„Tłuszcz nas ratuje, nie zabija! Czy to prawda?”
Śladem naszych publikacji
Szanowni Państwo, W odpowiedzi na publikacje dotyczące margaryn („Tłuszcz nas ratuje, nie zabija! Czy to prawda?”, ANGORA nr 45 – przyp. red.), jako Flora Food Poland, producent produktów roślinnych, przedstawiamy kluczowe fakty:
• ProActiv, Flora, Rama, Kasia, Delma tak jak większość margaryn i tłuszczów roślinnych nie zawierają częściowo utwardzonych olejów roślinnych – nie ma w nich szkodliwych tłuszczów trans.
• Margaryny mogą być źródłem niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych m.in. omega-3 (olej rzepakowy, lniany), witamin A, D, E oraz steroli roślinnych, które obniżają poziom cholesterolu.
• Tłuszcze trans są obecne w produktach mlecznych, mięsie oraz powstają podczas obróbki w wysokiej temperaturze – nie można ich całkowicie wyeliminować z diety.
W nawale pseudonaukowych informacji upowszechnianych szczególnie w mediach społecznościowych namawiamy Czytelników i Dziennikarzy do korzystania z rzetelnych źródeł opartych na badaniach naukowych i wytycznych dotyczących żywienia:
• izomery.pzh.gov.pl – bazy zawartości izomerów trans w produktach spożywczych prowadzonej przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH
• dobretluszcze.pl – edukacyjnego portalu prowadzonego przez Polską Federację Producentów Żywności i Polskie Towarzystwo Dietetyki.
Szczególnej uwadze polecamy zapoznanie się ze stanowiskiem Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH oraz Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej, które opublikowały zalecenia dotyczące diety dla osób z nadciśnieniem tętniczym https://ncez.pzh. gov.pl/wp-content/uploads/2023/12/E-book-Zalecenia- zywieniowe-w-nadcisnieniu-tetniczym.pdf. Czytamy tam m.in.:
• Zaleca się spożywanie miękkiej margaryny 3 razy dziennie przez osoby z nadciśnieniem.
• Główne rekomendacje: zastępowanie tłuszczów nasyconych (zwierzęcych) tłuszczami nienasyconymi (roślinnymi), m.in. margaryną, olejami rzepakowym, lnianym, oliwą z oliwek.
• Tłuszcze roślinne oraz miękkie margaryny są cenionym źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych.
Flora Food Poland
Czwarta stolica Polski
Wyobraźmy sobie, że w Baranowie funkcjonuje CPK, a warszawskie lotnisko Chopina jest zamknięte. Wszystkie delegacje przedstawicieli innych państw lądują w Baranowie, a następnie jadą do Warszawy. Mija parę lat i grupa polskich decydentów podejmuje decyzję, by przenieść stolicę do Baranowa. I tak Baranów stanie się kolejną stolicą Polski. Zapobiegliwi politycy PiS, którzy wykupywali nieruchomości wokół Baranowa, będą zacierali ręce, ponieważ wartość ich nieruchomości pójdzie mocno w górę, i przytulą bardzo duże pieniądze. Pomysł z głównym lotniskiem w centrum kraju nie będzie korzystny dla 90 procent Polaków, ale za to zarobią właściwi ludzie na właściwych miejscach. I o to przecież chodzi. Polskie barany ze stolicą w Baranowie! Pozdrawiam z wyrazami szacunku i uznania. AGNIESZKA BARTEL
Harmider
Znowu mamy straszliwy harmider, bo wylazła, niczym d… z pokrzywy, kolejna (która to już z rzędu?) afera autorstwa PiS-owców. Tym razem to nie są bzdety za około 70 mln zł (wybory kopertowe), to już jest potężny wybuch matki wszystkich bomb. Ta afera rodzi szereg pytań. Pierwsze: w jakim trybie i w oparciu o jakie przepisy dokonano tak błyskawicznej transakcji, czy dla tego terenu był w dniu sprzedaży ważny plan zagospodarowania przestrzennego, na jakiej podstawie ustalono wartość działki? Ustawa o zbywaniu nieruchomości rolnych, jak i nieprzeznaczonych na cele nierolne ustala szczegółowo tryb sprzedaży nieruchomości Skarbu Państwa i samorządu terytorialnego; można to zrobić jedynie w drodze przetargu publicznego, z wyjątkami określonymi w tych ustawach.
Czy w tym przypadku nabywca takie uprawnienia posiadał? Jeśli faktycznie sprzedano nieruchomość na łapu-capu, bez zachowania trybu określonego w ustawach, to jest to kryminał, więc transakcję należy unieważnić, a pechowemu nabywcy wypłacić stosowne odszkodowanie. Następne pytanie: Dlaczego i na jakiej podstawie wydano pozwolenie na budowę, jeśli takowe było wydane CPK, skoro miejscowy plan zagospodarowania wskazywał, że są to tereny rolne? Widać jak na dłoni, że dokumentacja formalnoprawna dotycząca tak poważnej inwestycji była, delikatnie mówiąc, sporządzona na kolanie jeszcze za czasów zbawców narodu.
Obarczanie winą za ten bajzel rządu Pana Tuska, jak to obecnie robią zbawcy narodu, to wyjątkowa bezczelność; to jak zwalanie winy na garbatego, że ma proste dzieci. Ale mnie to akurat nie dziwi, bo oni tak mają, że jak rozrzucą na ulicy gnój, to zamiast posprzątać, stają na uszach, żeby kogoś nim upaprać, a już p. Tuska obowiązkowo. Obarczanie Premiera winą za całe zło tego świata to pisowska norma, a jeszcze dochodzą do tego, jakby inaczej!, Niemcy. Pan rzecznik zbawców narodu wymyślił, chyba w pijanym widzie, że nabywca przedmiotu afery finansował kampanię prezydencką p. Trzaskowskiego. Tyle tylko że zbawcy narodu najpierw przed kampanią napchali p. Prezesowi kupę na razie (teoretycznie) pieniędzy do kieszeni. Tu nie chodzi o kurzą pomięć dawców kasy, ale o stopień nienawiści do obecnej władzy, w której to nienawiści tak się zapiekli, że wpadli do szamba, które sami wykopali. R. PORĘBSKI
Ile pracy, a ile wolnego
Toczy się w Polsce dyskusja o czterodniowym tygodniu pracy, która szczególnie intensywnie toczy się od poniedziałku do czwartku, bo kto by sobie zawracał głowę tak poważnym tematem w piątek, gdy za chwilę zaczyna się weekend. Można powiedzieć, lekko złośliwie, że jeśli cztery dni w tygodniu mieliby pracować urzędnicy w administracji, to i tak nic złego z tego powodu się nie stanie, bo wszystko idzie tam tak wolno, że tego jednego dnia nikt nawet nie zauważy. A oszczędność na zużytym prądzie, wodzie i papierze toaletowym wyniesie – według prostego rachunku – dwadzieścia procent. Znany jest mi przypadek samorządu, który tak dostosowuje godziny pracy urzędników miejskich, by przypadały w jak największym stopniu w porze naturalnego oświetlenia. To trochę tak, jak uzasadniano kiedyś zmianę czasu z letniego na zimowy i odwrotnie. Kiedy po studiach wchodziłem na rynek pracy, wprowadzano właśnie wolne soboty. Bardzo wolno – najpierw dwie w roku, by po niemal dwudziestu latach dojść do sytuacji, że sobota stała się dniem wolnym od pracy.
Pamiętam mojego ówczesnego szefa, który – będąc przeciwnikiem dnia wolnego – mówił, że po wolnej sobocie i niedzieli trzeba będzie wprowadzić wolny poniedziałek, bo komu będzie się chciało pracować po dwóch dniach odpoczynku. Murarski poniedziałek ogarnie całą Polskę – mówił. Dziś też i ja stoję na stanowisku, że ze względu na sytuację demograficzną nie będziemy w stanie rozwiązać problemu braku pracowników, jeśli skrócimy tydzień pracy.
Nie chodzi o branże wytwórcze, gdzie automatyka i roboty są w stanie zastępować pracę ludzi, lecz o szeroko rozumiane usługi: od gastronomii, poprzez transport, aż do służby zdrowia. Już dziś wiele branż usługowych boryka się z problemami kadrowymi, jeśli zatrudnieni tam ludzie mieliby pracować krócej, sytuacja tylko się pogorszy. Wolny czas trzeba przecież jakoś zagospodarować. Trzeba zaproponować ludziom atrakcje turystyczne, transport, gastronomię, porządek i bezpieczeństwo.
W tych branżach AI raczej ludzi nie wyręczy. Nie możemy – i pewnie długo nie będziemy mogli – poprosić Chata GPT, by nam ugotował obiad lub choćby usmażył najprostszą jajecznicę. O pościeleniu hotelowego łóżka już nie wspominając. Polska była jednym z pierwszych krajów Europy, w których pracownikom zagwarantowano płatne urlopy. Dokładnie 16 maja 1922 roku uchwalono ustawę o urlopach dla pracowników zatrudnionych w przemyśle i handlu. Urlopy były wprawdzie krótsze niż dziś, bo zaledwie czternastodniowe, jednak było to rozwiązanie wręcz epokowe.
Może jednak skrócenie tygodnia pracy to szansa dla emerytów na przedłużenie aktywności lub nawet powrót do pracy na część etatu? Potrzebne byłyby w tym wypadku głębokie zmiany prawa pracy i rozwiązań podatkowych. Jako społeczeństwo byśmy pracowali dłużej, czyli więcej lat, za to przez mniejszą liczbę dni w tygodniu. To jest jakieś rozwiązanie. ARTUR BUKAJ
Recepta na szczęście
Witam! Wiem, że to niepoprawne przywitanie, ale akceptowane, więc niech tak zostanie. Jestem szczęśliwym człowiekiem! Jak często słyszycie Państwo, wierni czytelnicy ANGORY, to wyznanie? (Kochanie, wybacz mi, ale tym razem nie chodzi o Ciebie!) Jeżeli Państwo pozwolicie, chciałbym Państwu sprzedać przepis na szczęśliwe życie…
Twierdzicie, że w dzisiejszych czasach to niemożliwe? Udowodnię, że jednak można. Najpierw jednak sprostuję swój wcześniejszy wywód. Ja ten przepis na szczęście daję Państwu za darmo! Mam świadomość tego, że najczęściej takie dyrdymały wciskają naiwniakom wszelkiej maści wróżki i wróżbici, a ja nie jestem wróżbitą ani wróżką. Moja oferta to mój osobisty projekt, na razie nieopatentowany, ale… kto wie?
Moje szczęście polega na tym, że od 1 czerwca bieżącego roku ani razu, daję słowo harcerza (tego starego), nie oglądałem żadnych: „Faktów”, „Wiadomości”, TVN24, Polsatu, broń Boże Republiki i wszelkich tego rodzaju programów! Jestem bardzo szczęśliwy! Kiedyś znakomita piosenkarka, moja Żona kocha ją bardziej niż mnie (żarcik!), śpiewała: „…Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba będzie stracić…”. No i, niestety, obawiam się, że niebawem utracę swoje szczęśliwe dni, a przynajmniej moje o nich wyobrażenie. Sorry! Jak zwykle powtarzam: zero polityki, w moich z serca płynących wyznaniach. Emocje jednak biorą górę. Z kolei inny fantastyczny człowiek, śpiewał: „…Miałem piękny sen, naprawdę piękny sen… (sen o Victorii – hymn o wolności)”.
Ja również miałem sen. Czy on był równie piękny? Oceńcie, Państwo, sami. Otóż przyśniło mi się raz wieczorem… I w tym śnie wyobraziłem sobie, że zbliża się nasze Święto Niepodległości. Święto, o którym ja, jako ten, któremu do setki zostało 30 lat, marzyłem od zawsze. Ja, który ciemiężony, niszczony, gnojony – nigdy nie uległem naciskom i presjom, nigdy nie dałem się wciągnąć w niszczycielskie partyjne struktury, teraz, zamiast się cieszyć… drżę! Dlaczego? Widzę to bardzo dokładnie – formuje się pochód, pochód dla Niepodległej.
Widzę radujących się Polaków, moich braci i siostry. Widzę ich dzieci noszone przez ojców na ramionach (tak kiedyś mój Ojciec nosił mnie na pochodach pierwszomajowych, choć już jako dziecko tego nienawidziłem). Poddaję się doniosłości tego święta… I nagle widzę czoło tego pochodu, który prowadzi nasz prezydent (tylko małą literą!), oczywiście nie mój, tak jak co najmniej 10 milionów mnie podobnych. Dumny, ze swoim charakterystycznym uśmiechem, między zębami kolejna już dzisiaj saszetka tytoniu, w prawej ręce maczeta, w lewej kij bejsbolowy, na dłoniach rękawice – chociaż z tego, co wiemy, on woli na gołe pięści, na przedramieniu opaska z wrażym symbolem. Przed nim baner niesiony przez roznegliżowane panienki z uwielbieniem w oczach, a na nim napis: FURIOZA – POLSKA DLA POLAKÓW! Czy to na pewno sen? List ten dedykuję wszystkim tym, którym słoma wychodzi z butów. Wszystkim tym ze wschodu i z zachodu, z południa i z północy, wszystkim tym, dzięki którym nasza Wielka Rzeczpospolita chyli się ku upadkowi.
Dziękuję Wam, rodacy, jesteście naprawdę wielcy! Wasze dzieci i wnuki bez wątpienia Wam za to podziękują. A myślenie naprawdę nie boli. Wystarczy trochę się zastanowić. Waszym (nie moim!) prezydentem jest człowiek, który nie rozliczył się z czynów uznawanych za przestępcze. To kim jesteście Wy, którzy głosowaliście na tego człowieka, a tym samym na jego czyny (…)? Oficjalnie oskarżam prezydenta Przenajświętszej RP o: udział w ustawkach – gdzie ginęli ludzie (chuligan to też człowiek), zabór mienia (mieszkanie/a), rasizm, zmuszanie do określonego zachowania, oszustwo i kilka innych, o których było głośno, ale… przestało. Celowo nie podaję konkretnych paragrafów, by zmusić wyborców prezydenta do znalezienia, przeczytania i przeanalizowania wykładni obowiązującego w RP prawa karnego.
Czy to zrobią? Śmiem wątpić. Ale wybór należy do nich! Wszyscy moi rodacy za choćby jedno z tych przestępstw spędziliby lata w więzieniu. Wiem, że ten mój głos nic nie znaczy, że to głos wołającego na puszczy, ale jeżeli nie ja, nie my – to kto? Zresztą – za mało mi zostało, żeby się bać! Pozdrawiając wszystkich normalnych czytelników ANGORY, przepraszam tych, których niechcący obraziłem. Nie miałem takiego zamiaru i nie taki jest cel mego listu. Gdybym był młodszy albo gdybym nie musiał żyć ze skromnej emerytury, to, proszę mi wierzyć, że zaraz dziś, jutro wyjeżdżam z naszego kraju, który kocham ponad życie, i nigdy więcej tutaj nie wracam.
Mógłbym żyć nawet w kamperze, na który niestety nas nie stać. I jeszcze jedną rzecz mogę obiecać. Żyjąc, hipotetycznie, gdzieś tam w świecie, nigdy nie wezmę udziału w wyborach. Uważam bowiem, że ktoś, kto opuścił nasz kraj, nie ma żadnego prawa decydowania o losach jego prawowitych mieszkańców. Koniec i kropka! Ostatnia obietnica – ANGORA zawsze będzie ze mną! I na koniec złota myśl, oczywiście nie moja: „Zapomnijmy o inwazji zombie – ona nigdy nie nastąpi. Martwmy się o inwazję idiotów – ona już trwa!”. Gorąco pozdrawiam. ZBYSZEK z Cieszyna
Głupota i tchórzostwo
…to cechy w UE bezdenne. Rozumiem Trumpa; to arcynarcyz bez wiedzy chcący być Putinem USA. Ale Europa? Wystarczy sięgnąć do lat 1933 – 1939 i albo Rosja Putina poniesie klęskę i wróci do granic z 31.12.2013 r., albo „Monachium II” i trzecia wojna światowa. Nie po to Putin stał się kacykiem, by nie mieć „sukcesów”. A jako „urażony” przez Ukraińców zbrodniarz nie odpuści także Polsce i republikom nadbałtyckim. Czytam: „NATO pod presją Rosji”. NIE.
Tą presją są: złudne poczucie pokoju, nierozumienie sytuacji, braki umysłowe polityków UE, zapatrzenie się na USA, branie rosyjskich akcji za groźby i wreszcie polityczno-propagandowe lenistwo: „Nie drażnić ludzi, bo «źle» zagłosują”. Właśnie ten strach przed utratą władzy nie pozwala strącać rosyjskich dronów i mówić ludziom: Albo współfinansujemy zwycięstwo Ukrainy, albo realna wojna wraz ze śmiercią cywili przyjdzie do nas. I kolejny, niepozbawiony prawdy wariant: Trump będzie z Putinem, USA przez „rządy” Trumpa będą niezdolne działać, ataki mogą kryć wykrwawianie się Rosji (duże, bogate w minerały, ale biedne państwo). Realnie – wspomagajmy małych napadniętych przez bandytów. Pyta ktoś: Gdzie Krym, a gdzie Paryż? Bardzo blisko! Tylko tak obronimy siebie. Unię stać na to (…).
W IV RP tzw. prawdziwi Polacy, „chłopcy” od Bąkiewicza (który walczy z Unią, biorąc od niej miliony) i inni napakowani patrioci o małym rozumku ryczą: Zostawić Ukrainę Rosji! Trochę wspomaga ich eksszef gdańskich „kibiców”, żałując pieniędzy na 800+ i na opiekę medyczną dla części Ukraińców w Polsce, z których gros legalnie pracuje i płaci podatki do polskiego budżetu.
Nic dziwnego – dla niego historia to „precz z komuną”, a geografia określa, gdzie siedziała opozycja i gdzie stoją pałace biskupów rzymskich. Ci „prawdziwi Polacy” zachowują się i „myślą” jak Francja i Londyn w 1939 r. Polacy dawali krew, czas i doświadczenie, a Londyn i Paryż „myślały”, jak wyjść z wojny w jakiejś tam dalekiej Polsce, co nie chciała oddać Rzeszy Gdańska. Niestety, od czerwca tego roku częściowo robimy to samo. Pan Nawrocki żałuje Ukraińcom złotówek, a oni dają POLSCE: krew i życie.
Póki to robią nad Dnieprem, to Polska jest bezpieczna. Jak padną, bo Unia nie pomoże (dziś nie liczę na USA), to Putin będzie nad Bugiem od Niemna do Karpat. I co wtedy, „geniusze”, gdy w RFN będzie rządził AfD, w Paryżu Le Pen, na południu Orbán, Fico, w W.B. „Mosley”, a Trump będzie dyktatorem USA? Dziś macie jeszcze wybór. Możliwe wzory to: Daladier, Chamberlain, gen. Gamelin, Bonnet, Halifax, J. Kennedy, W. Churchill i F.D. Roosevelt. A skutkiem upadku Ukrainy będzie wasalizacja Polski przez Rosję, czyli „PRL 2”. I w dużej mierze będzie to wina „prawdziwych Polaków”. Bo na powstanie PRL „żadni Polacy” nie mieli najmniejszego wpływu. PIOTR
Analogie aż krzyczą!
Piszę ten tekst przed ewentualnym spotkaniem Trumpa z Putinem w Budapeszcie, a dlatego ewentualnym, ponieważ znając już kaprysy nie tylko Trumpa, ale i jego całej administracji, łącznie z rzeczniczką prasową, spotkanie może być albo przesunięte w czasie, albo wręcz do niego nie dojdzie na życzenie Putina (…). Dzisiejszy czas można porównać do lat 1936 – 1938, bo analogie aż krzyczą. Wtedy też nikt nie mówił, że trzeba się jednoczyć, by zniszczyć reżim Hitlera. Decydenci mieli nadzieję, że jak Hitlerowi coś się jeszcze da, lub pójdzie na jakieś ustępstwa, to się uspokoi. Mówili, że przecież Niemcy są takie duże, ludzie sami go wybrali, to po co nam się wtrącać i niszczyć? Czym to się skończyło? Wiemy.
Dzisiaj Putina nawet nie trzeba prowokować. Jak będzie chciał uderzyć, to zrobi to, kiedy zechce i na kogo zechce – dzięki Trumpowi. A jakie są dzisiaj słabości Europy i analogie z tamtych lat? W bardzo wielu krajach Europy jest już coraz trudniej przekonywać wyborców, że trzeba walczyć o instytucje międzynarodowe, inwestować w obronę (np. Hiszpania), nie wspominając o przestrzeganiu praw człowieka i jak u nas praworządności. No bo z kim? Z Meloni we Włoszech, do której Trump aż się ślini? Z Nawrockim u nas namaszczonym przez Kaczyńskiego? Z AfD w Niemczech? Z Le Pen we Francji? Z Fico na Słowacji? Niestety.
Stąpamy w Europie po śladach poprzedników z lat 30. ubiegłego wieku. Nie ma jedności. Deklaracje poszczególnych polityków, mniej znaczących, enigmatyczne zapewnienia ważniejszych o spójności nie dają nic. Jeżeli wszyscy się zbiorą i powiedzą, że putinowska Rosja to zło, a przy okazji zniszczą każdy, powtarzam KAŻDY obiekt, który przekroczy granicę powietrzną, morską i lądową członka NATO, to Putin dopiero wtedy może się zastanowić, czy warto – bo wojna w Ukrainie jest też naszą wojną. Z poważaniem JAN