W wyniku tego Warszawa znalazła się nieoczekiwanie na wschodzie Polski, a Berlin – tuż przy polskiej granicy. Wilno, Lwów, Stanisławów i dziesiątki polskich miast przestały być polskie, zaś w zamian naszymi miastami stały się takie, które nawet nie miały ustalonych polskich nazw, jak choćby Legnica, nazywana początkowo Lignicą. Operacja niemająca odpowiednika w historii państw, które owszem, rozpadały się albo dzieliły, ale raczej nie bywały przenoszone w inne miejsce.
Utracona część (ładna część: była to jedna trzecia dawnej Polski) pod względem infrastruktury, poziomu materialnego i kultury życia stała nieporównanie niżej od tej, którą dostaliśmy w zamian. Zachowane powiedzonka w rodzaju „Anglik z Kołomyi” czy „pisz na Berdyczów” (oba to miasteczka na dalekich Kresach Wschodnich) pokazują, że zawsze ziemie te były zapadłą prowincją. Fakt, że ich nazwy przetrwały do dzisiaj w naszym języku, wskazuje, że są dla nas jak odcięta ręka, którą się dalej czuje.
Subskrybuj