Nie wiedziałam, że zaprasza mnie do swego prywatnego apartamentu, wychodzącego na Sekwanę i Wyspę Świętego Ludwika. Kiedy nacisnęłam przycisk domofonu, odpowiedział mi jej charakterystyczny, zachrypnięty głos. Wjechałam windą na piętro i wtedy CC – sława europejskiego kina – osobiście otworzyła mi drzwi. Miała na sobie, dobrze to pamiętam, szerokie jedwabne spodnie i kakaową bluzeczkę z dzianiny, do niej misternie zamotany, jedwabny szal. Jej legendarne tygrysie oczy skrywały okulary od Cartiera o przydymionych, niebieskich szkłach. Była piękna, wciąż piękna, mimo że skończyła 75 lat. Piłyśmy herbatę z filiżanek z Toskanii w salonie utrzymanym w odcieniach jasnej zieleni i żółci, z kopią renesansowych fresków na ścianach. – Pragnęłam czuć się tu jak w Italii – zaśmiała się La Cardinale swym gardłowym głosem.
Subskrybuj