R E K L A M A
R E K L A M A

Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Kto zamordował kombatanta armii Andersa?

„Policjanci z Archiwum X Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego KWP w Kielcach zatrzymali 55-latka podejrzanego o zabójstwo 88-letniego mieszkańca Opatowa” – przeczytałem na policyjnym portalu w 2013 r. Trzy lata później okazało się, że policyjny sukces odtrąbiono przedwcześnie.

Fot. Pixabay

Ofiara zbrodni to 88-letni Józef W., jeden z najbardziej znanych kombatantów drugiej wojny światowej w powiecie opatowskim. Sybirak, żołnierz armii Andersa, uczestnik bitwy o Monte Cassino, miał stopień starszego sapera. Po wojnie osiadł w Opatowie i pracował jako operator spychacza, przyczyniając się do odbudowy kraju. Otrzymał wiele odznaczeń za swoją służbę i zasługi.

W 1991 r. zmarła mu żona, a kilkadziesiąt dni przed zbrodnią syn Jerzy, który mieszkał u ojca z konkubiną. Starszym panem od dawna opiekowali się wnuczka i jej mąż. Józef W. nie należał do osób majętnych. Emerytura wraz z dodatkiem kombatanckim nie przekraczała 400 tys. zł (przed denominacją). Z tej kwoty blisko 80 tys. zł zostawiał sobie na drobne wydatki, a resztę przekazywał na zakupy i opłacenie rachunków.

15 października 1992 r. wnuczka Elżbieta z mężem zjawili się z zakupami w mieszkaniu dziadka. Zdziwili się, że drzwi nie zamknięto na zamek, ponieważ starszy pan wykazywał ostrożność i nie wpuszczał obcych. Po wejściu do mieszkania znaleźli ciało Józefa w kałuży krwi. Bałagan i ślady przeszukania wskazywały na rabunek.

Ekipa pogotowia, które jako pierwsze pojawiło się na miejscu zbrodni, nieopatrznie zatarła niektóre ślady. Sekcja zwłok wykazała, że bandyta torturował ofiarę. Denat miał połamane kości, żebra i potężne urazy głowy. Oprawca skakał po ciele ofiary, zadał też kilkadziesiąt ciosów nożem. Nie było wątpliwości, że chciał zamordować. Zabezpieczono wiele śladów, m.in. odciski palców nienależące do domowników i bliskich na urwanej słuchawce od domofonu i takie same na futrynie drzwi. Nie udało się dokładnie ustalić, co zniknęło z mieszkania. Na pewno morderca ukradł mało wartościowy radziecki zegarek marki Cardinal i nieustaloną kwotę pieniędzy, raczej niewielką, gdyż Józef odebrał emeryturę dwa tygodnie wcześniej i tradycyjnie prawie całą przekazał wnuczce. Przesłuchano kilkadziesiąt osób. Dzięki nim udało się ustalić wiele szczegółów związanych z ostatnimi godzinami życia Józefa. Rano staruszka chorującego m.in. na cukrzycę odwiedziła pielęgniarka i jak co dzień zrobiła mu zastrzyk z insuliny. Potem sąsiedzi słyszeli z jego mieszkania głośno grające radio. Nikogo to nie dziwiło – W. był głuchawy. Około godziny 13 do jego sąsiadki ktoś zadzwonił domofonem. I choć nikt się nie odezwał, otworzyła, sądząc, że to ktoś do Józefa, który pewnie nie słyszy dzwonka. Wyjrzała przez okno i zobaczyła nieznanego mężczyznę. Widział go też inny świadek z tego bloku; zapamiętał, że chwiał się na nogach, miał 30 – 40 lat i jakieś 170 cm wzrostu. Mijały dni, ale policji nie udawało się ustalić personaliów domniemanego sprawcy zbrodni. Śledztwo weszło na zupełnie nowe tory. Podejrzaną o tę zbrodnię stała się niejaka „Alka” – konkubina zmarłego syna Józefa. Pomieszkiwała u dziadka jeszcze po śmierci partnera, miała klucze do mieszkania i przyjmowała w nim szemrane towarzystwo. Jednak kobieta miała mocne alibi – kiedy dokonano zbrodni, była z nowym partnerem.

30 grudnia 1993 r. śledztwo umorzono. Po 21 latach kieleckie Archiwum X wznowiło sprawę, analizując zabezpieczone wcześniej dowody z wykorzystaniem nowoczesnych metod badawczych. Kryminalistyczne ekspertyzy pozwoliły Prokuraturze Okręgowej w Tarnobrzegu na podjęcie postępowania i nakazanie zatrzymania podejrzanego. Ponad dwie dekady po zbrodni ustalono, że odpowiedzialny za nią mógł być 55-letni Marian J., wcześniej skazany za gwałt i kradzieże.

Choć Marian J. często bywał w mieszkaniu zamordowanego, nie znalazł się w gronie podejrzanych podczas wcześniejszego śledztwa. Jego odciski palców zabezpieczono na słuchawce domofonu i framudze drzwi. Zatrzymanie go było utrudnione, ponieważ wyemigrował do Anglii. Policja ustaliła, że planuje odwiedzić rodzinę i 24 lipca 2013 r. antyterroryści zatrzymali go podczas wizyty w Polsce. Nie stawiał oporu, trafił do aresztu w Staszowie, lecz mimo licznych przesłuchań nigdy nie przyznał się do winy.

Pod koniec 2014 r. prokuratura w Tarnobrzegu oskarżyła Mariana J., żądając 25 lat więzienia. Obrońcy wnosili o uniewinnienie, wskazując na brak wystarczających dowodów. Kielecki sąd uznał go za niewinnego, a odciski palców za niewiążące. Po apelacji sprawa zakończyła się w 2017 r., gdy Sąd Apelacyjny w Krakowie prawomocnie uniewinnił oskarżonego. 

2025-04-12

Michał Fajbusiewicz