– Jest pani jedyną polską producentką filmową w Paryżu. Ma pani na swoim koncie ponad 35 projektów. Jak się zaczęło?
– Absolutnie tego nie planowałam. Byłam absolwentką filologii i zarządzania kulturą, zawsze interesował mnie tzw. management sztuki i praca z twórcami. Zupełnie przez przypadek, na wakacjach po zakończeniu studiów, znalazłam się na planie filmu o tytule, nomen omen, „Koniec wakacji”. Odkryłam nowy, fascynujący świat i stwierdziłam, że muszę się zgłosić do szkoły filmowej. Nie miałam pojęcia, z czym wiąże się zawód producenta, ale wiedziałam już, że chcę pracować w filmie. Tak zaczęłam podyplomowe studia w szkole im. K. Kieślowskiego w Katowicach. A ponieważ mówię pięcioma językami, pomyślałam o specjalizacji europejskiej. Znalazłam ją w Paryżu, w La Fémis.
– Producent dominuje.
– Nie sądzę, abyśmy dominowali. Oczywiście mamy pewną wizję i musi się ona połączyć z wizją reżysera. Bierzemy na siebie ogromną odpowiedzialność za artystów, trzeba więc dobrze wybierać…
Subskrybuj