Jakkolwiek by patrzeć, Świrski staje przed TS już od roku – tyle czasu słyszę i czytam, że Świrski już staje, ma stanąć, zaraz stanie. Ale gdyby do tego doszło, to – według Świrskiego – będzie oznaczać paraliż działań KRRiT. Wreszcie może okaże się w praktyce, że jest to ciało całkowicie zbędne, totalnie upolitycznione, wielokrotnie zapewniające ciepłe posadki partyjnym spadochroniarzom. Tu nie potrzeba żadnej nowelizacji ustawy, tu trzeba likwidacji KRRiT, starą ustawę o radiofonii i telewizji wyrzucić do kosza, a nową napisać od początku. Nie można naprawić tego, co jest nienaprawialne, tym bardziej że ludzie odpowiedzialni za ład mediów publicznych w Polsce są niereformowalni. I dotyczy to zarówno polityków obecnej koalicji rządzącej, jak i polityków opozycji.
Ile to już lat słyszę, rozmawiam o tym i piszę, że w Polsce nie ma prawdziwie publicznych mediów. W książce „Hejtem po oczach” dwa lata temu tak pisałem o pisowskiej telewizji: „Propagandowy styl, polityczna zależność, agitacja zamiast prawdziwego dziennikarstwa to cechy Wiadomości TVP”. Dziś mógłbym to samo napisać o TV Republika, a chyba niewiele bym się pomylił, gdybym zrobił „kopiuj wklej” i zmienił nazwę programu informacyjnego TVP. Oczywiście nie jest to ten stopień nienawiści, hejtu, agresji i dyskryminacji, który widzieliśmy w tamtej telewizji, ale nadal pozostało przekonanie, że TVP musi pozostać w rękach rządu. A propos, to TVP jest w pewnym stopniu współodpowiedzialna za porażkę wyborczą Rafała Trzaskowskiego jako współorganizatorka przełomowej debaty w Końskich, po której role się odwróciły. Czy nie dociera do kolejnych politycznych nadzorców TVP, że nie jest prawdziwy slogan „kto ma telewizję, ten wygrywa wybory”? Ostatnie dwie kampanie świadczą o tym, że ta zasada się nie sprawdza. Może więc już pora najwyższa, żeby oddać media publiczne społeczeństwu. A ono jest podzielone, czy się nam to podoba, czy nie.
Do kolejnych wyborów zostały dwa lata, jest jeszcze czas, ale trzeba się spieszyć, żeby zostawić coś po sobie. Ten rząd, ta koalicja ma szanse, żeby zostawić po sobie publiczną telewizję. Taką, której nie złamie kolejny rząd, bo zostaną w jej funkcjonowanie wpisane mechanizmy uniemożliwiające upolitycznienie. Ale żeby to się stało, to trzeba ludzi z otwartymi umysłami, którzy potrafiliby zrezygnować z politycznej kontroli nad mediami publicznymi. Czy tacy są? Wątpię, kiedy obserwuję tańce wokół KRRiT, wokół Rady Mediów Narodowych i indolencję towarzyszącą osądzaniu pisowskich satrapów. Kilka tygodni temu megapropagandzista PiS Jacek Kurski powiedział, że wróci do TVP. Dla wielu zabrzmiało to jak ponury żart, dla innych, także wielu, jak groźne memento. Kurskiego nie należy lekceważyć, ale – jeszcze raz to napiszę – trzeba stworzyć takie mechanizmy, żeby powroty do telewizji publicznej politycznych politruków były niemożliwe.
Nowa ustawa o mediach publicznych przygotowywana jest od wielu lat; miała być przedstawiona wiosną zeszłego roku, potem jesienią, potem wiosną tego roku i co? Kiedy byłem małym chłopcem, na to pytanie odpowiadało się: nico! Dziś to duzi chłopcy z Ministerstwa Kultury mówią nam nico, bo już rok konsultują ustawę i końca nie widać, a ustawa miała być gotowa do końca 2024 r. Naprawdę niczego jeszcze nie zrozumieliście? No to czekajcie nadal, aż Jacek Kurski jeszcze raz wytłumaczy, czym są media publiczne. Jeśli jeszcze nie wiecie…