Ot, co (…). Z poważaniem ALEKSANDER BUKOWIECKI

„Zabrakło instynktu?” 

Nie tylko kierowcy są winni 

Na pytanie zawarte w tytule listu „Zabrakło instynktu?” autorstwa Pana Stanisława Rudzińskiego (ANGORA nr 3) odpowiadam: Absolutnie TAK! Ostatnio w mediach wielokrotnie raczy się nas koszmarnymi „obrazkami” potrąceń pieszych. Zawsze przy tym podkreśla się, że winny jest kierowca, bo: miał 80 lat, jechał zbyt szybko, nie zważał na znaki itp. Nikt nie zwraca uwagi na współwinnych – pieszych. I tak: młoda kobieta z kapturem na głowie spogląda w prawo (!) i wchodzi pod jadące auto. Inna, z 6-latkiem trzymanym za rękę, wyraźnie spogląda w prawą stronę i wkracza tuż przed samochód. W ostatniej chwili robi krok do tyłu. Dziecko zostaje na jezdni… 

Na szczęście uszło z życiem. Z własnej praktyki pamiętam liczne przypadki wjeżdżających nagle na rowerach, hulajnogach, wpatrzonych w telefon, zajętych rozmową, zabawą itp., czyli uczestników ruchu zajętych wszystkim, tylko nie obserwacją. Kiedy ogłoszono wszem wobec, że pieszy ma bezwzględne pierwszeństwo, większość ludzi przyjęła to bezkrytycznie. A przecież natura dała człowiekowi rozum, zmysły oraz instynkt przeżycia po to, by z nich korzystał. Tymczasem media krzyczą jedno: Winni są kierowcy! Szkoda, że nie wykorzystano okazji i nie skomentowano, jak należy prawidłowo korzystać z przejść dla pieszych. Z poważaniem J. MAŁECKI, Nowy Sącz

Pewnego razu na Jasnej Górze…

Kilka lat temu w Białymstoku, przy okazji jakiegoś święta, maszerujący główną ulicą narodowcy śpiewali: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”. Potem poszli na mszę i, zapewne upewnieni w swojej głębokiej wierze, przyjęli komunię świętą, czyli według Kościoła przyjęli do swego serca Pana Jezusa. Przez 96 miesięcznic smoleńskich Jarosław Kaczyński i jego akolici rozpoczynali uroczystości od uczestnictwa w mszy świętej, na której, zapewne napełnieni głęboką wiarą, przyjmowali komunię, czyli prawdziwe Ciało Pana Jezusa.

Natychmiast po celebrze Jarosław Kaczyński wchodził na drabinkę i sączył nienawiść wobec tych, którzy nie podzielają  jego poglądów. Niedawno w Domu Pielgrzyma im. św. Jana Pawła II przy klasztorze na Jasnej Górze wyrażający szczególną cześć wobec Matki Boskiej Częstochowskiej i Jej świętego obrazu uczestnicy pielgrzymki kibiców, w obecności „obywatelskiego kandydata PiS-u” (oksymoron), z zapałem skandowali: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Potem, zapewne z miłością w sercu, przystąpili do Eucharystii, czyli sakramentu jedności z Chrystusem. Przykłady można mnożyć. Ich schemat jest taki sam: przepełnieni głęboką wiarą w Boga i nie mniej głęboką nienawiścią do ludzi dumni patrioci bez zahamowań wyrażają obie te cechy jednocześnie w kościelnych przybytkach, gdzie bez żenady udzielają im kapłańskiej posługi równie gorliwi księża. 

Co tu jest nie tak? Czy to patrioci pomylili wiarę z nienawiścią? Czy też sługom Pana Boga wszystko jedno, gdzie i co swoim zachowaniem i mową wyrażają ci, którym udzielają kapłańskiej posługi, w tym najważniejszego w Kościele sakramentu Eucharystii? A może należałoby się zastanowić, czy samemu Bogu to przeszkadza? Przecież to On sam tych (i takich!) księży do stanu duchownego powołał. I tylko ci wierni, którzy w swojej prostoduszności chcą postrzegać Boga jako niezmierzoną dobroć i miłość, usilnie wymagają, żeby przynajmniej w miejscach kultu traktować Go z powagą i szacunkiem. Cierpią, gdy widzą taką profanację. Naiwnie po raz kolejny oczekują reakcji przeora, prymasa, episkopatu. A oni milczą. Bóg zresztą też milczy. MAŁGORZATA

Orzeł czy krzyż?

To pytanie jest obrazem rozbicia społeczeństwa IV RP rosnącego od XI 2015 r. Dobrze, że „barwy” wspólne… Choć użycie ich przez „polityczne” męty do ulicznych rozrób, krycia kłamstw politycznych, cuchnących partyjno-prywatnych szwindli robi z „Biało-Czerwonej” ścierę. I proszę nie zestawiać ostatniej dekady z PRL-em! Tam Orzeł, choć bez korony (PRL Republiką), to szanowane Godło. Krzyż to realny znak Wiary osadzony w miejscu kultu. Po Październiku 1956 r. rządy III RP, choć trzymały biskupią konkurencję polityczną z dala od Polaków, nie usiłowały robić z nas ateistów: jako wierzący określało się 95 proc. rodziców.

Orzeł to obszar urzędowo- administracyjny, społeczna świadomość; krzyż – sfera religijna i obiekty rzymskiego Kościoła. I tak jak w szkole nie było krzyża, tak w kościołach, na plebaniach, biskupstwach itd. nie było orła, Lenina, „gwiazdy” itd. To wszystko istniało bez sporu. Biskupi, kler żyli jak pączki w maśle, otoczeni społeczną atencją i milionami złotych z Polski Ludowej. Nie mogli natomiast robić polityki. I o to dziś chodzi w kwestii krzyża. Zrobiono z niego identyfikację polityczno-narodową: „prawdziwy Polak = katolik” itp. Barwy narodowe przeznaczone są na „właściwe” manifestacje; o godle, po dodaniu korony, zapomniano. Zaczęto Polakom wpierać: nasz symbol to krzyż. A pod czym walczyli Polacy pod Grunwaldem, Olszynką Grochowską, Chocimiem? Żołnierze Maczka, powstania 1944 r., września 1939 r., ORP „Burza”? Co z: „Obok Orła znak Pogoni…”?

Pierwszy znany nasz Orzeł pojawił się na denarze Chrobrego; jako godło Polski istnieje od 1295 r., o nim mówi mit o Lechu. Może nawiązuje do zdarzeń z VIII – IX w.? W Polsce krzyż widnieje od 966 r. jako znak chrześcijaństwa. Może Mieszko był ochrzczony wstępnie w 965 w rycie słowiańskim. I dlaczego Polacy przetrwali chrzest, a np. Prusowie, Połabianie, Pomorzanie, Wieleci nie? Polska się mogła chrzcić, bo już od 30 lat BYŁO państwo Polska i chrzcili nas według zasad Mieszka. W 966 r. Polska miała już ok. 120 lat. Oczywiście, pisząc Polska, państwo, Polacy w okresie VIII/IX – X w. upraszczam. Ale w 966 r. na dużej części ziem polskich była władza mogąca skutecznie bronić naszych spraw. Bez tego nie było nas. Chrzciliby nas OBCY, według ich zasad. Za herb mieliby np. czerwonego orła, a Słowian nad Wartą i Notecią podbijaliby dla rzymskiego krzyża.

I choć krzyż trafił do Polski, to naszym znakiem nadal był Biały Orzeł. ON, a nie krzyż, w ciężkich czasach był symbolem Polski. Ja, Polak z dziada pradziada, chrzczony, w rzymski Kościół nie wierzę. Byłem w WP, płacę podatki, jestem za prawem mniejszości do posiadania pełni praw (nie róbmy ogólnokrajowego cyrku: to ok. 6 proc. ludzi), potomstwo odchowałem, krzyż w sferze publicznej mam za uzurpację rzymskich biskupów do władzy nad Polakami. Czy spełniam PiS-owskie „normy” do bycia Polakiem? Co z klerem homo? Na Wschodzie który krzyż jest „właściwy”: łaciński czy grecki? A obywatele innych wiar, ateiści itd.? Orzeł i krzyż nie kolidują. To inne sfery życia obywateli i państwa. Katoprawica oszukuje, że centrolewica chce usunąć krzyż. To prawica chce na nim wrócić do władzy i „grabieży +”. My tylko chcemy, by wrócił do korzeni: na miejsca kultu. W PRL-u w szkole, urzędach itp. nie było sierpa i młota czy czerwonej gwiazdy. Zawsze był BIAŁY ORZEŁ. PIOTR

Rząd na niby

Przeszło rok po przegranych wyborach PiS nie może pogodzić się z porażką. Przyjął znaną taktykę obrony swoich mafijnych afer poprzez atak. Używa do tego swoich trzech kanałów TV, „Gazety Polskiej” oraz zachowanych po swoich rządach bastionów państwowych, które dalej prowadzą i realizują politykę PiS-u. Te niezdobyte jeszcze przez koalicję rządową twierdze to: ABW, TK, SN, PKW, KRS, PKOl, NBP, IPN, urząd prezydenta, Krajowa Rada Radiofonii i TV, Narodowa Rada Mediów i Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Codziennie Polacy są karmieni fałszywą, kłamliwą i prostacką propagandą. Oto kilka przykładów: Tusk to ruda wrona o wilczych oczach, którego na premiera mianowała jego przyjaciółka von der Leyen, żeby reprezentował niemieckie interesy, jest także agentem Putina, bo ściskał się z nim na molo i w Smoleńsku. Według Kaczyńskiego rząd i Sejm są nielegalne. 

W TV Republika w wywiadzie „pan premier” Błaszczak stwierdził, że w Polsce zabrakło chleba, a Polaków nie stać nawet na kostkę masła, więc Tusk dla przykrycia organizuje igrzyska. Owsiak dorobił się fortuny na WOŚP. Już grożą mu śmiercią. W tej nagonce bierze udział Kościół, gdy na Jasnej Górze kibole modlą się słowami: „Sierpem i młotem czerwoną hołotę”, a ksiądz na spotkaniu z kandydatem PiS-u zachęca go do obicia mordy swemu przeciwnikowi: raz lewym prostym i poprawić prawym sierpowym. Można dziś powiedzieć, że Polska to kraj dziwny, dziki i nieprzewidywalny, a niby- rządy sprawuje zwycięska koalicja. W sztuce teatralnej pt. „Ubu Król” jest takie zdanie: „W Polsce, to znaczy nigdzie”. Jeżeli wybory wygra kandydat obywatela Kaczyńskiego, szybko przekonamy się, jak wygląda prawo i sprawiedliwość w wykonaniu PiS-u. JÓZEF ANTOSIAK

130 lat i chwatit?

Polskie Stronnictwo Ludowe bardzo lubi powoływać się na swoje długoletnie tradycje. Podkreślają, że protoplastą organizacji było Stronnictwo Ludowe utworzone 130 lat temu w Rzeszowie. Wkrótce po tym wydarzeniu przedstawiciele partii chłopskiej znaleźli się po raz pierwszy w parlamencie. Od tamtej pory, w różnych nazwach i konfiguracjach, ludowcy są reprezentowani w naczelnych władzach państwa. Pewnie przygotowują się do obchodów 130-lecia. Warto więc popatrzeć, jak wygląda ich sytuacja w ostatnich latach, bo wydaje się, że ruch ludowy znajduje się na równi pochyłej, po której powoli zsuwa się w niebyt. Parlamentarna era ludowców się kończy. Starzy wymrą, młodzi na nich nie zagłosują, widząc, co wyprawiają w rządzie i w Sejmie. Czyżby „130 lat i chwatit” – jak mówiło się kiedyś o Związku Sowieckim przy okazji rocznic? PSL – trochę ratując siebie – przygarniał rozmaite „odpryski” z innych ugrupowań. Wymieńmy ich największe pomyłki. Po pierwsze, Paweł Kukiz.

To głoszona dozgonna miłość między Kosiniakiem-Kamyszem a Kukizem utorowała temu drugiemu wejście do Sejmu w roku 2019. A przecież wiadomo, że nie kto inny jak Kukiz odpowiada za zwycięstwo Dudy na pierwszą kadencję. Na drugą kadencję Duda się dostał, bo „pomógł” mu Hołownia, z którym PSL zawarł sojusz na drogę donikąd. Na szczęście zeszmacony Kukiz i Mejza, który też wszedł do Sejmu z list PSL, są teraz w PiS, czyli tam, gdzie ich miejsce było od początku. Jednak w PSL aż roi się od dostojników zajmujących najwyższe stanowiska, którzy z ruchem ludowym nie mają nic wspólnego, poza koniunkturalnym podejściem do stanowisk.

Zacznijmy od wicemarszałka Senatu Michała Kamińskiego. Ten polityk, poza sławnym wyjazdem do Pinocheta, dał się poznać w kilku partiach. Obok ZChN znaleźć można w jego życiorysie AWS, PiS i PO, a także pracę w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w której to pracy dał się ówczesnemu rządowi we znaki, chociażby w walce o słynne krzesło dla swojego pryncypała w Brukseli. Ideowo też nie pasuje: agnostyk, przeciwnik religii w szkołach itd. Takich przechodzących przez rozmaite partie „ludowców” jest dużo więcej. Oto niektórzy: Marek Biernacki (PiS, PO), Ireneusz Raś (Porozumienie Centrum, PiS, KO), Magdalena Sroka (PiS), Kazimierz Michał Ujazdowski (Unia Demokratyczna, AWS, PiS, KO), Paweł Zalewski (UD, PiS, PO), Piotr Zgorzelski (Konfederacja Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego). Jest też trochę bezideowców, którzy kandydowali do różnych gremiów z list PSL, bo na inne listy się nie dostali. Strategia kierownictwa PSL jest zatem taka: bierzmy, kto się nawinie; w ten sposób my się załapiemy na pewno. Witos się w grobie przewraca! I jeszcze jeden „drobiazg”. Wydawany od niemal stu lat, uchodzący za jedno z najstarszych czasopism społeczno-politycznych w Polsce „Zielony Sztandar” przestał się chyba ukazywać.

Tak po cichu, bo ani Kosiniak-Kamysz, ani nikt inny z kierowniczych kręgów PSL na ten temat się nie wypowiedział. W połowie lutego na stronie miesięcznika, który jeszcze niedawno był tygodnikiem, znaleźć można jedynie życzenia świąteczno-noworoczne. Czytamy: „Dobrego dzisiaj i lepszego jutro, znakomitego całego Nowego 2025 Roku…”. Kpią, czy o drogę pytają? N.W. z Podlasia

Zimna wojna trwa?

Jako byłego żołnierza, mimo że do końca bytowania zwierzchnika sił zbrojnych pozostało mniej niż 100 dni (z krawieckiego metra można już odcinać kolejne dni!), coraz częściej nachodzą mnie niepokojące myśli, czy jesteśmy jako kraj nadal wiarygodni dla sojuszników w NATO? I to w tak niepewnym czasie, z transakcyjnym podejściem D. Trumpa do światowej polityki. Mój niepokój wynika z dwóch wydarzeń, które wypłynęły w trakcie kampanii wyborczej na urząd kolejnego zwierzchnika sił zbrojnych.

Pierwsze to „Korespondencyjny zamach stanu” – jak napisano w jednym z dzienników. Kolega podzielający moje obawy zadzwonił do mnie, pytając: „Słuchaj, czy mogę już wyjść z psem na spacer, bo jakoś czołgów nie widać ani koksowników? Ten Tusk to jakiś fajtłapa, nawet zamachu stanu nie umie porządnie zrobić”. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że jak (nie daj Boże!) znowu dorwą się do władzy, to się dopiero dowiemy, co to jest zamach stanu. Drugie poważniejsze wydarzenie to złożenie przez prokuratora generalnego do Sejmu wniosku o zdjęcie immunitetu posłowi o „wyraźnym deficycie inteligencji” – jak określił go śp. Ludwik Dorn – byłemu szefowi MON Mariuszowi Błaszczakowi. Za co? Za ujawnienie ściśle tajnych dokumentów.

I tu od razu sprostowanie i pouczenie dla Cezarego Tomczyka, wiceministra ON. To nie był dokument NATO. To był nasz, polski dokument, państwa członka NATO. Zapewniam pana wiceministra, że ani on, ani jego obecny szef, ani nawet nieumiejący trzymać języka za zębami (jeszcze) obecny zwierzchnik sił zbrojnych nie wiedzą, jaki jest faktyczny plan udziału naszej armii w wojnie z Rosją, w ramach ogólnego planu członków NATO, w przypadku konfliktu zbrojnego. A taki plan (plany) opracowują TYLKO i wyłącznie ludzie w mundurach. Jest co roku uaktualniany, również z powodu przybywania lub ubywania jednostek wojskowych w każdym kraju, członku NATO. Prościej – nie można stawiać na następny rok takiego samego zadania państwu, które „zwinęło” jakiś ważny oddział. I na odwrót. Jakiś członek NATO utworzył coś nowego, uzbroił, wyszkolił, osiągnął gotowość bojową, to tę jednostkę uwzględnia się w planach działań. A kto od nas i czy w ogóle wie o tych planach?

To mundurowy, szef Sztabu Generalnego. Na podstawie tego wykonuje nasze plany, np. ten Warta z 2011 r., który Błaszczak ujawnił. Od momentu tego ujawnienia wojskowi NATO z pewnością od razu podjęli działania, bo musieli. Nie wiem, jakie, ale po wyborze Kukuły na szefa Sztabu Generalnego nasza wiarygodność jest pod znakiem zapytania i obawiam się, czy jeszcze w ogóle nam uwierzą. Nie ma dla nich nawet znaczenia, czy Błaszczak pójdzie za kraty – a powinien. Kiedyś był pakt Ribbentrop-Mołotow. Oby nie powstał Putin-Trump. Rodzi się pytanie. Czy 2025 rok będzie dla nas najbardziej niebezpieczny od czasów zimnej wojny?

Obawiam się, że tak. I to nie z powodu zachowania Chin w Azji czy bałaganu, jaki robi Iran na Bliskim Wschodzie, czy wreszcie niespotykanego od zakończenia drugiej wojny amerykańskiego nacjonalizmu, ale z powodu naszych wyborów. Drugi raz w 2019 r. wybraliśmy PiS, sojusznika Putina, agresora na Ukrainę, i za sprawą Błaszczaka możemy mieć znowu jakiś pakt ponad naszymi i Ukraińców głowami. Wybierając Nawrockiego, tylko przyspieszymy ten transakcyjny deal. Jeśli ktoś tego dzisiaj nie rozumie, to nie jest „myślący inaczej” – jest po prostu głupi i tyle. TERMINATOR 

2025-03-07

Angora