W tę konwencję hałasu, wrzasku i łamania przepisów wpisał się syn stadionu, dziecię ringu, Karol Nawrocki, który – jak zauważył politolog – zamiast przemówienia z wielkim krzykiem rzucił inwektywami wobec części Polaków. Nawrockiego sklęły w odwecie jakieś aktorki i skrytykowali liberalni publicyści, niemniej Święto Niepodległości stało się z woli prezydenta wydarzeniem niemal wojennym. I religijnym, bo uwzględniając przekrój społeczeństwa, prezydenckie odwołania do chrześcijaństwa wywołują efekt odwrotny do zamierzonego. Nawet prosty bokser winien to zrozumieć. Notabene, jako mający nadzieję, że z Nawrockiego coś jeszcze może być, apeluję, by podpowiedziano zwierzchnikowi sił zbrojnych, że ta długa rurka z sitkiem przed jego twarzą to mikrofon, a nie teleskopowa pałka do napier… lania. Mikrofon sprawia, że nie trzeba krzyczeć, by głos poniósł się daleko. Szczególnie, gdy nie ma się niczego mądrego do powiedzenia. Ale wrzask Nawrockiego jest też tylko wyrazem jego ekspresji.
Organizowany od kilkunastu lat Marsz Niepodległości zyskał kiedyś oblicze narodowego fanatyka, a i dziś ta gombrowiczowska gęba wisi. Politycy władzy kiedyś odpuścili sobie temat marszu, sądząc naiwnie, że może się sam wypali, albo zmieni wizerunek, tymczasem środowiska prawicowe poddały go liftingowi i w pełni zapanowały nad pochodem, głosząc, że „bronią polskiej tożsamości, suwerenności, narodowych interesów i chrześcijańskiego porządku”. A przecież w świętowaniu niepodległości chodzi o upamiętnienie radosnego wydarzenia, jakim było odzyskanie wolności po 123 latach zaborów. Co ma ten fakt wspólnego z wywrzaskiwanymi hasłami o: „Białej Europie”, „Polsce dla Polaków” i „Precz z imigrantami”? Co na święcie Polaków robią neofaszyści czy skrajni radykałowie z Europy? Wszak nie mają nawet pojęcia, co wydarzyło się w Polsce w roku 1918. Chociaż… czy wiedzą coś o tym umięśnieni ponad przeciętną rodacy, którzy odpalają petardy i iluminują sobie umysły racami?
Subskrybuj