To nie jest widowiskowy film akcji, tylko raczej tani film drogi.
Oto dwóch kuzynów, których babcia Żydówka pochodziła z Polski, wyrusza, żeby zwiedzić kraj swoich przodków. Mamy więc lądowanie na Okęciu, zameldowanie w hotelu, spacerek po Warszawie, rajd wokół pomników, wyjazd do Lublina, zwiedzanie obozu w Majdanku oraz wypad do Krasnegostawu, skąd pochodziła filmowa babka obu kuzynów.
Polska w filmie jest piękna jak z pocztówki. Kuzyni zwiedzają ją w rytmie kompozycji Chopina, których jest tu tyle, że cała opowieść tonie jakby w delikatnych utworach wielkiego Fryderyka. David (grany przez samego Eisenberga) to poukładany i skryty młodzieniec. Tymczasem jego kuzyn Benji (w tej roli świetny Kieran Culkin) to ekstrawertyczny luzak. Zderzenie tych charakterów jest więc nieuchronne.
Obaj kuzyni dołączają do grupy, by wspólnie z nią zwiedzać Polskę. To mała ekipa, w której dominują tacy jak oni, odbywający sentymentalną podróż Amerykanie żydowskiego pochodzenia. Grupie przewodzi Anglik, który z zapałem wzorowego pracownika biura podróży realizuje turystyczny plan.
Sielankowy nastrój wyprawy szybko burzy luzak Benji, który a to inscenizuje zabawny happening przed pomnikiem bohaterów powstania, przełamując turystyczną sztampę, a to czuje dyskomfort w wygodnym pociągu do Lublina, bo przecież przodkowie w mniej wygodnych transportach trafiali do obozów, a to wreszcie kontestuje natłok liczb i dat podawanych przez przewodnika i czysto turystyczny plan wycieczki, podczas której nie ma nawet czasu, aby spotkać się czy pogadać z Polakami.
Poukładany David przeprasza wszystkich za zachowanie kuzyna, ale sam wpada w rozterkę, czy aby Benji nie ma racji. Bo Benji chce przeżywać tę podróż prawdziwie i głębiej. Chce poczuć prawdziwy ból, a nie tylko fotografować i zaliczać kolejne turystyczne ciekawostki.
Delikatnej muzyki Chopina jest tu sporo, bo temat jest niezwykle delikatny. Eisenberg, którego prawdziwa, a nie filmowa rodzina pochodziła z Krotoszyna, zrobił filmową migawkę z kraju przodków. Tak bardzo dobrze chce powiedzieć o Polsce, tak bardzo nie chce nikogo drażnić.
Zgrabnie unika patosu, poruszając jednak smutne struny historii. Ten film na pewno był potrzebny takim jak on, by zmierzyć się z historią i upływającym czasem. Jest też potrzebny nam, by zrozumieć, że nawet będąc gwiazdą z Hollywood, Amerykaninem, który zagrał twórcę Facebooka Zuckenberga, można mieć kamyczki z Krotoszyna w sercu. Sentymentalny spacer po Polsce, momentami w stylu żartów Woody’ego Allena. Warto.