R E K L A M A
R E K L A M A

Kafle nie lubią pośpiechu. Tradycja ręcznej produkcji w nowoczesnych czasach

Ceramika Kornak z Mszczonowa to jeden z niewielu producentów kafli piecowych. Tak jak przed wiekami większość prac wykonuje się ręcznie, chociaż w zakładzie nie brakuje także nowoczesnego wyposażenia. 

Produkcja kafli wymaga czasu i trwa aż pięć tygodni. Najtańsze piece kosztują około 20 tysięcy złotych, najdroższe ponad 100 tysięcy /Fot. archiwum firmy

Rzemiosło w naszym kraju z roku na rok ma się coraz gorzej. Wykruszają się tradycyjne zawody. Te, które jeszcze utrzymują się na rynku, to zazwyczaj firmy działające od kilku pokoleń. Kaflarnia Kornak z Mszczonowa jest jedną z niewielu, która produkcją kafli zajęła się stosunkowo niedawno. 

– W PRL-u mój dziadek Marian Kornak, warszawiak z dziada pradziada, wyjechał za chlebem za granicę – mówi Jakub Kornak, właściciel firmy. – Gdy wrócił w latach 80., zastanawiał się, w co zainwestować zarobione pieniądze. W 1987 r. znajomy poradził mu, żeby uruchomił odlewnię żeliwa, a przede wszystkim produkcję żeliwnych grzejników, żeberkowych kaloryferów. Interes szedł dobrze i miał przed sobą przyszłość. Dlatego mój ojciec Maciej skończył technikum odlewnicze. W Polsce w bogatszych domach były wówczas modne kominki otwarte, gdy na Zachodzie coraz większą popularnością cieszyły się wkłady kominkowe. I jako pierwsi w kraju uruchomiliśmy taką produkcję. Prócz tego robiliśmy także piecyki typu koza oraz galanterię żeliwną, taką jak ogrodowe ławki czy stoliki. Konkurencja z roku na rok była jednak coraz mocniejsza. Żeby zdobyć nowych klientów, ojciec postanowił produkować proste piece kaflowe w żeliwnej ramie. Niestety, nie mogliśmy znaleźć kaflarni, która robiłaby dla nas te kafle. Postanowiliśmy więc produkować je sami z pomocą ceramika, który miał odpowiednie doświadczenie. Niestety, po trzech latach spółka z tym panem nie przetrwała. Cały sprzęt, wzory, formy, receptury szkliw pozostały w rękach mego ojca, który nie miał żadnej wiedzy dotyczącej produkcji kafli. Był rok 2010, właśnie skończyłem filologię szwedzką na Uniwersytecie Gdańskim i ojciec złożył mi propozycję: albo sprzeda firmę poniżej jej rzeczywistej wartości, albo… nauczę się tej technologii.

Nie święci kafle lepią

Pod Mszczonowem, przy trasie Łódź – Warszawa w Kornakowie kupili działkę i zatrudnili doświadczonego ceramika. Okazało się jednak, że to nie był fachowiec specjalizujący się w kaflach szamotowych. 

Ceramik i pan Jakub uczyli się więc wspólnie, głównie metodą prób i błędów, przy czym błędów było bardzo dużo. Jednak już po pół roku w firmie wypalano kafle na przyzwoitym poziomie. Dziś jej wyroby należą do najlepszych na rynku. 

– Pamiętam, jak w pierwszych latach dostaliśmy duże zamówienie na kafle wielkoformatowe, które były wówczas bardzo popularne w Austrii i Niemczech. Żeby było jeszcze trudniej, kafle miały być dwukolorowe. Chociaż wydawało nam się, że wiemy, jak to zrobić, niemal na każdym etapie produkcji ponosiliśmy porażkę i musieliśmy zaczynać od nowa, a czas upływał. Ostatecznie efekt przeszedł nasze oczekiwania, a klient był bardzo zadowolony. 

Produkcja kafli szamotowych niewiele zmieniła się od stuleci. Do dyspozycji rzemieślników są nowoczesne piece elektryczne lub gazowe, spełniające normy bezpieczeństwa farby, ale tak jak dawniej niemal wszystko opiera się na pracy ręcznej. 

Podstawowym surowcem jest oczywiście glina. Dawniej często zakładano kaflarnie tam, gdzie były jej złoża, teraz zamawia się ją w hurtowniach. Właściciel kupuje ją w Niemczech. Pierwszy etap produkcji polega na połączeniu gliny z mielonym, drobnoziarnistym szamotem, materiałem ceramicznym bardzo odpornym na wysoką temperaturę. 

Tradycyjne kafle można wytwarzać metodą wyciskania, lepienia albo – jak w Mszczonowie – odlewania. W tej metodzie glinę z szamotem doprowadza się do stanu płynnego o konsystencji gęstej śmietany. Taką mieszanką zalewa się gipsowe, ręcznie wykonane formy. Po kilkunastu godzinach, gdy gips odciągnie wodę i glina z płynnej zmienia się w plastyczną, można zająć się obróbką kafli. Wszystkie te czynności wykonywane są ręcznie. 

– Przy ręcznej produkcji kafle mogą trochę różnić się od siebie. Cała trudność polega na tym, żeby tych różnic nie było, gdyż piece budowane są bez fug i wszystko byłoby bardzo widoczne – wyjaśnia właściciel. 

Jak mówi pan Jakub, kafle nie lubią pośpiechu, dlatego po wyjęciu ich z formy muszą wysychać przez trzy tygodnie, żeby w powolnym cyklu oddały jak najwięcej wilgoci. 

Dopiero wówczas trafiają do elektrycznego pieca, gdzie przez 20 godzin są wypalane w temperaturze 1050 stopni. Potem, żeby uniknąć szoku termicznego, przez trzy doby stygną w piecu. 

Po wypaleniu przychodzi kolej na szkliwienie. Kafle pokrywane są szkliwem (masą, której podstawowym składnikiem jest piasek oraz różne tlenki odpowiadające za połysk, przejrzystość lub matowość, która jest wytwarzana według własnej receptury). 

Potem kafle po raz drugi trafiają do pieca. To drugie wypalanie zazwyczaj odbywa się w nieco niższej temperaturze. 

W ofercie zakładu jest około 30 kolorów i odcieni. Czasem klienci przynoszą swoje próbki kolorów, ale wyprodukowanie kafli w takich kolorach jest trudne i obarczone większym ryzykiem niż w przypadku własnych barw, których receptura jest znana i sprawdzona. 

Malowane złotem 

Niektóre kafle są ręcznie malowane przez współpracującą z firmą malarkę, która, jak zapewnia pan Jakub, jest w stanie namalować wszystko, nawet portret właściciela, chociaż do tej pory nie było takiego zlecenia. Najpopularniejsze są motywy myśliwskie albo sielskie scenki związane ze żniwami. Niektóre kafle są nawet malowane płynnym złotem. 

Zakład ma ponad 250 rodzajów kafli (ozdobne, środkowe, połówkowe, narożne, łukowe, półki, cokoły, elipsy, wielkoformatowe), gdy więc pomnożymy je przez liczbę kolorów, otrzymamy tysiące tzw. pozycji asortymentowych. Najtańszy kafel środkowy o wymiarach 22 na 22 cm kosztuje 70 zł. Najdroższe są bardzo ozdobne korony piecowe. Ich standardowe wymiary to 100 na 50 centymetrów. Cena około tysiąca złotych. 

Wyprodukowanie kafli to dopiero początek. Budowaniem pieców zajmują się zdunowie. Kaflarnia współpracuje z blisko 50 rzemieślnikami w kilku województwach. Proste, niewielkie piece kosztują około 20 tys. zł. Najdroższe, ozdobne, wysokie na prawie trzy metry to już wydatek około 100 tys. zł. Przy takich cenach większość klientów to osoby o wysokich dochodach. Są wśród nich także postacie z show-biznesu, przedsiębiorcy, ludzie wolnych zawodów i menedżerowie korporacji. 

Właściciel jest szczególnie dumny ze ściany obłożonej płytkami ceramicznymi symbolizującymi ofiary Holocaustu, która znajduje się w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. 

Największym zleceniem firmy było odtworzenie 13 pieców w dawnym pałacu Zamoyskich w Kozłówce. 

Mogłoby się wydawać, że restrykcyjne przepisy ekologiczne sprawią, iż dni klasycznych pieców opalanych drewnem są policzone. Ale do tej pory taki zakaz obowiązuje tylko w Krakowie i na niektórych terenach województwa mazowieckiego. To oczywisty idiotyzm, gdyż w drogich piecach, które są dziełami rzemieślniczej sztuki, spalane jest tylko dobre drewno, które nikomu i niczemu nie szkodzi. Jednak po założeniu regulatorów ciągu kominowego i zastosowaniu innych ekologicznych rozwiązań nawet najbardziej restrykcyjne normy będą przestrzegane. Dlatego Jakub Kornak jest pewny, że kaflarstwo ma przyszłość. 

2025-09-18

Krzysztof Tomaszewski