Wystarczy spojrzeć na ścieżki rowerowe w miastach. Na tym samym odcinku drogi zderzają się dwa światy. Po jednej stronie posiadacze graveli za kilkanaście tysięcy złotych, ubrani w aerodynamiczne kombinezony, wyposażeni w nowoczesne nawigacje i tempomaty. Po drugiej – jeżdżący w dżinsach lub dresach cykliści, których głównym celem wydaje się po prostu unikanie korków.
I jedni, i drudzy uprawiają sport, ale dzieli ich przepaść, co ci pierwsi oznajmiają strojem oraz sprzętem. To nie tylko czysty snobizm. – W wielu środowiskach sport przestał być po prostu aktywnością fizyczną – mówi socjolog dr hab. Tomasz Sobierajski. – Stał się formą komunikatu, sygnału wysyłanego do otoczenia: jestem zdrowy, sprawny, zdyscyplinowany, można mi zaufać i na mnie polegać (…). Uprawiając określone dyscypliny, chodząc w konkretne miejsca czy uczestnicząc w wybranych wydarzeniach, buduję sieć kontaktów i umacniam swoją pozycję w grupie.
Jakie zatem dyscypliny preferują ci, którzy mienią się elitą lub aspirują do tej grupy? Jak wynika z analiz Natalii Organisty i Michała Lenartowicza z warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, najbogatsi zwykle uprawiają sporty indywidualne. Najczęściej tenis, narciarstwo zjazdowe i żeglarstwo, czyli aktywności wymagające zasobnego portfela. Ich zainteresowaniem cieszą się również biegi, fitness i pływanie. Klasa średnia woli dyscypliny zespołowe – piłkę nożną, dżudo, piłkę ręczną.
Co ciekawe, o ile zdarzało się, że kilka dyscyplin „przypisanych” do klasy wyższej uprawiała pewna część dorosłych z klasy średniej, to zjawiska tego nie zaobserwowano już w drugą stronę. Nic dziwnego, zamożni nie chcą się utożsamiać ze średniakami, a średniaków pociąga wyższy status. Klasowy wymiar sportu nie jest wynalazkiem naszych czasów. Podobnie było w przeszłości, gdy sport zarezerwowany był dla arystokracji i wyższych sfer. Tworzył przestrzeń budowania dystansu między zamożnymi a biedniejszymi i wyraźnie zaznaczał granice klasowe. – Sport wymaga czasu, a czas we współczesnym świecie stał się luksusem – zauważa Tomasz Sobierajski. – Sam fakt, że mogę pozwolić sobie na regularne treningi, jest więc sygnałem wysyłanym do otoczenia: mam ten komfort, by dbać o siebie, bo posiadam środki i przestrzeń na rozwój.