Od polityków złapanych na kłamstwie słyszymy, że jest dokładnie odwrotnie i to media manipulują swoimi widzami i czytelnikami w celu zwiększenia zasięgów.
Nie brakuje też ostrzeżeń o tym, że najwięcej pułapek i oszustw czeka na nas w internecie, gdzie już praktycznie nikt nie jest tym, za kogo się podaje, bo każdy dla taniego poklasku stara się prężyć medialne muskuły, gdy w rzeczywistości jest czymś w rodzaju przebitej życiowej opony albo flakiem po starej kaszance.
Do tego dochodzą słynne manipulacje telefoniczne, w których sprytni oszuści udają miłego pana z banku, groźnego policjanta lub słodkiego wnuczka czy zapłakaną córeczkę, która rozbiła auto.
Dzięki sztucznej inteligencji żyjemy w świecie, w którym szczerbaty może reklamować pastę do zębów, a niepełnosprawny na wózku brać udział w skokach narciarskich. O ile nauczyliśmy się już reklam i wszelkich promocji nie brać zbyt serio, o tyle ciągle dajemy się nabierać na wszelkie „okazje”, jakimi zaskakuje nas życie.
Najlepsza manipulacja to ta dyskretna i niewidoczna. Prymitywnej propagandzie ulegają najgłupsi, ale na tę zakamuflowaną, inteligentną i delikatną dają się nabrać nawet najtęższe głowy. Sztukę wysublimowanej manipulacji posiadły kobiety. Jako istoty pozornie słabe przez wieki kształtowały swój charakter i szlifowały kobiecą intuicję, by stać się mistrzyniami w tej wymagającej dziedzinie.
Najnowsza premiera w warszawskim Teatrze Kwadrat z udziałem Marty Żmudy Trzebiatowskiej analizuje fenomen tej kobiecej umiejętności. W spektaklu „Moja kochana Judith” mamy splot intryg, które tka niczym wredny pajączek zadufany w sobie człowiek sukcesu. Manipuluje podległym mu pracownikiem, żoną i kochanką, by wieść wygodne i bezproblemowe życie.
Niestety dla niego, nic nie będzie takie proste i łatwe, jak sobie zaplanował. Katastrofa niby wisi w powietrzu, czego domyślamy się (jak to w komedii) od samego początku, ale w napięciu i z przyjemnością oglądamy jego widowiskową klęskę, po raz kolejny przekonując się, że zwycięzcą w takich pojedynkach będzie zawsze kobieca intuicja.
Świetnie zagrany (brawa dla Patryka Pietrzaka w roli podstawionego kochanka niedorajdy), pełen dowcipu i żywej akcji spektakl, który mimo zastosowania pewnego schematu komediowego bawi do łez i zmusza do refleksji nad kobiecą naturą i męskim teatrem pozorów. Przedstawienie godne polecenia szczególnie tym panom, którzy ulegli nieuleczalnej miłości własnej.