R E K L A M A
R E K L A M A

Bar w „Błękitnym Pociągu”. Atrakcja na Dworcu Lyońskim

Nie chodzi tutaj o rodzaj francuskiego warsu, w którym można zjeść jakąś przekąskę lub napić się piwa, lecz o... rybę. „Bar” wprawdzie po francusku znaczy to co po polsku, czyli rodzaj miejsca, do którego można na chwilę wpaść na małe co nieco albo w przerwie pracy na jednego calvadosa, ale jest to także nazwa ryby znanej w Polsce jako okoń morski. A ów „Błękitny Pociąg” – „Le Train Bleu”, to restauracja na Dworcu Lyońskim. Wnętrza zapierają dech swoim przepychem, freskami, wspaniałymi ozdobami i lampami. Mimo że jest ogromna, to jednak można się w niej czuć swobodnie, bo stoły ustawione są w czymś w rodzaju przedziałów o drewnianych ścianach i nieprzezroczystych szybach z kryształu. 

Źródło: YouTube

Wnętrze przypomina raczej ogromną salę pałacową niż restaurację dworcową, która powstała w 1900 roku na Wystawę Światową. Tędy biegła linia PLM – Paryż – Lyon – Morze Śródziemne i pociągiem można było dojechać na Lazurowe Wybrzeże, do Nicei i Monte Carlo. Freski przedstawiające miasta i krajobrazy, a także sceny mitologiczne malowała plejada artystów. Tutaj kręcono sceny do siedmiu filmów, w tym „Nikity” Luca Bessona, „Placu Vendôme” Nicole Garcii czy „Wakacji Jasia Fasoli” Steve’a Bendelacka. „Błękitny Pociąg” – to brzmi bardziej romantycznie niż dokładne tłumaczenie „Niebieski Pociąg” – słynie także z wykwintnej kuchni. Wydawałoby się, że dworcowe knajpki są siermiężne. „Błękitny Pociąg” należy do nielicznej, elitarnej grupy lokali, w których wystrój wnętrz idzie o lepsze z wyszukanymi potrawami. 

Menu 

Jest kilka możliwości wyboru dania. Główny zestaw to „menu du Train Bleu” za 120 euro. Na przystawkę dostaniemy jajka mimoza. Gotujemy je na twardo. Kroimy na połowę. Żółtka przecieramy przez sitko i dodajemy do nich majonez, sól, pieprz, drobno posiekaną pietruszkę albo kolendrę, ewentualnie szczyptę cayenne. Podaje się je z kawiorem akwitańskim, który zaczęto od pewnego czasu produkować w Żyrondzie.

Możemy wziąć drugą przystawkę. Langustynki z rusztu, gotowana cukinia w sosie z tymianku cytrynowego z kremem ze skorupiaków. Na główne danie ryba, którą za chwilę przyrządzimy i cielęcina duszona w kamiennym rondlu, a do tego podsmażane ziemniaczki w sosie z grzybów kurek. Teraz sorbet arbuzowy polany tequilą i oczywiście wybór regionalnych serów. Znacznie tańsze (74 euro), ale i skromniejsze jest menu PLM (od nazwy linii kolejowej), ale znajdziemy tam ośmiornicę marynowaną w limonce lub rybę szpadę w kawiorze z bakłażanów.

Fot. Marek Brzeziński

Okoń morski 

Na talerzu pojawiły się drobno pokrojone owoce i warzywa – od cukinii po pomidory i cebulki. Dodano plasterki czarnych oliwek, kawałki grillowanego bakłażana, a całość obficie posypano kiełkami rzodkiewki. Odrobina oliwy z oliwek. Na to ułożono kilka płatów okonia morskiego, zwanego także labraks. Żyje w Morzu Śródziemnym, w północnym Atlantyku, Morzu Czarnym, niekiedy zapuszcza się na Bałtyk. Jego słodkowodna odmiana występuje w Nilu i w Jeziorze Szkoderskim – w Albanii i Czarnogórze. Może mieć metr długości i ważyć 12 kilogramów. Często pojawia się na stołach rejonu Morza Śródziemnego. W „Błękitnym Pociągu” przyrządzono go, smażąc na skórze, a potem szybko po drugiej stronie, bo w środku jego mięso powinno być różowe i rozpływać się w ustach. Nie może być wysmażone na „podeszwę”. Do takiej ryby znakomicie pasuje chablis. Białe wytrawne. Wykwintny burgund produkowany ze szczepu chardonnay. Warunki, w jakich rosną tutejsze winnice, sprawiają, że to wino jest kwaskowe, o mniej owocowym bukiecie. 

2024-11-09

Marek Brzeziński