Najpierw religijne, potem płciowe, wreszcie społeczne. Niewiele w Polsce o tym wiedzieliśmy, przyjmując jej produkcje jako wyrwane z kontekstu, który w Stanach Zjednoczonych i krajach Zachodu rewolucjonizował popkulturę.
Atutem wykorzystanym przez artystkę jako pierwszym i ważnym do dziś była i jest jej kobiecość. I wcale nie chodzi o seks, ale wpływ na grupę docelową, jak mówią spece od public relations. Wtedy w świecie popu i rocka dominowali biali mężczyźni, zarówno w wytwórniach płytowych, stacjach radiowych, jak i na scenie, a wszyscy oni skupiali się na jednej ważnej grupie odbiorców: białych mężczyznach i chłopcach. I zjawiła się dwudziestolatka, która skierowała swe przesłanie do dziewcząt i kobiet. „Potężna armia młodocianych, a tak łatwych do zignorowania osób, po których społeczeństwo tak niewiele się spodziewało, usłyszała jej napomnienie – jak przyjaciółka od przyjaciółki – żeby się uwolnić, być sobą, ośmielić się zrobić c o ś, tak samo jak to zrobiła ona”.
Madonna nie tylko wywołała popyt na swą twórczość, ale wpłynęła na myślenie o kobietach i ich traktowanie. Wykreowała też modę na siebie. „Dziewczyny ubierały się jak Madonna: legginsy i koronki, potargane włosy przewiązane chustką”. Ale ten wpływ był społecznie relatywnie bezpieczny.
Gdy nadeszła fala zachorowań na AIDS, a pruderyjna Ameryka próbowała zamieść problem pod dywan, Madonna wygenerowała z estrady falę powszechnie dostrzeżonego buntu. Stała się ikoną walki o prawa LGBT, aktywistką skutecznie zbierającą miliony dolarów na badania nad wirusem HIV. To ona sprawiła, że homoseksualność w Stanach wyszła z szafy.
Subskrybuj