W chwili gdy sławny festiwal Marka Żydowicza definitywnie żegnał się z Bydgoszczą, jej prezydent – świadomy straty – w akcie urzędowej desperacji wystosował ponoć okólnik do podwładnych, aby bez zbędnej zwłoki wymyślili coś innego, na kształt Camerimage: wielką międzynarodową imprezę, której blask ogrzeje pnącą się ku kulturalnej wielkości Bydgoszcz. Oczywiście żadnego ersatzu nie wymyślono, bo niby jak i kto? To tak nie działa, ale tego władze nie wiedzą. To chciejstwo, a nie szukanie inspiracji gotowej do realizacji, zwykle nietaniej. Szczęśliwie nowe idee zaczęły powstawać poza magistratem.
Piąty już z kolei Old Film Festival jest tej alternatywy przykładem. Do tego bezkosztowym, bo miasto w nim nie partycypuje – wszak płacą za tę miejską imprezę prywatni sponsorzy. Przymiotnik alternatywny jest zresztą dla procesów kultury kluczowy. I naturalny zarazem, bowiem to zwykle w silnych ośrodkach kultury istnieje wartki odrębny nurt omijający główne koryto rzeki. Nie gorszy jakościowo, bywa że ciekawszy i odważniejszy, bo tworzony z determinacji i z osobistym oddaniem.
Subskrybuj