Jeśli chodzi o główne kraje, w których rezydują ocaleni Żydzi, w 2023 roku wyglądało to tak: 119 300 osób (czyli 49 proc.) mieszkało w Izraelu; 38 400 w Stanach; 21 900 we Francji; 18 200 w Rosji; 14 200 w Niemczech; w Ukrainie 7400; w Kanadzie 5800; na Węgrzech 3500; w Australii 2500; na Białorusi 2100; we Włoszech 1400 i tyle samo w Holandii; w Wielkiej Brytanii i Belgii – po 1200 ocalałych; w Polsce – 400. Szacunki przedstawiła Claims Conference, organizacja ds. roszczeń materialnych Żydów przeciwko Niemcom, pomagająca żydowskim ofiarom Holokaustu w uzyskaniu odszkodowania od Niemiec i Austrii.
Dane są bardzo interesujące dla opinii publicznej i strażników pamięci o prześladowaniach Żydów (pomordowanym podczas drugiej wojny światowej zadedykowany jest Międzynarodowy Dzień Pamięci ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ i przypadający 27 stycznia – w rocznicę wyzwolenia nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz). Świadkowie zagłady urodzili się w latach 1928 – 1945, a niewielki odsetek nawet wcześniej, po 1912 roku. W dzieciństwie doświadczyli piekła terroru, obozów i gett, byli zdani na siebie, musieli się ukrywać i uciekać, także w ramach przedwojennych Kindertransportów (chodzi o międzynarodową ewakuację żydowskich dzieci i nastolatków z Niemiec, którym reżim nazistowski pozwolił opuścić kraj, ale bez opieki dorosłych i z jedną walizką).
Dzięki transportom udało się ocalić ok. 10 tysięcy nieletnich – przyjętych przez rodziny w Wielkiej Brytanii – co uwieczniają pomniki w Gdańsku, Berlinie, Londynie. Niemal połowa żyjących ocalałych miała mniej niż 9 lat, a większość mniej niż 10. W czasie ludobójstwa europejskich Żydów w wyniku eksterminacyjnych działań nazistów zginęło ich 6 milionów, co odpowiada dwóm trzecim Żydów w Europie przed dojściem do władzy Hitlera. Dzieci miały najmniejsze szanse na przetrwanie prześladowań – naziści wraz z sojusznikami zamordowali ich ok. półtora miliona. Ci, którym udało się przeżyć, ukrywali swoje pochodzenie i żydowską tożsamość, milczeli o uśmierconych familiach, ale zostali obarczeni traumą niemożliwą do pokonania.
Teraz tamte dzieci są ostatnimi osobami, które na własnej skórze doświadczyły bezwzględności antysemityzmu. – Gdy umierają ocaleni, razem z nimi umiera kawałek żywej historii – powtarza Leon Weintraub. Urodził się w Łodzi, ma 98 lat i jest jednym z ocalałych żyjących Żydów, którzy za swój obowiązek uważają dzielenie się lekcjami potwornej historii, zwłaszcza w obliczu negowania Holokaustu i narastających w Europie nastrojów nacjonalistycznych. Ocalałym, takim jak Weintraub czy Włoszka Liliana Segre, niezwykle ciężko przychodzi pogodzić się z tym, iż – mimo licznych dowodów zbrodni nazistowskich – ludzie nadal są zdolni do negowania, że likwidacja Żydów w ogóle miała miejsce.
Weintraub miał 13 lat, kiedy naziści zmusili jego bliskich do opuszczenia domu i przeniesienia się do getta. Potem rodzinę deportowano do Auschwitz-Birkenau, gdzie zginęło ponad milion osób, głównie w komorach gazowych. Wśród nich była jego matka. Do dziś pamięta odór i dym wydobywający się z kominów. Weintraub uciekł z Auschwitz, dołączając do grupy więźniów wysłanych do pracy w innym obozie koncentracyjnym, następnie był przymusowo przenoszony do kolejnych obozów. W 1945 roku ważył 35 kilogramów, był wyniszczony przez tyfus.
Po wojnie podjął studia medyczne, pracował i osiedlił się w Polsce, skąd wyjechał do Szwecji z powodu fali antysemickiej. Wbrew doznanym krzywdom Weintraub głosi, że nienawiść i zemsta to drogi donikąd.