Setki tysięcy widzów zasiadały do oglądania teatru. W czasach widowiska „Kobra”, kabaretów: Starszych Panów, Olgi Lipińskiej widzów szacowano na miliony. Gorzej z oglądalnością przedstawień było za rządów Jacka Kurskiego. Brakowało w TVP gwiazd, wybitni aktorzy bojkotowali telewizję zjednoczonej prawicy.
W roku 2023, gdy szturmem odzyskano telewizję publiczną, jakby zapomniano o jej kulturalnej misji. Najważniejsza dla rządu, a właściwie Bartłomieja Sienkiewicza, była polityka, newsy i komentarze. Przez kilka miesięcy telewizyjny teatr był w głębokiej zapaści. Dopiero w maju 2024 roku, kiedy dyrekcję Teatru Telewizji objął Michał Kotański, pojawiła się iskierka nadziei, że scena teatralna w telewizji odżyje. Po wejściu Kotańskiego okazało się jednak, że król jest nagi. Teatr Telewizji pozbawiono pokoi do pracy, sal do prób i sprawności produkcyjnej. W redakcji zostało kilka osób. Trzeba było zaczynać niemal od nowa. Może nie tak siermiężnie jak 6 listopada 1953 roku w prowizorycznym studiu przy ul. Ratuszowej w Warszawie, gdzie sztuką „Okno w lesie” zainaugurowano działalność Teatru Telewizji w TVP. Zainteresowanie widzów od początku było bardzo duże. Nieliczni mogli wtedy przewidywać, że oto otwiera się największa, wielomilionowa widownia teatralna w Polsce, a może i w Europie. Dziś natomiast nie sposób zrozumieć, jak po siedemdziesięciu latach można było dopuścić do tego, by Teatr Telewizji opadł na dno.
Winnych nie ma, ale domyślać się można. Dno na szczęście okazało się twarde i umożliwiło nowej dyrekcji szybkie odbicie. Po sezonie 2024/2025 widać, że teatr nie tylko odbił się od dna, ale przeżywa odrodzenie i rozkwit. Wracają do TVP wybitni aktorzy, pojawiają się produkcje własne lub przeniesione z teatrów dramatycznych. Po dwudziestu latach przerwy wraca Wojciech Smarzowski, zapowiedział powrót Krzysztof Zanussi. Oglądalność wyraźnie wzrasta. Na przykład premierowy spektakl „Wizyta starszej pani” obejrzało 564 tys. widzów.
Na nowy sezon 2025/2026 dyrektor Kotański zapowiada 106 spektakli, w tym 45 premierowych i 61 powtórek. Czy powtórek nie za dużo? W ubiegły poniedziałek, 10 listopada, mieliśmy okazję odświeżyć pamięć, oglądając „Klub kawalerów” Bałuckiego w znakomitej obsadzie, z takimi tuzami jak Jerzy Stuhr, Janusz Gajos oraz Edyta Jungowska. Spektakl z 2001 roku, a więc lamus przepastny. Reżyseria Krystyny Jandy trąci myszką. Byłem ciekaw, jak widzowie odebrali te starocie. Zajrzałem do internetu, a tam peany i pełno pochwał. Wspaniały, doskonały, uśmiałem się jak… Na kilkadziesiąt opinii tylko dwie negatywne, i to łagodne, z zapytaniem, dlaczego takie starocie. Mnie zastanowiło, dlaczego po spektaklu zabrakło „Postscriptum”, tradycyjnej rozmowy z twórcami przedstawienia? Może zrezygnowano na rzecz prelekcji przed spektaklami, co byłoby rozsądne. Widz jest różnie przygotowany do oglądania teatru. Dawno temu, nie wszyscy może pamiętają, Stefan Treugutt, krytyk, historyk teatru, przed spektaklem Teatru Telewizji zapoznawał widzów z kanwą przedstawienia. W przypadku sztuk trudniejszych – i nie tylko – było to bardzo pożyteczne wprowadzenie. Pana Stefana nie ma już wśród nas, ale nie brakuje krytyków teatralnych, których można do tej roli zaprosić.