Prym wśród naszych teatrów muzycznych od ponad trzydziestu lat niezmiennie wiedzie warszawska Roma. To za sprawą dyrektora Wojciecha Kępczyńskiego (75 l.) trafiają na tutejszą scenę najlepsze światowe musicale w polskiej wersji. Najnowsza produkcja to „Wicked” – show, który z powodzeniem jest wystawiany za oceanem od 2003 roku. Spektakl zdobywał nagrody krytyków i co najważniejsze wciąż cieszy się uznaniem widzów. Londyńska wersja „Wicked”, opowieści o przyjaźni dobrej i złej czarownicy, jest wystawiana na West Endzie od 2006 roku. I w Londynie, i w Nowym Jorku bilety na „Wicked” wyprzedają się błyskawicznie. Teraz wreszcie o magii tego musicalu mogą przekonać się polscy widzowie. Premiera ściągnęła do Romy wiele osób związanych ze sceną muzyczną, ale musimy zacząć tę listę od gości honorowych. Do Warszawy przyjechali bowiem amerykańska dramatopisarka, autorka libretta Winnie Holzman (70 l.), oraz Stephen Schwartz (78 l.), kompozytor musicalu i autor tekstów piosenek. Natalii Kukulskiej (49 l.) towarzyszyła nastoletnia córka Anna Dąbrówka (19 l.). Ależ ten czas pędzi, to już dorosła dziewczyna z własnymi muzycznymi ambicjami, która po sławnej babci Annie Jantar odziedziczyła nie tylko imię, ale też urodę i – jak mówią niektórzy – również talent wokalny.
Na castingi do polskiej wersji „Wicked” stawiło się sześciuset chętnych. To w Teatrze Roma już norma: wykonawcy wiedzą, że ta scena jest wylęgarnią talentów i gwiazd. Dyrektor Kępczyński mówi, że zdołał z tego tłumu ambitnych młodych ludzi stworzyć „zespół marzeń”. Jak owi wchodzący w teatralno-wokalne życie wykonawcy poradzili sobie na premierowym spektaklu? Przyszły to sprawdzić piosenkarki Majka Jeżowska (64 l.) i Mery Spolsky (31 l.). Wśród widowni nie zabrakło Łukasza Zagrobelnego (49 l.) – artysta, który ma na koncie kilka docenionych przez słuchaczy przebojów, od dwudziestu lat jest związany z Teatrem Roma, ale też z innymi placówkami muzycznymi w Polsce. Obecnie można go oglądać w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Zagrobelnemu towarzyszyła na premierze Ewelina Flinta (45 l.), która karierę zaczynała w telewizyjnym „Idolu”, a niedawno po dłuższej przerwie nagrała wreszcie nową płytę.
Musicale w Romie są zawsze przygotowywane z rozmachem i wyobraźnią. Nie inaczej jest i teraz. Imponująca scenografia, kostiumy, wreszcie charakteryzacja. Oczywiście, fantastyczne głosy. Stali bywalcy warszawskiego teatru pamiętają choćby żyrandol „spadający” na głowy widzów w „Upiorze w operze” oraz znakomitą inscenizację „Kotów”. Roma jedyna w Polsce gra w tak zwanym systemie broadwayowskim: to znaczy, że na afiszu jest w danym momencie tylko jeden tytuł, grany siedem razy w tygodniu, tak długo jak widownia chce go oglądać. Nie wszyscy twórcy musicali w naszym kraju mają takie możliwości, w tym hojnych sponsorów, którzy są w stanie udźwignąć koszty efektownego spektaklu. Niektóre muszą być robione znacznie skromniejszymi środkami, ale to nie znaczy, że widzowie ich nie cenią i że dostają gorszy produkt. Musicale pojawiają się regularnie na warszawskiej Scenie Relax w centrum miasta. Kiedyś było tam popularne kino z widownią dla sześciuset osób, które premierowo grało filmowe przeboje – krajowe i zagraniczne. Nie przetrwało konkurencji z multipleksami, ale po latach posuchy miejsce od jakiegoś czasu z powodzeniem służy aktorom.
Jedna z najpopularniejszych produkcji Sceny Relax to obecnie – śmiało i bez przesady można go nazwać kultowym – musical „Grease”. Amerykańska filmowa wersja z roztańczonymi Johnem Travoltą (71 l.) i nieżyjącą już Olivią Newton-John była hitem końca lat siedemdziesiątych. Wszyscy chcieli tak wyglądać i tak tańczyć jak ta niezapomniana para. Do warszawskiej obsady dołączył niedawno Chris Cugowski (26 l.). Najmłodszy syn znanego wokalisty, lidera Budki Suflera Krzysztofa Cugowskiego (74 l.), wciela się w postać jednego z kolegów Danny’ego, głównego bohatera. Krzysztof junior używa angielskiej nazwy swojego imienia nie ze snobizmu i nie przez przypadek. Młody aktor i wokalista robi od paru lat karierę w Wielkiej Brytanii: wystąpił tam między innymi w popularnym serialu „Bridgertonowie”, który i w Polsce ma rzeszę fanów. Chris odziedziczył po znanym ojcu talent muzyczny i to coś, co niektórzy nazywają charyzmą, która sprawia, że gdy wychodzi na scenę, nawet w tłumie innych artystów, to nie sposób go nie zauważyć. Ma urodę, łobuzerski wdzięk i swobodę, rodzaj artystycznej bezczelności: „Wiem, że jestem dobry i zaraz wam to pokażę”. Warszawska wersja „Grease” cieszy się sporym powodzeniem. Nie jest łatwo zdobyć bilety, ale komu marzy się dwuipółgodzinna podróż w czasie ze znanymi piosenkami w polskiej wersji językowej, powinien spróbować stanąć w kolejce do kasy. Młody i ambitny warszawski zespół, jak to mówi młodzież, „daje radę”.